Rozdział 59

907 127 333
                                    

Po raz pierwszy w życiu







Siedział na łóżku w swojej sypialni, z lekko pochyloną głową wprzód i dłońmi splecionymi na karku. Był już po którymś z rzędu zimnym prysznicu, aby wypłukać z siebie alkohol, otrzeźwić się nieco i przede wszystkim ochłonąć. Nic jednak nie pomagało, a on, mimo upływu kilku godzin, wciąż myślał o tym, co wydarzyło się dokładnie o północy.

Najwidoczniej chciała wykorzystać jego chwilową niedyspozycję przez lekko zaćmiony alkoholem umysł. Może i był ułomny emocjonalnie, ale przyspieszonego oddechu, zamglonego wzroku, rozchylonych ust, jakby oczekujących jego reakcji i nadziei, podsycanej tym specyficznym błyskiem w oku, po prostu nie dało się oszukać. Odsłoniła przed nim karty, sporo ryzykując, ale jednak dobitnie dała mu do zrozumienia, czego chciała. I przez to wszystko skomplikowała.

"Profesorze".

To krótkie, proste słowo sprowadziło go na ziemie i otrzeźwiło. Może osiągnęłaby swój cel, może udałoby jej się to, co zamierzała, gdyby tylko nie nazwała go w ten sposób. Jak można pocałować kogoś, kto wciąż widzi cię jako zwykłego profesora? Zakładając, że w ogóle można by było pocałować połowę młodszą, byłą, irytującą uczennicę. W każdym razie, już nawet "proszę pana" w tej sytuacji brzmiałoby lepiej. Albo gdyby nie powiedziała nic. Wszystko zepsuła. Choć z drugiej strony lepiej, że nic się nie stało.

Odchrząknął i położył się na plecach, wlepiając zmęczone spojrzenie w sufit. Rozmyślał jeszcze jakiś czas, gdy niespodziewanie przyszedł sen, przenosząc go do innego świata.

Wiedział, co za moment nastąpi, gdyż ponownie był na tej piekielnej plaży, ubrany w ten sam, niedorzeczny strój, co poprzednio. Stojąc twarzą do morza, odwrócił się i dostrzegł dwa leżaki pod palmą, oddzielone stoliczkiem, na którym leżały dwa drinki. Na jednym z leżaków znajdował się Levente, cały na biało, który na widok Severusa zdjął czerwone okulary i uśmiechnął się perliście.

- Tak myślałem, że spotkamy się szybciej, niż ci się mogło wydawać. - zaczął Stark, zapraszając go na leżaczek obok.

Snape'a zaskoczyło, że nawet we śnie czuł, iż jego umysł nie do końca jeszcze wytrzeźwiał. Nie mając siły na kłótnie, czy przepychanki słowne, usiadł spokojnie na swoim miejscu.

- Miałeś ciężki dzień, napij się. - zaproponował z dobrocią, na co Mistrz przyjrzał mu się badawczo i chwycił drinka, upijając go do połowy.

Levente uśmiechnął się tajemniczo, pstrykając palcami. Po chwili, obok nich pojawił się niewielki gramofon, z którego cichutko zaczęła grać jedna z piosenek Steviego Wondera.

- Twoja dusza wręcz krzyczała, bym przyszedł.

- Jeśli słyszysz głosy, zbadałbym się pod kątem schizofrenii. - burknął Mistrz, bawiąc się palemką w drinku.

- Z naszej dwójki to ty rozmawiasz ze zmarłym, więc byłbym bardziej roztropny w swojej ocenie. - zaśmiał się Stark. - Jak się czujesz?

- A ty co, bawisz się w terapeutę?

- Poniekąd. Mówiłem ci już, że jestem, by pomóc.

- Czy do ciebie dociera, że ja nie chcę żadnej pomocy?! - warknął, opróżniając swojego drinka.

ProcesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz