Przez krótki moment wszystkie moje zmysły wyłączyły się. Nic nie czułem, nic nie widziałem, nic nie słyszałem. Nie wiedziałem gdzie się znajduję, co ze mną będzie i czy w ogóle przeżyję, ale chwilę potem upadłem jak długi na coś zdecydowanie twardego. Ała.
Zamrugałem parę razy, by wyostrzyć swój wzrok, po czym spróbowałem podnieść się do siadu. Podparłem się rękami z dwóch stron i szybko wstałem, oglądając się dokładnie. Z przykrością muszę stwierdzić, że żyję i nic mi nie jest.
Rozejrzałem się dookoła, trzymając się za głowę, z której płynęła mi cienka strużka krwi. Świetnie.
Miejsce, w którym byłem nie odstawało klimatem od reszty, zwiedzonych dziś miejsc. Zwykła kamienna podłoga i ściany z ozdobnymi świecznikami wystającymi ze ścian, pokryte lekkim mchem. Nie było źle, jeśli pominąć ten okropny zapach panujący dookoła. Zgnilizna? Chyba można to do niej porównać.Ruszyłem wzdłuż korytarza, wcześniej obrywając kawałek materiału z koszuli nocnej, gdy poczułem, że cała moja dłoń pokryła się krwią. Musiałem to jakoś zatamować, więc po wytarciu ręki, przyłożyłem materiał do czoła, odgarniając najpierw włosy. Muszę coś z nimi zrobić, urosły zdecydowanie za dużo przez ten czas.
Idąc do, szczerze nie mam pojęcia dokąd, było słychać jedynie dźwięk moich stóp, uderzających o podłogę, odbijający się od ścian. Poza tym panowała kompletna cisza.
Z czasem jednak, gdy tunel stawał się węższy, zaczęły dochodzić do mnie ciche, niewyraźne szepty. Miałem ich już zdecydowanie dość. Niedługo zacznę przez to słyszeć jakieś głosy w głowie nawet jeśli ich nie będzie. To mogłoby być już dobicie, ale co ja mogłem na to poradzić? Absolutnie nic, dlatego nie zważając więcej na dźwięki zapełniające moją głowę, ruszyłem dalej przed siebie.Niedługo potem dotarłem do niewielkich, ciemnych drzwi. Żeby się przez nie przedostać musiałbym się dość mocno schylić. Usiadłem obok nich, opierając się o ścianę. Czy ja chciałem przez nie przechodzić? Na dobra sprawę wcale nie siedziało mi się tutaj źle. Było spokojnie i bezpiecznie, to znaczy tak sądzę. A tam pewnie znów znalazłbym się w miejscu, w którym z pewnością nie chcę być. Szczerze nie wiedziałem co mam robić. Jak mam się obudzić? Nie znam magicznego sposobu, aby stąd wyjść, a nawet jeślibym znał to nie mam przecież swojej różdżki.
- Harry? - usłyszałem obok siebie.
- Liam? Co ty tu robisz? - szybko wstałem i podbiegłem do chłopca.
- Harry! - zawołał i przytulił się do mnie. - Ty jednak żyjesz! To znaczy... W sumie to nie - zaplątał się.
- Co to znaczy, że w sumie to nie? To znaczy, że nie żyję? - co się tutaj dzieje?
- Sam nie wiem - oderwał się ode mnie i stanął twarzą do mnje.
- Spokojnie. Od początku. Wiesz gdzie jesteśmy? - spytałem trzymając go za ramiona.
- Wydaje mi się, że tak. - podrapał się po głowie. - Nie powinno cię tu być Harry.
- Co to znaczy, Liam? Powiedz coś więcej.
- Jesteśmy w twierdzy Czarnego Pana.
- Co?
- To znaczy jeszcze nie teraz. Jeśli przejdziesz przez te drzwi znajdziesz się w jego twierdzy.
- Ale-ale jak to możliwe? I co ty tutaj robisz?
- Ja jestem martwy, Harry. Ja już nie żyję. Będę tutaj uwięziony, dopóki Sam-Wiesz-Kto nie wyczyści mnie z esencji.
- Chwila, Liam. Poczekaj. Jakiej esencji? O czym ty mówisz? - już nic z tego nie rozumiałem.
- Esencji życia.
CZYTASZ
•Believe• {Drarry}•
FanfictionPo śmierci Syriusza, z Harrym jest coraz gorzej. Mimo jego pogarszającego się stanu zdrowia, nie chce pomocy. Gnije wewnętrznie, nie dopuszczając do siebie nikogo. Czy stara, nie najlepiej zaczęta znajomość może przerodzić się w coś, co uratuje złot...