Ugh. Kretyn. Idiota. Debil. Kompletny dureń. Co ty sobie myślałeś? Czemu sądziłeś, że to będzie dobry pomysł? Oczywiście, bo chciało ci się dowiedzieć co jest z wybrańcem. Jasne. Co by powiedzieli inni? Co by powiedział ojciec? Nie, nie, nie.
Spokój. Spokój nas uratuje.
Ta, spokojnie jak na wojnie.
Ale z drugiej strony... Ojciec chciał żebym bym najlepszy. A Potter tylko mi w tym pomaga. Nic więcej. Tak! Potter pomaga mi być takim, jakim chce mnie widzieć on. Dokładnie. Nie mam się czego bać.To tylko zwykłe osiąganie celu. Nieważne w jaki sposób.
Znalazłem się na siódmym piętrze. Rzuciłem okiem na zegar stojący przy ścianie i z zadowoleniem zauważyłem, że była 19.59. Idealnie, tak jak zawsze. Z tego co widzę chłopak jeszcze nie raczył się pojawić, więc to na mnie spada obowiązek wymyślenia pokoju. Świetnie. Co powinno w nim być? Mieliśmy ćwiczyć zaklęcia i robić to, co on tam potrzebuje. Coś mi się wydaję, że na razie się wstrzymam z poleganiem na wiedzy bruneta i skupimy się na nim. Nie widzi mi się odkrywanie moich problemów przed gryfonem, nawet jeśli jestem w 98 procentach pewny, że nic z tym nie zrobi. Te 2 procent często bywają zdradliwe.
Hm co by tu... - zacząłem chodzić w dwie strony, powoli wyobrażając sobie nasze przyszłe miejsce spotkań. Jeśli w ogóle będzie ich więcej.
Na pewno musi być przytulnie i w guście. Nie będę kisił się w ponurym, nudnym i odpychającym pokoju w odpychającym towarzystwie grzmotter'a. Tego byłoby za wiele.
Kanapa, kominek. Zdecydowanie musi być kominek. Książki, żeby było klimatycznie. Jakiś dywan i stół. Tak, musimy mieć przy czym siedzieć.To będzie porażka.
Wyrzuciłem pesymistyczne myśli z głowy. Myśl pozytywnie - zironizowałem rady Pansy i zatrzymałem się. Przede mną pojawiły się ciemne drzwi.
Teraz albo nigdy. Wszedłem do środka.
Rozejrzałem się dookoła i zająłem miejsce na kanapie. Zerknąłem ponownie na zegar wiszący obok regału z książkami.
Spóźnia się.
Oczywiście. Czego mogłem się spodziewać? Wstałem i podszedłem do biblioteczki. Przynajmniej zrobię coś konkretnego zanim panicz się zjawi.
Nagle usłyszałem głośny huk, przez który odwróciłem się w stronę wejścia. Stał tam nikt inny jak Harry Potter we własnej osobie. Cały zdyszany i wyglądający jakby właśnie przebiegł maraton. Krawat praktycznie rozwiązany, a koszula wystawała ze spodni.
Jednym słowem - żałosny widok.Nie dałem jednak poznać po sobie tego, że zauważyłem w jakim stanie jest wybraniec i zamiast tego uśmiechnąłem się pobłażliwie.
- Spóźniony - powiedziałem łagodnie i odłożyłem książkę w grubej, brązowej oprawie na miejsce. Jeszcze do niej wrócę.
- Wiem, wiem, wiem, przepraszam - wydusił na jednym wydechu trzaskając drzwiami, na co się skrzywiłem. Skąd w nim tyle agresji? - Ron zatrzymał mnie przed wyjściem i zaczął wywiad gdzie idę, z kim i po co. Znowu - przewrócił oczami. - Jakbym nie umiał sam o siebie zadbać. - wszystko jasne. Wiewióra. Spoko grzmocie, nie tylko ciebie wkurza.
- Sądząc po tym co działo się w poprzednich latach? Nie umiesz - parsknąłem i wróciłem na kanapę.
- Dobra, zamknij się. Wiesz o co chodzi - westchnął i rzucił się na fotel obok. - Na co patrzysz? - zmarszczył brwi, gdy zatrzymałem na nim wzrok odrobinę za długo.
- Na twój koszmarny krawat. Zrób z nim coś - zirytowałem się, że jednak ktoś zauważył, że on zauważył.
- Em, przepraszam? - zdjął go i odłożył na stolik. - To...zaczynamy?
CZYTASZ
•Believe• {Drarry}•
FanfictionPo śmierci Syriusza, z Harrym jest coraz gorzej. Mimo jego pogarszającego się stanu zdrowia, nie chce pomocy. Gnije wewnętrznie, nie dopuszczając do siebie nikogo. Czy stara, nie najlepiej zaczęta znajomość może przerodzić się w coś, co uratuje złot...