Rozdział 51

990 132 450
                                    

Coś się kończy, coś zaczyna







Uścisk na dłoni Hermiony nieco się wzmógł, więc zmusiło ją to do spojrzenia na Harry'ego. Jego mimika ukazywała skołowanie i strach. Oboje nie mieli pojęcia, co miał znaczyć taki obrót spraw. Dziewczyna przeniosła nerwowe spojrzenie na Snape'a, który nieco opuścił głowę i zacisnął szczękę. Wyglądał na spokojnego, jednak ona czuła, że Mistrz właśnie wyklinał w duszy Radę Wizengamotu z Shackleboltem na czele. Główna oskarżycielka natomiast, pani Doren, siedząca obok Kingsleya, głowę miała zadartą a w jej spojrzeniu tańczył czysty triumf oraz wyższość. Na jej ustach błąkał się delikatny, szelmowski uśmieszek, który mocno zaniepokoił obrońców.

- Jednakże. - kontynuował Shacklebolt, na co pani Doren ściągnęła brwi i spojrzała na niego ostro. - Na podstawie artykułu trzysta dziewięćdziesiątego czwartego, paragraf siódmy Karty Praw Wizengamotu, Minister Magii, jako Najwyższy Sędzia może w szczególnych okolicznościach zastosować prawo łaski, co niniejszym czynię. Mając na uwadze wszelkie okoliczności ujawnione w toku postępowania oraz niemożliwy do odparcia materiał dowodowy zgromadzony przez obronę, kara za popełnienie zarzucanych czynów zostaje oskarżonemu całkowicie darowana. Wszelkie namiary i ograniczenia magiczne, z dniem dzisiejszym zostają zdjęte. - dokończył, a następnie powstał i zdecydowanych ruchem stuknął laską w ziemię.

Hermiona zakryła usta dłonią a Harry wypuścił ze świstem powietrze, które wstrzymał, kiedy Shacklebolt zaczął swoją przemowę. Na ich twarzach widać było ogromną ulgę i radość, natomiast pani Doren nie wydawała się być zachwycona takim stanem rzeczy. Po kilku chwilach, członkowie Rady Wizengamotu powstali i powoli, jeden po drugim, bacznie obserwując Mistrza, zaczęli opuszczać salę przesłuchań.

Magiczna cela, w której znajdował się Snape zajaśniała na srebrno, po czym zmieniła się w przeźroczystą powłokę, a następnie kompletnie się rozpłynęła. Aurorzy, którzy go pilnowali, odwrócili się na pięcie i pomaszerowali w stronę wyjścia. Kajdany, krępujące jego nadgarstki oraz kostki pękły i opadły na kamienną posadzkę ze stukotem. Mistrz rozmasowywał zdrętwiałe kończyny, gdy nagle stanął przed nim sam Shacklebolt.

- Ufam, że to twoje. - szepnął Kingsley, po czym wręczył mu jego różdżkę.

Snape chwycił ją niepewnie i poczuł, jak prąd przechodzi po jego ciele z dłoni aż do przedramienia. Skinął mu głową, mierząc go badawczym spojrzeniem.

- To kredyt zaufania. Postaraj się sprawić, byśmy się więcej tutaj nie spotkali. - dodał Minister, z lekkim rozbawieniem, po czym spojrzał mu prosto w oczy i udał się do wyjścia.

Stał na środku okrągłej sali przesłuchań jako wolny człowiek, który rok temu powrócił zza grobu. Czuł się dziwnie. Wiedział, że zapewne masa pismaków, na czele z Ritą Skeeter oczekiwała w przejęciu przed gmachem Ministerstwa. Nie miał jednak najmniejszego zamiaru znosić wścibskich paparazzi, czy irytująco oślepiających fleszy, ponieważ istniało ryzyko, że wówczas mógłby bardzo szybko wrócić na tę salę, i to ponownie w roli oskarżonego. Przyszedł mu więc do głowy plan idealny.

- Granger. - zagrzmiał, widząc idących w jego stronę obrońców.

Dwoje Gryfonów, niezdrowo zadowolonych z siebie, stanęli obok niego z szerokimi uśmiechami na twarzach. Przez myśl Snape'a przeszło, że być może czekali na podziękowania, jednak prędzej piekło by zamarzło, niż Ślizgon dziękowałby Gryfonom.

ProcesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz