Rozdział 64

1.4K 139 366
                                    

Nikt nie mówił, że będzie łatwo







Szalała istna ulewa, tak typowa dla letnich wyładowań atmosferycznych, jednak ani silne grzmoty, ani złowrogie błyski nie były jej straszne. Powoli zaczynało się ściemniać, gdyż nastał wieczór. Wokół unosił się przyjemny zapach deszczu i szum drzew, miotanych na wszystkie strony przez porywisty wiatr. Biegła, ile sił w nogach, na ułamanych obcasach przez Zakazany Las, kierowana instynktem, impulsem, mieszaniną najróżniejszych emocji. Ledwie łapiąc powietrze, wbiegła na polanę, która prowadziła w stronę niewielkiego strumyku, rozdzielonego maleńką, drewnianą kładką. Poraniła sobie nieco twarz, przebijając się przez zarośla, jednak w ogóle nie zwracała uwagi na te powierzchowne rany.

Stał na tej kładce, tyłem do niej, oparty dłońmi o drewnianą barierkę, pochylony nieco wprzód. Zamarła na moment, czując ścisk w sercu i powoli do niego podeszła. Gdy stanęła obok wyprostował się i odwrócił w jej stronę z kamiennym wyrazem twarzy, jakby czekał na jej reakcję.

- Co ty sobie wyobrażasz?! - zagrzmiała, pchając go gwałtownie w ramię, na co lekko zachwiał się na nogach. - Zjawiasz się po pół roku i myślisz, że możesz znów mieszać mi w głowie?!

Łzy napłynęły jej do oczu i wciąż do niego coś mówiła, jednak dla niego to już nie było ważne. Nawet nie zwrócił uwagi, że zwracała się do niego na ty. Przyszła, więc podjęła decyzję. Tylko tyle było mu potrzebne.

Deszcz przemoczył ich do suchej nitki. Hermiona stała z zaciętym wyrazem twarzy, cała mokra, z rozmazanym makijażem, a jej suknia ubrudziła się błotem, gdy biegła przez las i kompletnie przylgnęła jej do ciała. Całe szczęście, że upięła włosy w kok, ponieważ dzięki temu nie zachodziły jej na twarz, w przeciwieństwie do Snape'a. Jego kruczoczarne strąki przylepiły mu się do twarzy i całkiem się ulizały, przez co wyglądał, jak zmokły nietoperz, a oboje przypominali dwa, chodzące nieszczęścia.

- Jesteś nienormalny, rozumiesz?! - zawyła, krzywiąc się z bólem, straciwszy kontrolę.

- Wiedziałaś to od samego początku, a jednak za mną poszłaś. - szepnął, przekręcając nieco głowę w bok i patrząc na nią spod przymrużonych oczu. - Więc wychodzi na to, że ty również jesteś nienormalna.

- Nieszczęścia chodzą parami? - zironizowała, nieco się uspakajając i ocierając łzy wraz z makijażem, brudząc się przy tym paskudnie.

- Ty mi powiedz. - mruknął enigmatycznie. - Wyglądasz okropnie. - parsknął złośliwie, a ona nie wytrzymała i wybuchła śmiechem, unosząc głowę w górę, jakby chciała przemyć twarz w deszczu z resztek makijażu.

- A ty, jak zmokły nietoperz. I to w dodatku z lochów. - parsknęła, robiąc krok w jego stronę.

Stali tak, przyglądając się sobie badawczo, nie zwracając uwagi na to, że ulewa wciąż trwała w najlepsze. Oboje wręcz ociekali deszczem, jednak mogli by przysiąc, że żadne z nich jeszcze nigdy nie czuło się tak dobrze.

- Ja tak nie potrafię. - powiedziała wreszcie, przerywając ciszę między nimi, na co spiął się lekko. - Jeśli to wszystko ma mieć jakikolwiek logiczny sens... Muszę wiedzieć, że drugi raz mi tego nie zrobisz. Co jest między nami, do cholery? - jęknęła ze zrezygnowaniem.

ProcesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz