Wchodząc do klasy poczułem ogarniający mnie chłód. Od razu w oczy rzuciła mi się idealnie ułożona blond czupryna. Czyli Malfoy już jest.
- W końcu jesteś, Potter - usłyszałem lodowaty głos Snape'a, który sprawił, że chłopak siedzący po prawej stronie sali, odwrócił się w moją stronę. Posłał mi krótkie spojrzenie i wrócił do swoich zadań. - Dłużej się nie dało? Czekaliśmy na ciebie. - nie chciałem już się wtrącać, że byłem na czas, a nawet 5 minut wcześniej, żeby zarobić sobie u niego dodatkowe punkty. Najwidoczniej nie podziałało.
Usiadłem w drugiej ławce na lewo i otworzyłem podręcznik.
- Przygotujcie eliksir z dzisiejszej lekcji jeszcze raz. Będziecie tu siedzieć, aż nie skończycie. Muszę coś załatwić, więc zostaniecie sami. I nie - pozabijać - mi się - powiedział powoli, po czym zarzucił peleryną i wyszedł z pomieszczenia.
Zacząłem studiować strony podręcznika, po kolei sprawdzając, które składniki będą mi potrzebne. Ze zdziwieniem stwierdziłem, że nie minęła nawet minuta, a blondyn już wychodził ze schowka ze wszystkimi potrzebnymi ziołami. On to zna na pamięć, czy co?
Ja, dopiero po chwili ruszyłem w stronę spiżarni, by ogarnąć powoli co mi się przyda. Zabrałem wszystko z półek i ruszyłem w stronę ławki. Przeczytałem ponownie przepis i już wiedziałem, że to będą długie godziny.
Krok po kroku dodawałem składniki, raz po raz sprawdzając, czy wszystko idzie zgodnie z planem.
I gdyby zmrużyć oko, faktycznie tak było, do czasu aż doszedłem do momentu, w którym musiałem rozgnieść łuski smoka.
Robiłem wszystko co tylko mogłem, żeby w końcu te głupie łuski uległy i dały się wrzucić, ale nic nie pomagało. Co jest z tym nie tak? Używałem różnych narzędzi, a raz nawet walnąłem w to zaklęciem, ale nawet to nic nie dało. Nie wiem ile się z tym jeszcze siłowałem, ale nadszedł czas, w którym się poddałem. Miałem dość. Może wziąłem jakieś złe? Tak, na pewno tak. Po prostu wezmę inne i wszystko wróci do normy. Musiały być jakieś popsute. Zostawiłem wszystko na blacie i już zaczynałem kierować się w stronę schowka, gdy usłyszałem cichy głos z głębi sali.- Źle to robisz.
Odwróciłem się w jego stronę i zmrużyłem oczy.
- Co?
- Źle to robisz. Powinieneś to pociąć, nie rozgnieść.
- Nie, na pewno nie. Przecież wyraźnie napisane jest, żeby rozgnieść. - odpowiedziało mi ciche prychnięcie.
- Myślisz, że jakbym cały czas warzył eliksiry według instrukcji z tego czegoś, to byłbym w tym taki dobry? - przerwał na chwilę krojenie jakiegoś zielska i wytarł dłonie w szmatkę obok. - Jeśli tak, to jesteś jeszcze głupszy niż myślałem.
- Odczep się. - warknąłem i wróciłem na swoje stanowisko. Skoro i tak nic nie działa, to nic nie powinno się stać, jeśli spróbuję je pociąć tak, jak podpowiedział mi Malfoy. Bez względu na to jak absurdalnie to brzmi, ten blondwłosy chłopak z domu węża był chyba moją ostatnią deską ratunku.
Nie minęło parę chwil, a znów odezwał się chłopak.
- Merlinie, Potter. - westchnął.
- No co? Przecież je tnę.
- Ale robisz to źle. - przewrócił oczami.
- Jak można źle ciąć łuski?
- Nie wiem, ale najwidoczniej to odkryłeś.
- No to pokaż, jak jesteś taki mądry - odparłem zirytowany.
Ku mojemu zdziwieniu, blondyn faktycznie ruszył się ze swojego miejsca, zostawiając wszystko co robił do tej pory i podszedł do mnie. Wyjął mi nóż z ręki i popchnął mnie delikatnie w drugą stronę, aby mieć dostatecznie dużo miejsca.
- Moje oczy krwawią jak to widzą. Jak można coś takiego zrobić?
- Chyba nie rozumiem - odpowiedziałem głupio.
- Ehh, Potter. Nie wiem jak mogłem zapomnieć, jakim ignorantem jesteś. - kompletnie nie wiedziałem o co mu chodzi. Spojrzał na moją twarz i chyba to zauważył, bo ponownie westchnął. - Spójrz, widzisz jak nierówne są części, które obciąłeś? Przynieś nowe, bo te nie nadają się już do niczego.
Zdumiony tym, że Malfoy postanowił zrobić cokolwiek, co nie doprowadziłoby mnie do białej gorączki, zrobiłem tak jak powiedział i przyniosłem nową porcję składniku. Chłopak położył je na wcześniej przygotowaną, drewnianą deskę i zaczął dzielić je na idealnie równe części. Gracja i delikatność z jaką to robił mogłyby zdziwić każdego. Jeszcze nigdy nie widziałem kogoś, kto robiłby cokolwiek z takim umiłowaniem, jakim blondyn obdarzał części eliksiru. Był przy tym całkowicie skupiony, zdawał się nie zauważać niczego innego poza tym. Widok Malfoy'a robiącego czegoś takiego był tak niespotykany, że przez chwilę zagapiłem się na to co robił.
- Widzisz? Nic trudnego. Masz, resztę dokończ sam. - odrzekł dokończając kawałek, którym się zajmował i odłożył nóż na miejsce.
Przez chwilę stał nieruchomo, jakby analizując co się stało, po czym szybko wygładził niewidzialne zagięcia na swojej szacie i szybkim krokiem wrócił do swojego stanowiska.- Ee... Dziękuję - zwróciłem się do niego z wyczuwalnym wciąż zdziwieniem, tak żeby blondyn mnie usłyszał.
- E, tak. Nie przyzwyczajaj się - odpowiedział szybko, nie spoglądając nawet w moją stronę.
Co tu się właśnie stało?
W ciszy dokończyliśmy swoje zadanie, oczywiście Ślizgon szybciej niż ja, i ze zdziwieniem stwierdziłem, że nie poszło mi najgorzej. A w dodatku wyrobiłem się przed powrotem nietoperza. Jeśli mam być szczery, jestem pewien, że nie udałoby mi się to bez pomocy Ślizgona.
- Brawo Panie Malfoy. Idealny - powiedział z uznaniem Snape i ruszył w moją stronę.
- No, no, no, Potter. Jest dobry. Nie wiem jak tego dokonałeś, ale gdybyś na zajęciach też się tak przykładał to oszczędziłbyś mi myśli o rzuceniu tej pracy.
- Dziękuję - wydukałem. To było... To była najdziwniejsza i najmniej prawdopodobna rzecz jaka kiedykolwiek przytrafiła mi się w tej szkole. A chciałbym przypomnieć, że walczyłem że smokiem, parę razy z Voldemortem i wiele wiele innych. Ale Snape, który nie skrytykował mnie po całej linii i Malfoy, który mi pomógł? Nie, tego nawet nie potrafiłbym sobie wyobrazić.
- Możecie iść - powiedział chłodno, gdy zauważył, że wszystko posprzątaliśmy jeszcze zanim zdążył wrócić.
Prędko pozbierałem swoje manatki i chciałem złapać Malfoy'a, żeby o dziwo, jeszcze raz mu podziękować, ale gdy się odwróciłem, nie zastałem go już w sali.
***
- Jak ci poszło Harry? No mów! - podbiegła do mnie Hermiona i Ron, gdy tylko przeszedłem przez portret Grubej Damy.
- W sumie... Nie było tak źle.
- Żartujesz? - spojrzał na mnie.
- Nie. Naprawdę nie było źle. Byłem tylko z Malfoy'em, bo Snape musiał coś załatwić, więc...
- I nie było źle? Musiałeś spędzić całe dwie godziny z tą fretką sam na sam. - skrzywiła się Hermiona.
- Nie odzywaliśmy się do siebie... To znaczy do czasu.
- Co on znowu od ciebie chciał? - warknąl rudzielec.
- Spokojnie. Tak naprawdę... To mi pomógł.
- CO?! - krzyknęli na cały pokój wspólny w tym samym momencie, wybałuszając oczy.
- No... Tak. Gdyby nie on nie dałbym rady go skończyć. - oboje wciąż wpatrywali się we mnie z otwartymi ustami.
- To niemożliwe! Na pewno zrobił to po coś. Musiał mieć powód. Tylko jaki?
- A może po prostu chciał zrobić coś normalnego?
- Harry. Czy ty siebie słyszysz? Mówisz o Malfoy'u. M A L F O Y ' U. Zrozumiałeś? Tacy jak on nigdy nie robią niczego bez powodu - prawie splunął.
- Em tak. Masz rację. - odparłem po chwili namysłu i podrapałem się w kark.
- Musisz teraz uważać, nie wiadomo co mu odwali... - powiedział mój przyjaciel i ruszył w stronę kominka i kanap.
CZYTASZ
•Believe• {Drarry}•
FanfictionPo śmierci Syriusza, z Harrym jest coraz gorzej. Mimo jego pogarszającego się stanu zdrowia, nie chce pomocy. Gnije wewnętrznie, nie dopuszczając do siebie nikogo. Czy stara, nie najlepiej zaczęta znajomość może przerodzić się w coś, co uratuje złot...