Rozdział 12

1K 132 82
                                    

Życie po życiu





Z każdym kolejnym dniem Levente Stark czuł się coraz bardziej swobodnie w roli nauczyciela. Choć wiedział, że ta funkcja jest niezbędna dla dobra interesów, oraz zajmował się w przeszłości o wiele bardziej skomplikowanymi zadaniami, niemniej jednak pierwsze lekcje wprawiały go w lekkie zakłopotanie oraz dostarczały mu niemałej dawki stresu. Kto by pomyślał, że łatwiej przyszłoby mu kogoś zabić, niż kształcić młode umysły przez kilka godzin dziennie z profesorskiej katedry. Czuł odpowiedzialność za to, co uczniowie wyniosą z jego wykładów, toteż podchodził do swoich zajęć w sposób bardzo profesjonalny, ale również starał się zaciekawić podopiecznych swoim przedmiotem.

Mimo wszystko cieszył się ze swojej pracy. W każdej sytuacji próbował zawsze znaleźć jakieś pozytywne aspekty a tutaj, mimo wszystko, było ich od groma. Mógł zająć czymś swój umysł, był odpowiedzialny za swoich uczniów i organizację lekcji, więc czuł się potrzebny, z dumą i radością obserwował zaciekawione twarze, kiedy poruszał nowe zagadnienie, zwłaszcza z pierwszoroczniakami, a także w pewnym sensie rozwijał swoją kreatywność, ponieważ lekcje z pierwszym rokiem znacznie się różniły od tych z siódmym. Wszystko to było dla niego nowe, ale też intrygujące i ekscytujące. Coraz bardziej lubił swoją pracę. Oczywiście, jak wszędzie zdarzały się przykre bądź uciążliwe sytuacje, uczniowie również dzielili się na wybitnych, przeciętnych i bardzo słabych, nie mniej jednak to również uczyło go wychodzenia ze strefy komfortu, większego opanowania i podejścia do młodzieży, a także traktowania uczniów w sposób indywidualny, oraz poszukiwania możliwie najlepszego wyjścia z każdej, nawet najcięższej dla młodego człowieka sytuacji.

Weekend Levente spędzał na Spinner's End pilnując i pielęgnując Severusa. Kiedy miał zajęcia w Hogwarcie, mistrza poprzez obraz doglądał Albus, który w razie zagrożenia od razu poinformowałby Starka. Dodatkowo na każdej przerwie profesor osobiście zjawiał się w domu Snape'a, by mieć pewność, że wszystko jest w porządku.

Był chłodny, niedzielny wieczór. Wrzesień chylił się ku końcowi, toteż z każdym kolejnym dniem pogoda ulegała pogorszeniu. Poranne przymrozki jasno dawały do zrozumienia, że lato na dobre ustąpiło miejsca jesieni. Levente nie znosił tej depresyjnej, deszczowej, wietrznej pory roku. Był zdecydowanie ciepłolubny, więc co chwilę musiał rzucać na siebie zaklęcia ocieplające, mimo że siedział w salonie przy kominku, przykryty kocem i popijał napar z yerba mate. Obok niego leżało kilka książek do obrony przed czarną magią oraz notes, w którym zapisywał plan na najbliższe lekcje dla trzeciego roku. W pewnej chwili usłyszał dźwięk zegara, który wybijał godzinę ósmą wieczorem. Odłożył yerbę na stół oraz koc na kanapę i z różdżką w dłoni wszedł na piętro wyżej do sypialni mistrza. Gdy znalazł się w środku, zastał go w pozycji półsiedzącej, jednak jego mimika twarzy zdradziła, że coś ewidentnie go bolało.

- O, nie śpisz. - zaczął Stark i podszedł do jego łóżka. - Uchylę okno, żeby trochę tutaj przewietrzyć. Pomóc ci się przykryć, czy dasz sobie radę? - spytał, na co mistrz z lekkim jęknięciem naciągnął płótno na nagą klatkę piersiową.

Levente usiadł na krześle przy łóżku mistrza i machnięciem różdżki wyczarował kroplówkę, którą wkłuł w centralną żyłę na szyi mistrza. Snape syknął, kiedy poczuł rwący ból nieopodal długiej rany po Nagini. Spiął się lekko, kiedy zauważył, jak grubą rurkę ma wpiętą w szyję. Stark otworzył worek kroplówki i wlał do niego kilka eliksirów, po czym machnął kilkukrotnie różdżką, mrucząc pod nosem inkantacje. Kroplówkę otoczyła zielona poświata, która po chwili zniknęła, a worek samoczynnie się zamknął.

ProcesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz