- Harry. Harry! Harry, wstawaj! - poczułem delikatne szturchanie w rękę i cichy głos przy mojej głowie. - Już czas się budzić, Harry. - ujrzałem ciepłą twarz Hermiony, z małym uśmiechem na ustach.
- Co się stało? - zapytałem zdezorientowany, ziewając.
- Wczoraj w połowie gry zasnąłeś na dywanie. Podobno masz problemy ze snem, więc uznaliśmy z Ronem, że nie będziemy cię budzić.
Faktycznie. Po krótkiej chwili, w której zdążyłem się otrząsnąć, rozejrzałem się dookoła i zauważyłem, że wciąż leżę przy kominku zawinięty w koc i poduszki, które wczoraj przyniosła dla nas Hermiona. Już pamiętam. Wczoraj podczas gry byłem tak zmęczony. Było mi tak zimno. Byłem taki bez sił. Dźwięki, które wydawał kominek także nie pomagały swoją uspokajającą melodią, przy pozostaniu przytomnym.
- Tak, dziękuję. Która godzina, Hermiono?
- Przed 9. Zaraz zaczyna się śniadanie. - wciąż mówiła zatroskanym, ciepłym głosem traktując mnie jak sarnę przy której trzeba być ostrożnym, żeby jej nie spłoszyć.
9... to jeszcze mamy dużo... Chwila. 9!?- Hermiona, jest 9 zaczynają nam się lekcje! Co ty tu jeszcze robisz?! - z prędkością błyskawicy próbowałem rozwinąć się z kokonu, który utworzył na mnie koc. Odepchnąłem od siebie poduszki i przebierałem nogami, by zrobić to samo z narzutą.
Gdy w końcu mi się to udało, prawie, że sprintem, wybiegłem spod kominka, parę razy zachaczając o porozrzucany koc i prawie że lądując na podłodze. Uwolniwszy się z objęć przykrycia, na sam koniec uderzyłem nogą o kant małego stolika stojącego przy kanapie. Ała, będzie siniak.- Harry! Ale Harry, zaczekaj! - krzyczała rozbawiona Hermiona.
- Jakie ,,zaczekaj,,!? Hermiona, nie wiem czy rozumiesz, ale jeśli spóźnimy się na lekcje u nietoperza to już po nas! - wykrzyczałem machając rękami, jakbym był opętany. - Co się z tobą stało? - zatrzymałem się i spojrzałem na nią spojrzeniem pełnym niezrozumienia.
- Harry, jest sobota.
- Właśnie! Jest sobota a ty siedzisz i nic nie... - dopiero po chwili dotarło do mnie co powiedziała. - Sobota? - odwróciłem się do niej przez ramię z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy.
Ja się tu prawie zabijam pędząc na górę, tylko by zdążyć na eliksiry, a Snape nie zdążył rzucić na nas klątwy. A ona siedzi na podłodze i śmieje się, oznajmiając mi, że dziś sobota. Świetnie.
- Tak, Harry. Sobota. Nie musisz budzić całego domu swoimi wrzaskami - usłyszałem głos Seamusa, który jeszcze w piżamie, z grymasem na twarzy, schodził ze schodów prowadzących do dormitorium chłopców.
- Ou, tak. Przepraszam - powiedziałem skruszony, czując się niezręcznie. Przeze mnie chłopaki nie mogli wypocząć nawet w sobotę. Brawo, Potter. Znów wszystko popsułeś.
- Nic się nie stało, stary. Co nie, Seamus? - zapytał ubrany i już gotowy do wyjścia Ron.
- Jasne, przynajmniej zdążymy na najlepsze żarcie z rana. Czekajcie chwilę, pójdę się ubrać i idziemy razem, co?
- Mhm, to zaczekamy.
Dzięki Seamus, ale nie musisz kłamać, żebym poczuł się lepiej. I tak wiem, że to moja wina.
- Harry, ty nie idziesz się przebrać? - zapytała dziewczyna.
Spojrzałem w dół i zauważyłem, że wciąż jestem w ubraniach z poprzedniego dnia.- Tak, już idę.
- Czekamy!
Wchodząc po schodach czułem się ociężały. Mimo przespanej nocy, wciąż miałem przed oczami te okropne obrazy, nawiedzające mnie w snach. Tym razem na szczęście nie budziłem się, ani nie krzyczałem we śnie, nie mógłbym znieść myśli, że ktoś słyszał to, jak słaby jestem. To jak przeraża mnie to, co dzieje się w mojej głowie.
CZYTASZ
•Believe• {Drarry}•
FanfictionPo śmierci Syriusza, z Harrym jest coraz gorzej. Mimo jego pogarszającego się stanu zdrowia, nie chce pomocy. Gnije wewnętrznie, nie dopuszczając do siebie nikogo. Czy stara, nie najlepiej zaczęta znajomość może przerodzić się w coś, co uratuje złot...