.19.

6.2K 353 140
                                    

W taki sposób znalazłem się w sytuacji bez wyjścia. Siedziałem bezczynnie na łóżku, opierając się o jego metalowe wezgłowie, niewygodnie wbijające mi się w plecy. Tuż obok mnie, na małej, również metalowej szafeczce, poustawiane były różne leki, moja różdżka, butelka wody i parę słodyczy, przyniesionych tego samego dnia przez Ron'a. Chłopak, gdy dowiedział się, że mam spędzić tu przynajmniej kolejny tydzień, niemal natychmiast wybiegł z sali i po niedługim czasie wrócił z rękoma pełnymi różnych przysmaków. Jak on to powiedział? ,, Bez tego tutaj umrzesz,,? Tak, chyba tak. Dzięki Ron, ale nie wiem czy nie byłoby to jedną z lepszych opcji.

Teraz jednak, gdy tak prawie leżąc, patrzyłem się na swoje długie palce i chude dłonie, z widocznymi żyłami oraz odznaczającymi się kośćmi, nie czułem żadnych negatywnych emocji. Szczerze, nie czułem nic. Znajdowałem się sam w pustym, ciemnym pomieszczeniu, oświetlanym jedynie przez wątłe światło, i tak wypalającej się już świecy. Bez ludzi, bez hałasu, bez żywej duszy i wcale nie było mi z tym źle. Czułem się dobrze.
Chociaż... Może dobrze to za duże słowo. Za mocne jak na to, jak się wtedy czułem, a na pewno nie wyrażające tego całkowicie. Nie zadręczałem się dziwnymi, ponurymi myślami, towarzyszącymi mi od początku wakacji. W mojej głowie nie kłębiły się różne teorie i domniemania, a ja nie czułem się ciężki. Czułem się nijako. To może być dla niektórych dziwne, ale w moim przypadku nijako, znaczyło niemalże to samo co dobrze. Nie byłem przygnieciony ciężkimi kamieniami, spoczywającymi na dnie mojego umysłu, zagnieżdżonymi gdzieś tam, głęboko w moim sercu, ale nie czułem się też szczęśliwy. Całe moje ciało zalała przyjemna fala nicości, która była opcją lepszą, niż jakakolwiek inna, z którą miałem do czynienia w przeciągu ostatnich paru miesięcy. Bo dla takiego człowieka jak ja, już nie było dobrze. A ono nie było definiowane poczuciem szczęścia, czy powodzenia. Nie.
W przypadku moim i wielu innych ludzi dobrze znaczyło już coś zupełnie innego. Mieliśmy własną definicję naszego dobrze, a istniało ono wtedy, gdy nasz organizm nie chciał zabić się sam od środka. Było tak, gdy nasz umysł przestawał odczuwać chęć autodestrukcji, a sztorm sprzecznych emocji i odczuć, panujący w środku ustawał na parę krótkich chwil. I wtedy było dobrze. Wtedy mogliśmy uwolnić się od zacieśniających się wokół naszego ciała i umysłu sideł, by znów móc rozprostować kończyny i nabrać choć trochę sił, potrzebnych do przetrwania nadchodzącej burzy. To właśnie wtedy czułem - miłą, niezobowiązującą nicość, sprawiającą, że poczułem się choć w małym stopniu dobrze.

Zastanawiałem się jak będzie wyglądał ten rok. Naprawdę miałem nadzieję, że tym razem nie stanie się nic, co przysporzyłoby mi więcej problemów niż już mam, bo naprawdę ich nie potrzebowałem. Wygląda na to, że się przeliczyłem. Tym razem nie chodizlo jednak o głupi plan Voldemorta lub jakiś głupi turniej. Turniej, w którym został zamordowany Cedrik, a przez ciebie Voldemort ożył. Tego roku to moje własne problemy sprawiały, że nie wiedziałem czy wrócę do Dursley'ów taki sam. Szczerze miałem nadzieję, że do tego nie dojdzie, ponieważ z całego serca starałem się przetrwać ten rok i wrócić do mojego obskurnego pokoju w ich domu. Nie pakowałem się w kłopoty i omijałem wszelkie tajemnice oraz zagadki przewijające się przez zamek. Walczyłem z tyloma stworami i przeciwnościami, a okazało się, że nie mogę poradzić sobie z samym sobą. Inaczej nie leżałbym sam w skrzydle szpitalnym z etykietką anorektyka, bo pewnie tak myśli teraz o mnie pani Pomfrey.

Już to widzę: Harry Potter, chłopiec który ma anoreksję. Prawda jest taka, że wcale jej nie mam. Nie mam i nie chcę mieć. To wcale nie tak, że nie podoba mi się to, jak wyglądam. No może poza tym, że mógłbym trochę przybrać na wadze, ale to zupełne przeciwieństwo. Nie jem nie ze względu na wygląd, czy przez to, że nie chcę. Ja po prostu czuję, że jakbym miał coś zjeść to zwróciłbym wszystko, zanim zdążyłoby przejść przez mój przełyk, a to nie jest nawet zależne ode mnie. To wszystko coraz bardziej wymyka mi się z rąk, a ja nie nadążam z łapaniem. Teraz czekam jeszcze tylko, aż mnie stąd wypuszczą, a ja będę mógł wrócić na treningi. Doskonale wiem, że muszę poćwiczyć, bo w tym roku wyjdzie na to, że to właśnie przeze mnie przegramy. Muszę się ogarnąć. Nie mogę zawieść kolejnych osób.

•Believe• {Drarry}•  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz