-Harry... Harry. HARRY! - poczułem mocne szturchanie w rękę.
-Co...- wymamrotałem, poprawiając okulary na nosie.
- Już jesteśmy. Przespałeś całą drogę... - na twarzy rudzielca wykwitły grymas.
- Ah, tak. Sorry. - odpowiedziałem speszony, rozmazując obolały od szyby kark.
- Nie przepraszaj, Harry. - usłyszałem ciepły głos Hermiony. - Po prostu trochę nas to zdziwiło. Zazwyczaj muszę was uciszać, bo rozmawiacie za głośno, a teraz... Cóż, tak czy siak, nie chcieliśmy cię budzić, wyglądałeś na zmęczonego.
- Oh, okej.
- Tak czy inaczej, jesteśmy na miejscu. Musimy się rozpakować, zbierajcie się. - klasnęła dłońmi o kolana i wyszła z przedziału po kufer.
- Przez ciebie musiałem słuchać o niesamowitych właściwościach jakichś chwastów przez całą drogę - sciszył głos i sie skrzywił.
- Ronald! - do naszych uszu dobiegł oburzony krzyk Hermiony.
- Już idę...
- Haha - zaśmiałem się głośno i ... szczerze. Pierwszy raz od dawna.
W końcu w domu.***
W wielkiej sali jak zawsze panował gwar i przepych. Razem z przyjaciółmi zająłem nasze stałe miejsca przy stole Gryfonów i czekałem na coroczną przemowę dyrektora.
- Hej, Harry! - odwróciłem się w stronę głosu.
- Hej George, Fred. - uśmiechnąłem się do nich.
- Hej - zobaczyłem dobrze znaną mi twarz Ginny.
- Hej Gin.
- Jak tam wakacje, Harry? Mugole cię nie zamęczyli? - spytał zaciekawiony Fred.- Szybciej! Nie ociągaj się! Nie dostaniesz kolacji przez dwa tygodnie!
-Syriuszu? S-słyszysz mnie tam w górze? ...
Zostałeś całkiem sam. Znowu. Czego oczekiwałeś głupi bachorze, że będzie miał normalna rodzinę? Nie. Nie jesteś jak inni. Jesteś wybrańcem. Nigdy nie będziesz normalny. Powinieneś się cieszyć, że chociaż oni chcą się z tobą przyjaźnić, a nie się nad sobą użalać. Małe, żałosne złote dziecko, które..- Harry? Harry? - poczułem szturchnięcie w rękę.
- Co? A, tak. Było w porządku, dzięki. - odpowiedziałem szybko.
- Jesteś pewny? Przygasłeś trochę - spytał zaintrygowany jeden z bliźniaków.
- Tak, tak, nic mi nie jest. Co się działo u was?
- Nic szczególnego, to co zwykle. Tata opracowuje tym razem działanie umywarki, czy czegoś podobnego. Wiesz takie coś co myje samo naczynia.
- Chodzi ci o zmywarkę? - roześmiała się Hermiona.
- Takk, dokładnie o to. Całkiem nieźle mu idzie.
- Proszę o ciszę. - dobiegł nas głos McGonnagal. - Przejdźmy do Ceremonii Przydziału.
-Oho, ciekawe ile nowych do nas dojdzie w tym roku...Okazało się, że większość z pierwszorocznych zostało przydzielonych do Ravenclow'u i Huffelpuff'u. Coś nowego, zazwyczaj to do Gryffindor'u dochodzi najwięcej młodych. Po przemowie Dumbledora, wszyscy zabrali się za jedzenie.
Spojrzałem na ten zastawiony smakołykami stół i aż mi się przekręciło w żołądku. U Dursley'ów dostawałem suchy chleb i zupę z puszki, a tutaj? Znowu mogę jeść to na co mam ochotę. Nałożyłem sobie na talerz trochę potrawki z kurczaka i do tego purèe. Musiałem przyznać, że albo z roku na rok jedzenie jest tutaj lepsze albo to ja się coraz bardziej odzwyczajam. Danie popiłem sokiem dyniowym. I odstawiłem talerz.
- Harry?
- Tak?
- Coś nie tak?
- Dlaczego?
- Po prostu, mało zjadłeś...
- Jak to?
- Żartujesz stary? Łyżka ziemniaków i potrawki? To by mi nie starczyło nawet na przystawkę. - Hermiona wykręciła oczami.
- To, że ty jesz za 10 osób nie znaczy, że każdy musi, ale.. Ron ma rację Harry. Może zjesz coś jeszcze?
- Nie, dziękuję. Najadłem się. Naprawdę - dodałem gdy zobaczyłem ich niepewne spojrzenia.
- Jak uważasz - westchnął młody Weasley. - Idziemy?
- Tak, chodźmy. - wzięliśmy nasze różdżki i podążyliśmy w stronę wyjścia z Wielkiej Sali.
- Jak myślicie? Z kim będziemy mieli zajęcia w tym roku?
- Żartujesz? Chyba oczywiste, że ze Ślizgonami. Co roku nam ich przydzielają.
- Racja.
- Kogo my tu mamy? Złote dziecię i jego świta.
- Czego chcesz, Malfoy? - warknął Ron.
- Nikt cię nie pytał o zdanie, Wieprzlej. - znów ten głos.
- Chodź Ron, nie warto. - pociągnęła go za rękaw dziewczyna.
- No, słuchaj swojej dziewczyny Weasley. Hahaha - zaśmiał się wrednie.
- Odwal się Malfoy - powiedziałem już zirytowany.
- O nasz ulubiony Gryfiak się w końcu odezwał. Coś marnie wyglądasz, twoi mugole mieli gorsze dni? - szydził.
- Zamknij się już - warknąłem i odszedłem, nie czekając na moich przyjaciół.
- Harry! - usłyszałem za sobą, ale nie zwolniłem tępa.***
Ojj jak widać zloty chłopiec ma dziś zły dzień. Jak mi przykro. Jego mugole pewnie nie pożegnali go z należytą godnością.
Prychnąłem na własne myśli. Wielki zbawca musi być traktowany jak książę. Nigdy nie dowie się jak to jest , gdy nigdy nie jest się wystarczającym. Gdy nikt nie skacze nad tobą jak nad dzieckiem i nie chwali każdego twojego kroku.
- Blaise, Crabb, Goyle, idziemy. - ruszyliśmy do lochów.***
- Ugh - wymamrotałem pod nosem i przetarłem oczy, gdy usłyszałem dźwięk budzika. Założyłem okulary na nos i wstałem z łóżka. Przeciągnąłem się, by rozprostować kości i ruszyłem w stronę łazienki. Zostawiłem ubranie na wieszaku obok i wszedłem do wolnej kabiny. Odkręciłem kurek z wodą i pozwoliłem by woda choć trochę mnie orzeźwiła. Od poprzedniego roku mam problemy ze snem. Ciągle śnią mi się koszmary związane z... Syriuszem.
Przestań. Jesteś zwykłym mięczakiem. Ogarnij się. Odgoniłem niechciane myśli i zmysłem z siebie pianę. Wyszedłem spod prysznica i ubrałem się. Spojrzałem na zegarek i zobaczyłem, że za 15 minut zaczyna się śniadanie. Wszedłem do pokoju i zobaczyłem, że Ron wciąż śpi. Nic się nie zmieniło, wciąż żeby go obudzić potrzeba było czterdziestoosobowej orkiestry.
- Ro-on - zanuciłem, znów wchodząc do pokoju, tyle że tym razem miałem ze sobą szklankę pełną zimnej wody. Tak chcesz się bawić? Proszę bardzo. Pomyślałem i wylałem całą wodę na jego twarz.
- AAAA - wrzasnął jak mała dziewczynka, błyskawicznie zrywając się z łóżka. - CO TO, KURCZE, MIAŁO BYĆ?! - spytał ociekając wodą.
- Em.. Szybki prysznic przed śniadaniem? - zaśmiałem się nerwowo. - Za 15 minut się zaczyna.
- ILE?!
- 15. Nie musisz krzyczeć, przecież cię obudziłem. - wzruszyłem ramionami z kpiącym uśmieszkiem. - Widzimy się za 15 minut w pokoju wspólnym!
- Harry! - usłyszałem, zamykając drzwi.***
- Co mamy najpierw? - spytał Ron z jajecznicą w ustach, na co Hermiona skarciła go spojrzeniem. Wyciągnęła swój plan lekcji i przewróciła oczami.
- Nasza ulubiona lekcja.
- Nie mów, że - spojrzał na nią z rozczarowaniem
- Eliksiry. Uhu - westchnęła i schowała kartkę do torby.
- Mam tylko nadzieję, że Snape nie zacznie znów zadawać jakichś durnych pytań o składniki, o których istnieniu nie mam nawet pojęcia.
- Mhm... - pokiwał na znak zgody Ron i znów zajął się jedzeniem.***
- Witam. - podskoczyłem na dźwięk tego głosu. Kiedy on tu w ogóle wszedł?
- Kiedy on tu wszedł? - usłyszałem szept Rona. Na co wzruszyłem ramionami.
- CISZA, Panie Weasley. - powiedział Snape głosem zimnym jak lód. A po chwili do moich uszu dobiegło prześmiewcze prychnięcie dobiegające ze strony Ślizgonów, na co profesor uśmiechnął się nieznacznie pod nosem. - Dziś będziemy zajmować się eliksirem siły. Prace letnie proszę złożyć na biurko po lekcji przy wychodzeniu z klasy. Zaczynamy...
CZYTASZ
•Believe• {Drarry}•
FanfictionPo śmierci Syriusza, z Harrym jest coraz gorzej. Mimo jego pogarszającego się stanu zdrowia, nie chce pomocy. Gnije wewnętrznie, nie dopuszczając do siebie nikogo. Czy stara, nie najlepiej zaczęta znajomość może przerodzić się w coś, co uratuje złot...