- Panie Potter! PANIE POTTER! PROSZĘ WSTAWAĆ! HALO! - do moich uszu dochodziły niewyraźne głosy. Co się dzieje? Jeszcze chwilę wcześniej umierałem, myślałem że to koniec, a teraz ktoś woła moje imię. Gdzie ja jestem?
Lekko uchyliłem powieki i próbowałem wstać, co nie było mi dane przez silną dłoń, która przytrzymała mnie na dole.- Proszę nie wstawać, panie Potter. - po paru chwilach, gdy mój wzrok wyostrzył się odrobinę, mogłem już mniej więcej zidentyfikować gdzie jestem. Przed moimi oczami ukazała się biała sala, ta sama, w której byłem wcześniej.
- C-co... - próbowałem zabrać głos, lecz z mojego gardła wydobył się jedynie niewyraźny skrzek.
- Nic nie mów chłopcze. Zaraz dam ci lekarstwo i trochę wody. Masz bardzo wysuszone i zdarte gardło. - spojrzałem w stronę, z które mu dochodził głos. Czy to... Pani Pomfrey? Co ona tutaj robi? Co ja tutaj robię?
Nie minęła sekunda, a w mojej dłoni znalazła się szklanka wody. Od razu przyłożyłem ją do spierzchniętych ust i pochłonąłem całą jej zawartość. Chwilę potem, dostałem fiolkę z jakimś dziwnym, ciemnym płynem, którą również wypiłem i dopiero wtedy mogłem wypowiedzieć jakiekolwiek słowo.- Co się dzieje? - spytałem cicho, wciąż zmęczony po tym co przed chwilą przeżyłem. Cudem.
Pani Pomfrey przystanęła na chwilę, trzymając w rękach różne leki i spojrzała na mnie zmartwionym wzrokiem.
- Nie wiem, Harry. - usiadła na krześle obok łóżka. - Kiedy tu przyszłam, krzyczałeś. Myślałam, że to zwykły koszmar, więc próbowałam cię zbudzić, ale nie potrafiłam. Zacząłeś krzyczeć głośniej i mocniej, a z czasem doszły również drgawki. Myślałam, że nie dam rady już nic zrobić. Zaklęcia nie pomagały, więc wciąż próbowałam jakoś pana do nas sprowadzić.
- A to... - wskazałem na pustą buteleczkę po eliksirze, który wypiłem wcześniej.
- Eliksir uspokajający. - pokiwałem głową, na znak zrozumienia.
- Która godzina? - spytałem, próbując podnieść się do siadu, ale ból, który spiorunował całe moje ciało, nie pozwolił mi ruszyć się nawet o milimetr.
- Leż, musisz odpoczywać. Zaraz przyniosę ci coś przeciwbólowego. - spojrzała na zegarek. - Dochodzi trzecia nad ranem. - posłała mi jeszcze jedno, zatroskane spojrzenie i opuściła salę.
Trzecia? Czy ja znów to zrobiłem? Świetnie. Nawet jeśli tego nie chcę, zawsze potrafię coś zrobić źle. A nawet nie zaczął się dobrze dzień! Brawo Potter, znowu popsułeś ofermo.***
Ostatnio zauważyłem, że szlamka i rudy zachowują się jeszcze dziwniej niż zwykle. Są jacyś nerwowi i częściej się kłócą i naprawdę musi to być coś poważnego, skoro zauważyli to nawet mieszkańcy innych domów. Zwłaszcza mojego. W dodatku nigdzie nie widać bliznowatego. Może w końcu zauważyli, że coś jest nie tak i trzymają go pod kluczem, żeby nie zabił się schodząc po schodach? A nawet jeśli to co mnie to obchodzi. Nie moja sprawa, nie będę się w to mieszać. Nawet jeśli, a raczej zwłaszcza, że chodzi o nich. I cóż, naprawdę miałbym to gdzieś i dalej zajmował się swoimi, o wiele ważniejszymi sprawami, tak jak miałem zamiar, gdyby nie jeden mały szczegół. A mianowicie to, że dzięki dzisiejszej lekcji eliksirów, podczas której szlama i zdrajca krwi zarobili szlaban, ja dowiedziałem się czegoś ciekawego. Przez to, że Potter'a nie było na ostatnich dwóch lekcjach, a Snape zapowiedział sprawdzian ktoś musiał zanieść mu notatki. Oczywiście nikt oprócz jego fanclub'u nie chciał tego zrobić, ale przez ich awantury muszą odrabiać dziś karę, więc został jego partner z zajęć. Zabini. Wszystko byłoby fajnie, bo, co dziwne, czarnoskóry nie ma do niego nic oprócz tego, że jest z domu lwa, gdyby nie to, że umówił się dziś z jakąś krukonką, a ja jako ,,dobry przyjaciel,, jak on to ujął, powinienem mu pomóc. W taki sposób znalazłem się w sytuacji bez wyjścia i teraz muszę leźć przed kolacją do skrzydła szpitalnego, zanieść błyskawicowemu łbu notatki z zajęć. Swoją drogą, ciekawe co musiało się stać, że musi leżeć w szpitalu. Może doprowadził się do takiego stanu, że nie mógł chodzić? Albo coś się stało na ich treningu? Z umiejętnościami Weasley'a wszystko jest możliwe, mógł go zwalić z miotły. Chociaż... Niechętnie to przyznaję, ale Potter na miotle jest naprawdę dobry i wie co robi, prawie tak dobry jak ja. Nie dałby się z niej zrzucić, nawet takiej ofermie jak wiewiór.
Przemierzałem zimne, ciemne korytarze zamku, coraz bardziej zbliżając się do celu. Spokojnie, to tylko Potter. Wejdziesz tam, dasz mu to, co masz dać i wyjdziesz. Nawet nie musisz na niego patrzeć. Może będzie spać? Tak, przecież jest tam przeraźliwie nudno, nie miałby nic innego do roboty. A nawet jeśli, to może spać do woli i nikt go nie budzi. Nie musi wstawać na lekcje ani śniadanie. Żyć nie umierać, też bym tak chciał. Każdy by tak zrobił. Wejdziesz, nie odezwiesz się, nie spojrzysz, zostawisz na szafce i tyle. Wyjdziesz i nikt się nie dowie, że w ogóle tam byłeś. Tak. Plan idealny.I naprawdę miałem nadzieję, że to wypali, bo jakby to wyglądało? Największy wróg od zawsze, przynosi biednemu Potter'owi lekcje, zamiast jego przyjaciół albo kogokolwiek z jego domu. Naprawdę logiczne.
Niestety, mój idealny pomysł przestał mieć znaczenie, gdy tylko wszedłem do środka. Świetnie. Pan wieki wybraniec siedział na łóżku i bawił się jakąś dziwną kolorową kostką. Dobra, i tak nie musisz z nim rozmawiać.
Podszedłem bliżej i dopiero wtedy zauważyłem w jakim stanie znajduje się chłopak. Zwolniłem tempa i starałem się ciszej stawiać kroki, aby na razie nie zauważył mojej obecności. To było straszne. Im bliżej bruneta się znajdowałem, tym więcej widziałem, mimo, że wcale nie chciałem. Widziałem więcej, patrzyłem coraz bardziej natarczywie, mimo, że obiecałem sobie, że nie będę tego robić. Dostrzegałem więcej, mimo, że nie chciałem. Nie chciałem patrzeć na te sino - blade ciało. Nie chciałem patrzeć na wychudzoną, zmęczoną twarz, wyglądającą jak po wyjściu z grobu. Nie chciałem patrzeć na te wolne, pozbawione życia ruchy, ani na nic, co tak bardzo różniło się od normalnego, prawidłowego funkcjonowania zdrowego człowieka.Po paru sekundach, w ciągu których zdążyłem znaleźć się przy łóżku chłopaka, zostałem przez niego zauważony. Nie muszę chyba opisywać jego miny, gdy zobaczył mnie, stojącego samego z książką w dłoni, ale jeśli miałbym to wystarczyłyby dwa słowa. Zdziwienie i rezerwa.
- Co ty tu robisz, Malfoy? - powiedział po paru krótkich chwilach, podczas których po prostu patrzyliśmy na siebie, próbując zgadnąć co tu robimy. Każdy z nas. Najszybciej, jak pozwolił mu na to jego stan, podniósł się wyżej do siadu i odłożył dziwną kostkę na szafkę.
- Nic szczególnego - odpowiedziałem neutralnie i położyłem książkę na szafce obok.
- Co to jest? - zapytał chłodno i sięgnął po nią ręką, ale od razu gdy ją podniósł, ta opadła z powrotem na materac. Potter od razu schował ja pod kołdrę i próbował udawać, że wsyzysko jest w porządku. Niestety wszyscy wiemy, że ten gryfon jest jak otwarta księga i kompletnie nie potrafi ukrywać tego co czuje.
- Notatki z eliksirów - odpowiedziałem chłodno. Czemu ja tu jeszcze stoję? Wyjdź stąd idioto, co ty tu jeszcze robisz?
- Co? A czemu nie Ron albo Hermiona? - zapytał wyraźnie zdezorientowany, gdy ja ruszałem już w kierunku drzwi.
- Ugh, Potter. Najwidoczniej twoi idealni przyjaciele złapali szlaban, a Snape kazał mi to zrobić. Nie myśl sobie, że zrobiłbym to z własnej woli. - warknąłem chłodno i wyszedłem z pomieszczenia.
Głupi, wścibski gryfon.
CZYTASZ
•Believe• {Drarry}•
FanfictionPo śmierci Syriusza, z Harrym jest coraz gorzej. Mimo jego pogarszającego się stanu zdrowia, nie chce pomocy. Gnije wewnętrznie, nie dopuszczając do siebie nikogo. Czy stara, nie najlepiej zaczęta znajomość może przerodzić się w coś, co uratuje złot...