Opowieść Bękarta
Zamarła, przez moment kompletnie nie wiedząc, co robić, jak się zachować. Siedziała przy biurku, z głową pochyloną nad książką, wpatrując się w odręcznie zapisane słowa na kartkach, z nienaturalną dla siebie pustką w oczach. Westchnęła, ocierając dłońmi wyraźnie zmęczoną twarz.
Aby dowiedzieć się prawdy, nie przespała nocy, jednakże nie chcąc działać emocjonalnie, wsadziła książkę do szuflady, zamykając ją na klucz a następnie udała się w kierunku łazienki, by wziąć ciepły prysznic. Nie wiedziała, dlaczego, ale właśnie tam, do jej głowy napływały najlepsze rozwiązania do najtrudniejszych sytuacji.
Była zmieszana i lekko przestraszona. Nie spodziewała się takiego obrotu spraw, nie sądziła, że jeszcze kiedykolwiek znajdzie się w podobnej sytuacji. Myślała, że śmierć Voldemorta położy kres wszelkim intrygom, knowaniom, czy strachu o życie swoje i innych. Myliła się. Masa pytań i niepewności kotłowały się w jej głowie, jednak była pewna jednego - musiała jak najszybciej porozmawiać z profesorem Snapem, a następnie z Harrym.
Miała złe przeczucie od momentu, gdy w dziwnych i nie do końca wyjaśnionych okolicznościach zaginął jej mentor, Torquil Travers, jednak brakowało jej jakiegokolwiek punktu zaczepienia, a atmosfera w Ministerstwie była wystarczająco napięta, toteż nie chciała za bardzo węszyć. Nie spodziewała się jednak, że jedna, niewielka książka mogłaby wyjaśnić tak wiele. Zbyt wiele.
***
Wysoki, szczupły mężczyzna kroczył z lekko pochyloną głową, poprzez mocno zaniedbany oraz zarośnięty chwastami cmentarz. Ubrany był w czarny surdut i długą, powłóczystą szatę z kapturem, zasłaniającą jego twarz. Wokół było przeraźliwie cicho. Słychać było jedynie szelest wysokich traw, kiedy przedzierał się przez zarośla oraz złowrogi świst wiatru, który raz po raz się zrywał, zwiastując burzę. Budzącą grozę aura wzbogacał nadchodzący zmierzch, powodujący, że palące się na niektórych nagrobkach znicze, zaczynały mocno się odznaczać w coraz większej ciemności.
Minął ogromny, wieloletni cis, za którym widać było czarne zarysy małego, zaniedbanego kościoła z wybitą szybą w oknie i zniszczonym witrażem. Doszedł do wzgórza, na którym powinna stać drewniana chata, jednak wszystko wskazywało na to, że niedawno spłonęła, ponieważ zostały z niej jedynie zarysy dawnej budowli. Za domem rozpościerał się gęsto zalesiony, niemalże bezkresny las, który był celem jego podróży.
Szedł kilka godzin. Był to ogromny teren, jednak on wiedział, gdzie ich szukać, wystarczyła tylko chwila cierpliwości. Wreszcie napotkał upragnione bariery ochronne, więc wyjął różdżkę i machnął ją przed sobą kilka razy, w skupieniu szepcząc pod nosem inkantacje. Po kilku chwilach jego oczom ukazał się niewielki namiot, a obok niego świeżo rozpalone ognisko. Zrobił kilka kroków wprzód, jednak w tym momencie gałązka, łamiąca się pod naciskiem jego buta, zbyt głośno trzasnęła, przełamując głuchą ciszę, wywołując tym samym poruszenie wśród ludzi znajdujących się w namiocie. Ze spokojem odczekał, aż ktoś wyjdzie mu na spotkanie.
Po kilku chwilach z namiotu wyszedł przysadzisty, zgarbiony mężczyzna o ziemistej twarzy, ubrany w czarną, powłóczystą szatę. Prawą rękę zaciśniętą miał na różdżce, którą mierzył przed siebie. Jego spojrzenie było rozbiegane, brwi zmarszczone a szczęka mocno zaciśnięta. Nie bawił się w dociekanie, kto śmiał zakłócić jego spokój. Dostrzegłszy nieproszonego gościa przy swoim namiocie, cisnął w niego kilkoma zaklęciami, jednak wszystkie odbiły się od szczelnej tarczy oponenta.
CZYTASZ
Proces
FanfictionPo wojnie Złota Trójka staje w obliczu nowych wyzwań oraz istotnych dla ich dorosłego życia decyzji. Będą musieli odnaleźć się w na pozór bezpiecznej rzeczywistości oraz wybrać, w którą stronę pójdzie każde z nich. Severus Snape w tajemniczych okol...