Rozdział 30

903 126 111
                                    

Lojalność






Relacja pomiędzy Hermioną a profesorem Starkiem stawała się coraz bardziej wroga, przesycona wzajemną podejrzliwością oraz nieufnością. Blondwłosy czarodziej był zbulwersowany wścibstwem swojej uczennicy, oraz niezmiernie irytowało go, kiedy ktoś wtykał nos w nie swoje sprawy. Ostatnie, co było mu potrzebne, to nadgorliwa Gryfonka, węsząca wokół sprawy Mistrza Eliksirów, bądź co gorsza, starająca się dowiedzieć czegokolwiek na jego temat. Levente Stark był człowiekiem piekielnie inteligentnym, doskonale zdawał sobie więc sprawę z tego, że panna Granger od swojego powrotu z Australii coś przed nim ukrywała, jednak nie mógł dociec, co. Miał w istocie pewne podejrzenia, jednak nie chciał nawet wypowiadać ich głośno, czy w ogóle w nie wierzyć, więc uznał, że najlepsze, co mógłby zrobić, to czekać na rozwój wydarzeń, bacznie obserwując poczynania panny Granger. Hermiona natomiast, stała się bardziej uważna i również miała na oku profesora Starka. Oboje zdawali sobie sprawę z wzajemnego dystansu, jednak gdy sytuacja tego wymagała, potrafili po mistrzowsku zachowywać pozory. Młoda kobieta za nic nie chciała zdradzić swojego kontaktu z Mistrzem Eliksirów, ponieważ jasno dał jej do zrozumienia, że sobie tego nie życzy. Zresztą, mimo wielu zapewnień, Gryfonka wciąż nie mogła przekonać się do pana Starka i zapałać do niego szczerym zaufaniem. Jednego była pewna, chciała chronić prywatność profesora Snape'a, za wszelką cenę.

Do owutemów zostały niespełna trzy miesiące, więc atmosfera wśród siedmiorocznych stawała się coraz bardziej napięta. Niektórzy z opóźnieniem dopiero zabierali się za naukę, inni pochłaniali po kilkanaście opasłych tomów dziennie, aby jakimś cudem zdążyć do czerwca, a Hermiona natomiast, po raz piąty powtarzała cały materiał, choć i tak swoim zdaniem nie była jeszcze idealnie przygotowana. Czas uciekał nieubłaganie, marzec chylił się ku końcowi. Był chłodny, piątkowy wieczór. Panna Granger siedziała w bibliotece pochylona nad opasłą księgą z obrony przed czarną magią. Bezwiednie bawiła się lokiem, opadającym jej na czoło, który oplatała wokół palca i nawet nie zauważyła, kiedy po drugiej stronie stołu przysiadła się do niej Ginny.

- Hermiona? - odezwała się po dłuższej chwili rudowłosa dziewczyna, machając jej ręką przed twarzą, na co Granger podniosła zdziwione spojrzenie. - Wreszcie!

- Nie tak głośno! - zganiła ją szeptem, nachylając się w jej stronę. - Pani Pince tylko szuka pretekstu, żeby mnie wygonić.

- Dobrze, już dobrze. Przepraszam. - odparła z nieskrywanym rozbawieniem, po czym cichutko zachichotała, kręcąc głową. - Byłam w sowiarni i mam coś dla ciebie. - dodała, podając jej kopertę.

- Dzięki. - powiedziała, przewracając oczami, kiedy poznawszy charakterystyczne pismo, domyśliła się, od kogo był ten list.

- Mój braciszek, jak mniemam? - spytała Ginny z szelmowskim uśmieszkiem, unosząc prowokacyjnie brew.

- Ciekawe, czy tym razem się przyzna. - mruknęła, rozdzierając kopertę. - Robi ze mnie idiotkę myśląc, że o niczym nie wiem.

- Nie przesadzaj, może Ron po prostu jeszcze się zastanawia i nie chce ci nic mówić, póki nie jest w stu procentach pewien.

- Twój brat właśnie chce zmarnować siedem miesięcy ciężkiej pracy dla jakiejś fanaberii! - syknęła nieprzyjemnie, gromiąc ją spojrzeniem. - Zresztą, dopiero go przyjęli, na litość Merlina! Czasami mam wrażenie, że on niczego nie jest pewien.

ProcesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz