Rozdział 42

923 114 225
                                    

Wysokie ambicje








Hermiona siedziała w jednej z Londyńskich restauracji. Na zewnątrz powoli się ściemniało, a jej towarzysz wyraźnie się spóźniał. Nie pierwszy raz. Cieszyła się jedynie, że tamtego wieczoru, nie było zbyt dużego ruchu, dzięki czemu czuła się swobodnie. Kamienne ściany pomieszczenia, czarne meble i panujący wewnątrz półmrok nadawał restauracji zacisznego, prywatnego klimatu. W sam raz na przeprowadzenie osobistej rozmowy.

Uderzała palcami o drewniany blat stolika i co jakiś czas wyglądała za okno, mając nadzieję, że zauważy, jak będzie szedł. Po kilku minutach zerknęła na zegar naścienny na wprost niej i westchnęła z dezaprobatą. Niemalże od godziny powinien już tutaj być. Dała sobie jeszcze dziesięć minut, po czym zaczęła się zbierać, gdy nagle usłyszała dzwonek przy drzwiach wejściowych i spojrzała w tamtym kierunku. Chłopak stojący w progu rozejrzał się dookoła i widząc Hermionę uśmiechnął się, po czym podszedł do jej stolika. Ucałował osłupiałą dziewczynę w policzek, jak gdyby nic się nie stało i powiesił jeansową kurtkę na oparciu, po czym usiadł na przeciwko niej.

- Długo czekałaś? - wypalił, nadal się uśmiechając.

Hermiona uniosła brwi i spojrzała na niego, jakby był jakimś wyjątkowo dziwnym płazem. Nie mogła uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszała.

- Długo czekałam? - przedrzeźniła go, nie mogąc wyjść z osłupienia. - Czy ja długo czekałam? Ronald, spóźniłeś się prawię godzinę!

Mina chłopaka nieco sposępniała i momentalnie zmienił postawę na zamkniętą, splatając ręce na piersiach.

- Przepraszam. - mruknął, odwracając wzrok.

- Mogę się dowiedzieć, cóż tak ważnego cię zatrzymało? - odparła beznamiętnym tonem. - Albo kto?

Ron spojrzał na nią ostro i ściągnął brwi.

- Miałem trochę więcej pracy, to wszystko.

- Ronald, nie kłam. - rzekła poważnym, jednakże pozbawionym emocji głosem. Nie zamierzała robić przedstawienia, chciała jedynie znać prawdę. - Doskonale zdaję sobie sprawę, że nie pracujesz na razie w Ministerstwie, ba, podjąłeś rozmowy odnośnie twojej rezygnacji. Jak myślisz, kiedy powinnam się o tym dowiedzieć? Po fakcie?

Weasley westchnął ciężko i przez chwilę milczał, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Nie chciał jej zawieść a w tamtym momencie czuł, że to robił. Nie dawał sobie rady z ogromem pracy mimo, że wiedział, jak Hermiona była dumna z tego, że został Aurorem. To wszystko go przerastało, a na domiar złego, miał wrażenie, jak gdyby nikt go nie rozumiał, może poza Padmą... Nie umiał powiedzieć Hermionie, że sobie nie radził, ponieważ nie chciał wyjść na słabeusza. Chciał być dla niej silny, odpowiedzialny i na swój sposób męski. Chciał, aby czuła w nim wsparcie i oparcie, jednak jego ostatnie poczynania zdawały się przedstawiać go w zupełnie innym świetle.

- Dobrze, podjąłem decyzję. Odchodzę. - odparł po dłuższej chwili, a Hermiona w pierwszym momencie nie do końca była pewna, co tak naprawdę miało znaczyć, że odchodzi.

- Dlaczego? - szepnęła, kręcąc głową, ze smutkiem na twarzy.

- To nie jest dla mnie, Hermiono. Nie dam rady. Próbowałem jakoś się zmusić, przetrwać kryzys, ale to mnie po prostu przerasta. Chciałem to zrobić dla ciebie, cud, że w ogóle wytrzymałem na szkoleniu. Ja się tam męczę, rozumiesz?

ProcesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz