Rozdział 45

1K 131 267
                                    

Powrót do korzeni








Mistrz Eliksirów miał wyjątkowo paskudny humor. Kolejny raz, w tak piękny i melancholijny zarazem sposób śniła mu się Lily Evans, lecz kolejny raz obudził się zupełnie sam w swoim łóżku, na znienawidzonym Spinner's End.

Cierpiał w ciszy i samotności. Codziennie otwierał oczy i pierwsze, co czuł, to uporczywy ból głowy oraz gorycz, że wciąż musiał znosić beznadzieję swojego życia. Był zmęczony i zrezygnowany. Nie czekało go w tym życiu wszakże nic pozytywnego, więc nie widział sensu tej bezsensownej tułaczki, walki o wyimaginowane uzyskanie dobrego imienia. Nie dbał o to. Opinia innych na jego temat, była dla niego nieistotna i niewarta uwagi. Zadziwiała go jednocześnie pasja i zaangażowanie, z jaką ludzie wokół niego pracowali, aby jego proces przebiegł jak najmniej boleśnie. On jednak, zamiast walczyć, godził się wewnętrznie ze zbliżająca wizją Azkabanu.

Granger. Jakże ta dziewczyna uprzykrzała mu życie. Przychodziła niemal codziennie, aby zajmować jego cenny czas sprawozdaniami z pracy w Ministerstwie, jakby cokolwiek z tego, co mówiła, miało być dla niego interesujące. Zawsze taszczyła ze sobą ogromną torbę, wypełnioną aktami, książkami oraz mnóstwem notatek, a kiedy zaczynała mówić, niemal momentalnie czerwieniła się, niczym zawstydzona nastolatka, i z dziwną ekscytacją opowiadała mu, co nowego udało jej się ustalić. Niekiedy mówiła zdecydowanie za dużo, jednak Snape zawsze w takich momentach z bólem uświadamiał sobie, że być może Granger po prostu odbijała sobie w ten sposób te wszystkie lata, kiedy w szkole nie dopuszczał jej do głosu.

Zajmowała się głównie opracowywaniem materiału dowodowego, mającego pomóc im w uzyskaniu możliwie najniższego wymiaru kary. Dzięki przydzielonej sprawie, przez swojego mentora, miała również przepustkę, która upoważniała ją do wejścia do Azkabanu, więc korzystając z okazji, od czasu do czasu z niej korzystała, odwiedzając skazanych Śmierciożerców, by niby mimochodem nieco ich podpytać. Prowadząc kilka spraw na raz, nie mogła narzekać na nudę, jednakże czuła, że zatracenie się w pracy, było jej potrzebne, aby nie myśleć zbyt wiele o niepowodzeniach w życiu uczuciowym. Całe szczęście, miała Harry'ego. Chłopak bardzo jej pomagał, jak tylko mógł, nie tylko z pracą. Był dla niej ogromnym wsparciem.

Mimo wszystko, Snape czuł, że wielkimi krokami zbliżali się do osobistego, dokładnego przesłuchania w cztery oczy. W duszy już przeklinał ten dzień. Jej zaangażowanie w pracę było wręcz niezdrowe. Aby jakkolwiek odnaleźć się w tym wszystkim, uważnie obserwował zarówno zachowanie Granger, jak i Starka. Panna Wiem-To-Wszystko nie wzbudzała jego większych podejrzeń, gdyż z łatwością dało się z niej czytać, jak otwartej księgi, natomiast miał wrażenie, że Stark był mistrzem dwóch twarzy oraz utrzymywania pozorów. Tajemnica, jaką był owiany, powodowała, że Snape nadal mu nie ufał, uważnie patrzył mu na ręce, a także czekał niecierpliwie, na jakiś jego błąd.

W tej całej, dziwnej, pogmatwanej sytuacji, dodatkowo wzbogaconej o nieprzespane noce, za sprawą wizji, z pewną rudowłosą kobietą w roli głównej, jedyne ukojenie, dawało mu warzenie eliksirów.

Stał w swojej pracowni, w skupieniu siekając ingrediencje. Ubrany był jedynie w surdut, którego rękawy podwinął do łokci, aby się nie pobrudzić. Pomieszczenie składało się z wielu szafek z fiolkami, szklanymi słoikami, wypełnionymi nieprzyjemnymi dla oka esencjami, takimi jak części zwierząt i roślin, umieszczonych w galaretowatych zalewach o przeróżnych kolorach. Również przy ścianach stały ogromne, sięgające do sufitu regały z książkami. W centrum natomiast, znajdował się pokaźny, długi, mahoniowy stół z szufladami oraz miejscem na cztery palniki na blacie. Wokół lewitowały dwie świece, sprawiając, że panował półmrok.

ProcesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz