Następnego dnia nie czułem się ani trochę lepiej.
Przez całą noc nie zmrużyłem oka, mimo, że naprawdę chciałem. Od dłuższego czasu moim jedynym marzeniem była dobrze przespana noc i chociaż trochę odpoczynku, którego mój organizm tak bardzo potrzebował. Jednak zamiast tego, ja do rana czytałem głupi zeszyt, który dostałem od głupiego Ślizgona dzień wcześniej. Muszę przyznać, nigdy nie sądziłem, że to powiem, ale eliksiry są naprawdę interesujące. Przewertowałem cały notatnik z zawzięciem czytając każdą stronę i chłonąc każdą informację jak gąbka. Nadrobiłem cały materiał, który przerobiliśmy od początku roku w ciągu jednej nocy, podczas, gdy godzinami, siedząc nad książkami, nie mogłem zrozumieć najprostszych rzeczy. Jedyną rzeczą jaka mnie interesowała było to, skąd on to wszystko wie? Jestem stuprocentowo pewny, że w żadnym z podręczników, które trzymałem w rękach, a było ich całkiem sporo, nie było tak dokładnych danych informacji, które jak widać są bardzo istotne.Stop. Czemu ty się nad tym w ogóle zastanawiasz, Potter? To Malfoy. Nie powinno obchodzić cię nic związanego z jego osobą i koniec kropka. Ciesz się, że nadarzyła się okazja, przyniósł ci notatki i daj już spokój.
Zerknąłem na zegarek, wiszący na ścianie na przeciwko mnie. 6.30. Pani Pomfrey powinna niedługo być z nową dawką leków, które powinny mi pomóc i świeżą kroplówką. Odłożyłem zeszyt na stolik i osunąłem się lekko na łóżku, myślami będąc przy najbliższych rozgrywkach, które miały się odbyć już za dwa tygodnie. Nie mogłem w to uwierzyć. Zostały dwa tygodnie, a moja drużyna została bez szukającego, bo leżę w szpitalu zamiast prowadzić treningi. Świetnie. Naprawdę cudownie. Nie zdziwiłbym się wcale, jeśli po tym wszystkim, chcieliby mnie zrzucić z tego stanowiska i wybrać nowego kapitana.
Dziś była moja ostatnia szansa, by ponownie spytać o pozwolenie opuszczenia szpitala. Doskonale wiem, że mówiła, że nie jest pewna czy zagram, ale jeśli nie spróbuję to się nie dowiem.
A muszę się dowiedzieć. Jeśli nie pozwoli mi opuścić skrzydła szpitalnego to jestem skończony. Nie da się znaleźć szukającego w tak krótkim czasie, zwłaszcza takiego, który byłby wystarczająco dobry, by grać w naszej drużynie. Trzeba by przygotować kwalifikacje, wszystko ustawiać..., Nie. Nie mamy na to czasu. Musiałem się stąd wydostać. Nie mogłem zawieść mojej drużyny, mojego domu. Nikogo. Nikogo więcej.
- Dzień dobry, panie Potter - przywitała mnie kobieta, wchodząc do pomieszczenia.
- Dzień dobry - odpowiedziałem cicho i odkaszlnąłem.
- Jak się dziś czujemy? - spytała z miłym uśmiechem, rozkładając leki dookoła łóżka.
- Dobrze, dużo lepiej - zerknąłem na nią krótko, po czym spuściłem wzrok na swoje palce - Em, bo... - zacząłem niepewnie - Bo chciałbym zapytać, czy mógłbym opuścić salę trochę wcześniej - wypaliłem szybko, na jednym wydechu.
Kobieta posłała mi zaintrygowane spojrzenie, powoli przeradzające się w zdenerwowanie, coraz bardziej widoczne w jej jasnych oczach.
- Panie Potter... Harry - westchnęła cicho i odłożyła bandaże, które miała w rękach. - Rozumiem, że tęskni pan za znajomymi, szkołą i swoim dormitorium...
- I quidditchem - wtrąciłem.
- I quidditchem, - zgodziła się - ale naprawdę nie mogę cię stąd wypuścić. Moim zadaniem jest dbanie o twoje zdrowie, które teraz nie jest w dobrym stanie. Tak jak mówiłam, regenerujesz się wolno, a twój organizm jest wyczerpany. Nawet jeśli pozwoliłabym ci zagrać, bo myślę, że chodzi ci właśnie o to, - lekko skinąłem głową - nie byłbyś wstanie utrzymać się na miotle, a co dopiero złapać znicz!
- Ale pani nie rozumie! Jeśli ja nie zagram, Gryffindor nie będzie miał szukającego!
- Jestem pewna, że kogoś znajdą, Harry. To zdolne dzieciaki.
- Chociaż na ten jeden dzień - posłałem jej błagalne spojrzenie.
- Nie, panie Potter - odparła głosem nie znoszącym sprzeciwu i powróciła do przygotowywania leku. - Wypij - podała mi mały kieliszek, którego zawartość od razu pochłonąłem i zabierając wszytskie rzeczy, ruszyła w stronę wyjścia. - Przykro mi, Harry - rzuciła jeszcze przepraszającym tonem, stojąc przy drzwiach i opuściła salę.
- Ta, mi też - mruknąłem pod nosem i przykryłem się bardziej kołdrą.
Czy jest coś jeszcze, co mogę zrobić? Jeśli nie znajdą nowego szukającego - nie zagrają. Jeśli nie zagrają, nie będą mieli nawet szansy pokazać, czego się nauczyli przez wakacje i ten rok, a to wszystko będzie moją winą. To wszystko będzie winą wielkiego, złotego Harry'ego Potter'a, który nie może poradzić sobie z własnym życiem. Nigdy nie sądziłem, że stanę się taki żałosny.
- Harry! - usłyszałem głos dobiegający spod drzwi. Od razu skierowałem swój wzrok w tamtą stronę i dostrzegłem uśmiechającą się w moim kierunku Hermionę i podążającego z nią Rona.
- Hej - przywitałem się cicho, gdy znaleźli się wystarczająco blisko.
- Hej, stary - odpowiedział Ron i przybił ze mną piątkę.
- Czemu wczoraj was nie było? - spytałem, by upewnić się, czy Malfoy mówił prawdę.
- Przepraszamy Harry. Snape nas wczoraj uziemił... Musieliśmy odbyć karę i nie zdążyliśmy przyjść - odparła, na co pokiwałem głową.
- Wiecie, bo... - zacząłem, chcąc powiedzieć im o decyzji pani Pomfrey, gdy przerwał mi widok Crabb'a i Goyl'a, którzy przechodzili właśnie za drzwiami. I wtedy, w jednej chwili, widząc ich twarze w małych okienkach drzwi, do głowy wpadł mi pomysł. Pomysł, który mógł się udać i uratować drużynę Gryfonów.
- Tak, Harry? - pospieszyła mnie Hermiona.
- Ile przygotowywało się eliksir wielosokowy Hermiono?
//
Heja
Wiem, że rozdział jest trochę krótszy niż zazwyczaj, ale mam w planach mały maraton, więc mam nadzieję, że nie będziecie mieli mi tego za złe.
Pozdery i do następnego x.
CZYTASZ
•Believe• {Drarry}•
FanfictionPo śmierci Syriusza, z Harrym jest coraz gorzej. Mimo jego pogarszającego się stanu zdrowia, nie chce pomocy. Gnije wewnętrznie, nie dopuszczając do siebie nikogo. Czy stara, nie najlepiej zaczęta znajomość może przerodzić się w coś, co uratuje złot...