.17.

6K 370 129
                                    

Natychmiast podniosłem się do siadu i zacząłem łapać oddech, którego w tamtej chwili tak potrzebowałem. Zrzuciłem z siebie kołdrę i usiadłem po turecku na materacu, łapiąc się za głowę. Ciągnąc za końcówki przydługich już włosów powtarzałem jak mantrę: to tylko sen.

Oddychałem szybko, niespokojnie, z szybko bijącym sercem. To tylko sen. To tylko sen. Uspokój się.
Wstałem z łóżka, czując jak zimna podłoga przyprawia moje rozgrzane ciało o gęsią skórkę. Założyłem na nogi kapcie i poszedłem do łazienki. Skrzywiłem się na mocne światło rażące moje oczy i zamrugałem parę razy, by przyzwyczaić się do jasności pomieszania. Stanąłem na przeciwko lustra i oparłem ręce na umywalce. Wziąłem parę głębszych wdechów i spojrzałem na swoje odbicie. Żyję. Nic mi nie jest. Ta sama twarz, te same włosy, ten sam wzrost, te same oczy.

Oczy odcienia zieleni, kojarzącym się z jednym z zaklęć niewybaczalnych.

Co to miało znaczyć? Teraz zamiast Syriusza będę widział zniszczone wioski?   Miałem nadzieję na poprawę, a jest coraz gorzej.

Odkręciłem kurek z zimną wodą i nabrałem jej w dłonie. Opłukałem twarz, by otrząsnąć się po tym koszmarze, po czym zgasiłem światło i znów wkroczyłem w ciemność.
Starając się nie wejść na żaden kufer ani nie potknąć się o porozrzucane po pokoju ubrania, dotarłem do mojego łóżka i położyłem się na nim. Przetarłem twarz dłońmi i wziąłem do ręki mały zegarek, leżący na szafce nocnej obok.

3:28. Cudownie.

Nie ma opcji, żebym teraz zasnął. Nie po tym, co widziałem. Oczy piekły mnie od niedoboru snu, a głowa zaczęła pulsować. Czekają mnie jeszcze przynajmniej 3 godziny samotnego egzystowania, zanim ktokolwiek w tym domu się obudzi.
Lepiej być nie mogło.
Usiadłem na zimnym parapecie okna i oparłem głowę o szybę. Co się ze mną dzieje?

Po niekrótkim czasie siedzenia i wpatrywania się w krajobraz za oknem, poczułem chłód. Dziwne, że dopiero teraz idioto. To chyba nie był najlepszy pomysł. Zeskoczyłem z parapetu i spojrzałem na zegarek.
4:52.  Czemu czas tak wolno płynie?  Wziąłem do rąk koc i wyszedłem z sypialni, kierując się w stronę kominka w pokoju wspólnym. Chyba jeszcze nigdy nie widziałem, żeby był tak pusty. Ani jednego gryfona.
Usiadłem na kanapie przykrywając się kocem i oparłem głowę o oparcie. Oczy zaczynały piec mnie coraz mocniej, domagając się odpoczynku, którego nie mogłem im dać. Wszystkie mięśnie zaczynały boleć i odmawiać prawidłowego funkcjonowania. Było mi zimno i byłem przerażony. Przerażony tym co widziałem, tym co dzieje się w mojej głowie i tym co ma nadejść. Z dnia na dzień oddalam się od moich bliskich i znajomych z domu. Już nie jesteśmy tak blisko jak kiedyś, nie spędzamy beztroskich wieczorów na rozmowach do późnej nocy w atmosferze śmiechu i radości. Ja ich już tak nie spędzam. Zawsze mam jakąś wymówkę, by nie spędzić z nimi czas, a tak naprawdę bardzo bym tego chciał. Chcę, żeby wszystko było tak jak dawniej, ale wiem, że tak nie będzie. Zmieniłem się i nawet gdybym mocno tego pragnął i próbował udawać, że wszystko jest w porządku - nie wyszłoby mi. Oni od razu zauważyliby, że coś jest nie tak. Zauważyliby, a razem z tym zaczęłyby się pojawiać pytania. Pytania, na które nie znam odpowiedzi, na które nie chce odpowiadać. Dużo łatwiej jest po prostu zostawić to dla siebie i nie martwić tym innych. Schować się i nie dawać sygnałów, które mogłyby być odebrane jako wołanie o pomoc lub szukanie atencji. Jakby wielki Harry Potter nie miał jej już wystarczająco dużo. To są moje problemy. Moje, a nie moich przyjaciół.  Wystarczająco źle czułem się z myślą, że Ginny i Hermiona wiedzą.

Nie dopuszczałem tego do siebie najdłużej jak mogłem, ale teraz już nie daję rady. W wakacje myślałem, miałem nadzieję, że wszystko się zmieni. Miałem nadzieję, że gdy wrócę do Hogwartu znów poczuję się jak w domu. Miałem nadzieję, że wszystkie złe myśli, które nawiedzały mnie u Dursley'ów, kiedy byłem sam, zaczną znikać.

Miałem nadzieję, że zaczną znikać, tak jak cała reszta moich problemów, gdy przyjeżdżałem co roku do zamku. 

Ale nie.

To wcale nie zniknęło, one wcale nie odeszły. Czuję się tak samo paskudnie, tak samo źle, jak w każdy dzień lata. Każdy dzień czerwca, każdy dzień lipca i każdy dzień sierpnia. Były takie same.

A teraz? Teraz doszła jeszcze sprawa z tą dziwną wioską i chłopcem. Niebieskookim Liam'em, który stracił cały swój świat. Nie mogę pozbyć się tego widoku z głowy. Za każdym razem, gdy tylko zamykam oczy widzę go klęczącego nad zmarłą rodzicielką i zalewającego się łzami, a potem? A potem zielone, oślepiające światło skierowane prosto na nas. Avada Kedavra.

Kim byli ci ludzie? Śmierciożercy to jasne, ale... Dlaczego akurat ta wioska? Może znów widziałem to co widział Voldemort? Może znów widziałem to co zrobił ludziom, o których Hermiona czytała ostatnio w Proroku. Sam już nie wiem. Czemu to wszystko jest tak trudne?
Przetarłem twarz ręką i położyłem się, wlepiając swój zamglony wzrok w szalejące w kominku,  płomienie ogniska.

- Harry? - usłyszałem głos dziewczyny, gdy już miałem zamykać oczy.

- Ginny? Co ty tu robisz tak wcześnie? - spytałem, z powrotem siadając na kanapie.

- Wydaje mi się, że to ja powinnam cię o to spytać. - spojrzała na mnie i podeszła bliżej. - Czemu nie jesteś z chłopakami w pokoju?

- Em.. Nie mogłem spać, więc przyszedłem tutaj. A ty?

- Cóż, jest już 5:40. Zawsze wstaje o tej godzinie.

- Już prawie szósta? - zdziwiłem się. Najwidoczniej tutaj czas płynie szybciej.

- Mhm - mruknęła w odpowiedzi. - Wszystko w porządku?

- Tak, jasne. Czemu miałoby nie być?

- Ty mi powiedz.

- Daj spokój Gin. Nie musicie się ze mną teraz obchodzić jak z jajkiem, dobra? Nic mi nie jest. - odpowiedziałem trochę zdenerwowany.

- Uspokój się. Rozumiem, po prostu się martwię, jasne?

- Tak, wiem przepraszam.

- Nic się nie stało - westchnęła. - Wracam już do dziewczyn, muszę się ogarnąć. - przewróciła oczami i ruszyła w stronę schodów.

Przetrwanie tego dnia może być trudniejsze niż zwykle.




•Believe• {Drarry}•  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz