.13.

7.5K 469 358
                                    

Mimo spokojnego wieczoru, który spędziłem z przyjaciółmi śmiejąc się i pijąc przyniesioną przez Seamus'a ognistą, noc była paskudna. Nie pozwalając sobie na zbyt wiele, by następnego dnia nie przerażać samą obecnością, pozostałem trzeźwy. I myślę, że był to dobry pomysł patrząc po tym jak wyglądają teraz rówieśnicy z mojego domu.
Wieczorem, gdy wszyscy zaczęliśmy rozchodzić się do pokoi, panował istny armagedon. Każdy śmiał się że wszystkiego, co tylko napotkał na drodze, a Ron, Colin i Dean urządzili sobie zawody: ,, Kto umie krzyknąć najgłośniej". Serio dziwię się, że McGonagall nie wpadła z miną wściekłego buldoga i nie zaczęła się na nas drzeć, strasząc utratą punktów. Najwidoczniej dziewczyny musiały rzucić zaklęcie wyciszające, kiedy tylko zauważyły co się szykuje. Wracając, jakoś udało nam się doprowadzić chłopaków do łóżek i sprawić, by zostali na miejscach. Nie było to trudne zadanie, gdyż gdy tylko poczuli pod sobą miękki materac łóżka, automatycznie zasnęli. Patrząc na to w tej chwili, też wolałbym czuć się jak oni. Nie dane mi jednak było zaznać tego szczęścia. Przez pół nocy wierciłem się i przekręcałem z boku na bok, starając się znaleźć odpowiednią pozycję, w której będę mógł nareszcie zasnąć. Mijały długie godziny, ale sen nie nadchodził. Byłem tak bardzo zmęczony. Oczy same mi się zamykały, ale nie potrafiłem sprawić, by mój mózg przestał działać. Właśnie takie chwile są najgorsze. Podczas nocy, w których nie możemy zmrużyć oka zaczynamy wszystko analizować, zaczynamy myśleć o wszystkich rzeczach, które zrobiliśmy tego dnia. Co ja mówię? Tego dnia? Chciałbym, żeby tak było. Potrafię rozmyślać nad sprawami, które zdarzyły się parę tygodni, miesięcy a nawet lat temu. Tylko po co? I tak nie zmienię przeszłości. Szkoda tylko, że moja głowa tego nie rozumie i woli zadręczać mnie, spędzając sen z powiek.

Kiedy tak leżałem kolejną długą godzinę, spędzoną na bezsensownych rozważaniach, przyszła też pora na zdarzenia dnia dzisiejszego. Gdy tylko o nim pomyślę od razu do głowy wpadają mi wspomnienia z dzisiejszego szlabanu, który musiałem spędzać z Malfoy'em. Wciąż szukałem odpowiedzi. Dlaczego mi pomógł? Dlaczego byk taki miły? I jeszcze raz, dlaczego do cholery mi pomógł? Przecież jesteśmy wrogami od pierwszego dnia. Codziennie sobie dogryzamy i życzymy sobie wszystkiego co najgorsze. Przez tyle lat traktował mnie i moich przyjaciół jak śmieci, tylko po to, żeby teraz pomóc mi, gdy tego potrzebowałem? To przecież nie trzyma się kupy. Może chciał spłacić jakiś dług, który nie dawał mu spokoju? Chociaż... Przecież nie zrobiłem dla niego nic, za co mógłby mi podziękować. Na pewno miał w tym jakiś cel. Ślizgoni nie robią nic bezinteresownie, a nawet jeśli tak, to na pewno on nie jest jedną z tych osób.
Podczas kłótni z samym sobą i milionem różnych opcji, w końcu przyszedł do mnie upragniony sens. Spojrzałem jeszcze tylko na zegarek, chcąc sprawdzić jak bardzo źle będę się jutro czuł. 4:23. Jestem skończony.

***

- Harry?

- Harry? Słyszysz?

- Hermiona, a co jeśli ktoś go otruł?

- Oh, daj spokój Ronaldzie. Na pewno po prostu przesadził wczoraj z alkoholem. Mówiłam wam, żebyście się ogarnęli. Taki jest skutek niesłuchania mnie. - fuknęła.

- Nie, przecież wiesz, że nie wypił dużo.

- Właśnie, sam pomagał mi ogarnąć tego tutaj. - Ginny?

- Hm? - wydałem z siebie jakiś niezrozumiałe mruknięcie.

- Harry! Jednak żyjesz! - usłyszałem niewyraźny, uradowany głos Rona.

- Która godzina?

- 8:30. Próbujemy cie obudzić od 20 minut - odpowiedziała zatroskana dziewczyna.

- Nic mi nie jest. Wybaczcie. - wymamrotałem i próbowałem wstać z łóżka.

- Harry! - usłyszałem pisk Hermiony, gdy straciłem równowagę. Prawdopodobnie już bym leżał na podłodze, gdyby nie silne ramiona Ron'a, który w przeciągu kilku sekund znalazł się obok. - Harry?! Co się stało?

•Believe• {Drarry}•  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz