Rozdział 31

925 116 199
                                    

April Fools'





Obudził się wypoczęty, jak nigdy. Pewna myśl zaprzątała jego głowę, jednak wolał dać sobie o wiele więcej czasu, niż było to konieczne. W końcu nie codziennie wraca się zza grobu. Uporczywy, przeszywający ból niemalże całego ciała minął, skroń przestała boleśnie pulsować, prawa ręka wreszcie nie drętwiała, nawet ślinę mógł swobodnie przełknąć bez uczucia nieprzyjemnego pieczenia. Codzienne, poranne krwotoki z nosa odeszły w niepamięć, oddech wreszcie mu się wyrównał i przestał być charczący, a dyskomfort w klatce podczas oddychania pozostał jedynie przykrym wspomnieniem.

Severus Snape stanął na nogi i był żywy, jak nigdy dotąd. Przynajmniej pod względem fizycznym. Nabrał dystansu do tego, co wydarzyło się na przestrzeni niemalże minionego roku. Był prawie pewien, że podczas konfrontacji nie da się ponieść emocjom i zachowa kompletny spokój. Nadszedł więc najwyższy czas na wyjaśnienia.

***

Levente aportował się na Spinner's End w wyjątkowo paskudnych humorze. Nigdy nie rozumiał niedorzecznych żarcików, jakie ludzie sobie robili w prima aprilis, jednakże dzisiaj wszystko przekroczyło wszelkie granice. Pierwszoroczni, którzy nie do końca radzili sobie z opanowaniem wszystkich zaklęć, zamiast zaczarować podłogę, aby przypominała kisiel, zrobili w jego klasie czarną dziurę, która o mało nie pochłonęła wyjątkowo słabego i chuderlawego Krukona. Pewien czwartoroczny Puchon myślał, że Levente da się nabrać na stary, jak świat dowcip z podmienieniem cukru na sól, natomiast siódmoroczna Ślizgonka próbowała napoić go Amortencją, zamiast sokiem dyniowym, choć w tym ostatnim przypadku nie był pewien, czy to aby na pewno miał być żart, czy może jednak zamach. Zdawał sobie sprawę, że podobał się uczennicom, ale eliksir miłości to już była gruba przesada.

Z irytacją otworzył drzwi i udał się w kierunku salonu, ocierając materiałową chustką resztki plazmy z czoła, pamiątkę po eksplozji z zastępstwa z piątym rokiem, gdy nagle kompletnie go zmroziło. Stanął pośrodku pokoju w bezruchu, z głupawo uchylonymi ustami.

- Zamknij buzię i przestań się na mnie gapić, jak ciele w malowane wrota. - rzekł mężczyzna, jedwabistym barytonem, siedzący w fotelu, upijając łyk czarnej kawy.

Levente spojrzał machinalnie na obraz Dumbledore'a, jednak jego właściciela nie było w ramach.

- Widzę, że rozgościłeś się w moim domu. - dodał z niezadowoleniem wyczuwalnym w głosie, rozglądając się dookoła.

- Severus... - szepnął Levente, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

Mistrz Eliksirów skrzywił się okropnie i z odrazą odłożył filiżankę na stół, patrząc gniewnie na blondwłosego. W duszy zaczął nawet podejrzewać Starka o skłonności homoseksualne, gdyż uwielbienie, z jakim wypowiedział jego imię, przysporzyło mu paskudnych mdłości.

- Lepiej usiądź, gdyż w przeciwnym razie zemdlejesz przez tę dziwną ekscytację. - zironizował, na co Levente posłusznie wykonał polecenie.

- Jak się czujesz? - spytał ze szczerą troską. - Potrzebujesz czegoś?

- Wyjaśnień. - skwitował, utkwiwszy wzrok w jakimś dalekim punkcie na prawo od Starka. - Żądam jedynie wyjaśnień tej całej, niedorzecznej sytuacji i byłoby lepiej, szczególnie dla ciebie, gdybyś mnie nie zmuszał do użycia Legilimencji.

Severus sprawiał wrażenie opanowanego, jednak w duszy aż kipiał z wściekłości. Postanowił jednak zachować kompletny spokój i nie dać się ponieść emocjom. Musiał mieć absolutnie chłodny umysł, jeżeli miał zamiar czegokolwiek się dowiedzieć. Bezsensowne awanturowanie się, bójka czy rzucanie inwektywami nie przyniosłoby niczego dobrego i pożytecznego.

ProcesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz