Rozdział 27

921 119 131
                                    

Przypadki chodzą po ludziach





Hermiona wraz z rodzicami zajęła miejsca przy stoliku w restauracji. Jej mama ubrana była w nienaganną, elegancką, czerwoną sukienkę za kolano z lekkim dekoltem i wyciętymi plecami. Na szyi miała srebrny naszyjnik ze szmaragdem, który dostała od męża w prezencie rocznicowym. Pan Granger ubrał czarny garnitur i białą koszulę, której mankiety dumnie eksponował złotymi spinkami z jego inicjałami, które dostał od żony. Czerwoną muchę specjalnie dopasował kolorystycznie do kreacji Jane. Hermiona, ubrana w butelkowo-zieloną sukienkę z długimi, koronkowymi rękawami z rozczuleniem obserwowała swoich rodziców, którzy nie szczędzili sobie czułości i cały czas trzymali się za ręce. Wyglądali obłędnie w swoich kreacjach, ale przede wszystkim, jakby byli głęboko, prawdziwie i do szaleństwa szczęśliwi.

Pomieszczenie było stylizowane na przytulne, pełne ciepła miejsce o niezapomnianym klimacie. Klasyczny, Włoski styl zawsze opierał się na elegancji i niewątpliwie taka właśnie była restauracja Maschera. Kluczową kwestią wnętrza, była niezwykła prostota i minimalizm. Nie było niepotrzebnych bibelotów czy ozdób. W restauracji panował klimatyczny półmrok a o lekko przygaszone oświetlenie dbały złote, modernistyczne lampy. Barwy pomieszczenia, utrzymane w kolorach ziemi, beżu oraz brązów, były niezwykle ciepłe i wręcz powodowały odprężenie, kiedy goście rozsiadali się w wygodnych, bordowych kanapach. Stoliki wykonane były z hebanowego drewna, które idealnie komponowały się z siedzeniami. Ściany pokrywała intensywna czerń, która w połączeniu z malowidłami naściennymi, przedstawiającymi ogrody oliwne, Włoskie winnice i poszczególne etapy tworzenia wina, nadawały pomieszczeniu wyjątkowego, romantycznego klimatu. Na każdym kroku było widać niesamowitą dbałość o detale, przez co restauracja prezentowała się niezwykle finezyjnie i elegancko. W powietrzu unosił się przyjemny zapach świeżych ziół, kwiatów oraz mocnej kawy. Słychać było również wolny, klimatyczny dźwięk muzyki bluesowej i jazzowej na przemian.

W restauracji panował spory ruch, jak to bywało wieczorami w tym miejscu. Kiedy kelnerka podeszła do ich stolika, cała trójka złożyła swoje zamówienia. Rodzice nie odrywali od siebie oczu a Hermiona ze wzruszeniem i lekkim uśmiechem obserwowała proste gesty czułości, jakie sobie okazywali choćby jednym spojrzeniem. Pomyślała sobie nawet wtedy, że wiele by dała, aby kiedykolwiek ktoś patrzył na nią w taki sposób, w jaki jej tata patrzył na mamę i odwrotnie... Nie musiała czekać długo, gdyż w istocie poczuła, jakby ktoś ją obserwował. Rozejrzała się delikatnie i z lekką niepewnością dookoła, jednak nikogo nie zauważyła, choć nadal czuła na sobie czyjś wzrok. W pewnym momencie, kiedy goście krzątający się po sali usiedli przy swoich stolikach, zauważyła w oddali mężczyznę w czerni, który rzucił jej się w oczy, kiedy światło odbiło się od jego kieliszka z krwisto-czerwonym winem. Serce podeszło jej do gardła i poczuła lekkie mrowienie w karku nie bardzo wiedząc, czy to znów był zwykły przypadek, czy może jednak ją śledził, bądź czegoś od niej potrzebował.

- Hermiono? Słuchasz nas? - wyrwał ją z zamyślenia głos mamy. Dziewczyna uniosła ze zdziwieniem brwi i uśmiechnęła się do niej przepraszająco.

- Przepraszam, zapatrzyłam się na tamten obraz. - odparła, niedbale machając ręką przed siebie. Jej tata odwrócił się, aby zlokalizować malunek, po czym ściągnął brwi.

- W takim razie masz całkiem niezły wzrok, ja nic nie widzę. - powiedział z lekkim zmieszaniem.

- Od dawna ci mówiłam, żebyś poszedł do okulisty. - zganiła go pani Granger.

ProcesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz