W wielkiej sali jak zwykle panował gwar i hałas. Biedni, będą musieli to znosić cały dzień.
Zasiedliśmy przy stole naszego domu i zajęliśmy się jedzeniem.
- Słyszeliście? Był jakiś atak na pokątnej. Nieznani czarodzieje i czarownice nagle zaczęli rzucać klątwy na zwykłych przechodniów. Są 3 ofiary śmiertelne, reszta to ranni.
- Gin, ciszej - Ron złapał się za głowę i położył ją na stół, na co Hermiona przewróciła oczami.
- Wiadomo coś więcej? Mają jakichś podejrzanych? Albo chociaż motyw?
- Nie, nic nie wiadomo. Napisali tylko tyle...
- Ekhm, Ron? - odpowiedziało mi mruknięcie. - Wiesz, że wsadzasz cały rękaw do owsianki, prawda?
- Mhm - odburknął i przekręcił głowę na drugi bok.
- Wiecie co teraz mamy? - spytałem grzebiąc w mojej nienaruszonej jajecznicy. Może byłem trochę głodny, ale nie miałem na nic ochoty. Czułem, że jakbym spróbował zjeść chociaż kromkę chleba, to zwróciłbym wszystko szybciej, niż zdążyłbym powiedzieć ,,sok dyniowy,,.
- Oczywiście, eliksiry - odpowiedziała szybko Hermiona, po czym skrzywiła się nieznacznie. Ona też nie była zachwycona swoją partnerką. Parkinson nie była jej wymarzoną parą. Będzie musiała znosić jej humory aż do końca roku.
- Cudownie - żachnąłęm i wróciłem do grzebania w jedzeniu.
- Harry?
- Tak?
- Wszystko w porządku?
- Em, tak. Dlaczego pytasz?
- Nic nie zjadłeś.
- Nic mi nie jest, nie jestem głodny. - próbowałem się uśmiechnąć, ale nie jestem pewny czy mi wyszło.Ginny tylko spojrzała na niego sceptycznie i wróciła do swoich naleśników. Postanowiła, że będzie musiała porozmawiać z nim później - sam na sam.
***
- Hej! Bliznowaty! - czego on chce. - Siedzimy tutaj - wskazał na swoje stałe miejsce. - Nie mam zamiaru siadać po stronie Gryfiaków. - cokolwiek.
Bez słowa zabrałem swoje rzeczy z ławki, przy której siedzę zazwyczaj z Ronem i przesiadłem się do Blaise'a.
W sali jak zwykle było głośno, ale dziś kłótnie i krzyki powodowały, że panował w niej istny armagedon. Nawet mój dom, mimo zabijającego kaca i bólu głowy pozwolił sobie na wyzwiska i sprzeczki.
No, może oprócz Nevilla. Nie chciał się chyba za bardzo narażać Malfoy'owi, więc od razu usiadł obok niego.- Co to za krzyki? - wszystko nagle ustało, gdy w sali rozbrzmiał zimny jak lód głos.
- W tej klasie, nie będę tolerować takiego harmidru. Powinniście już o tym wiedzieć.- Tak, profesorze - odpowiedziały pojedyncze głosy. Większość pozostała jednak w milczeniu.
Chwilę po wejściu i opanowaniu bałaganu, Snape rozejrzał się po sali, a jego twarz wykrzywiła się w grymasie, który chyba miał parodiować uśmiech.
Widać, że naprawdę ucieszyły go kwaśne miny uczniów spowodowane jego wcześniejszym rozporządzeniem.- Dobrze, dziś zajmiemy się przygotowaniem eliksiru szczęścia. Otwórzcie podręczniki na stronie 362 i postępujcie zgodnie ze wskazówkami. Macie go skończyć przed końcem lekcji. Czas - start - powiedział szybko. Zarzucił swoją peleryną i oddalił się w stronę biurka.
- To co, Potter? Wypadało by się za to zabrać. - usłyszałem głos chłopaka. Co dziwne, nie był przesiąknięty jadem, ani nawet odrobiną ironii.
- Mhm - mruknąłem w odpowiedzi i otworzyłem podręcznik na podanej przez nietoperza stronie.
- No dobra, możesz iść po składniki ja przygotuje kocioł.
Jeszcze raz spojrzałem na listę potrzebnych substancji i poszedłem do schowka.
Wchodząc do pomieszczenia, wpadłem przypadkiem na jakiegoś wysokiego chłopaka.- Jak leziesz, Pottah?! - usłyszałem tuż przy swoim uchu, próbując przejść niezauważony obok.
Podniosłem wzrok i zauważyłem, że nade mną stał nikt inny jak Malfoy.- Zamknij twarz i przesuń się, Malfoy. Chciałbym przejść - warknąłem i przeszedłem przez drzwi, uderzając chłopaka barkiem.
- Uhuhuhuhu, nasz Złoty Chłopiec chyba się wkurzył - zaśmiał się.
Wziąłem z szafki dwa włosy z sierści szczura, części traszki, smocze łuski i resztę potrzebnych składników, po czym wyszedłem ze schowka, posyłając blondynowi nienawistne spojrzenie.
Podszedłem do biurka i położyłem produkty na blacie.- Co teraz? - spytałem, zerkając do podręcznika.
- Em, możesz posiekać włosy szczura i wrzucić je do środka.
Wziąłem do ręki nóż i zacząłem kroić.
-Shh - syknąłem, gdy końcówka można przejechała mi po palcu wskazującym.
- Potter, ty sieroto - westchnął Zabini - Idź coś z tym zrób. W naszym eliksirze nie potrzebna jest krew chłopca, który przeżył.
Przewróciłem oczami i poszedłem do zlewu opłukać ranę. Wziąłem papierowy ręcznik, osuszyłem ją i owinąłem papier wokół palca. Może być.- Zostało. 20. Minut. - wycedził Snape i wrócił do przeglądania jakiejś starej księgi.
Trzeba się pospieszyć.
- Jesteś wreszcie. Dobra, ja ogarnę do końca składniki, a ty mieszaj. Pamiętaj tylko, powoli i w lewo. Jasne?
- Jak słońce - wymamrotałem. I wziąłem do ręki drewnianą łyżkę.
- Potter.
-Co?
- Maczasz rękaw w naszym zadaniu.
- Ou, tak. Racja. - podniosłem zażenowany rękę i wyjąłem szatę z kościołka.
- Co się z tobą dzieje, Bliznowaty? - spytał, trochę już rozdrażniony.
- Nic, jestem trochę rozkojarzony, sorry.
- Mhm. - zerknął na mnie z ukosa i wrócił do przygotowywania żabich łusek.
- Poprawnie - mruknął Nietoperz i odszedł, żeby sprawdzić robotę reszty grup.
- No to co, Potter? Wygląda na to, że nie poszło nam najgorzej. - uderzył mnie lekko w bark.
- Tak, chyba masz rację. - kiwnąłem głową i zacząłem pakować swoje rzeczy do torby. - To na razie - mruknąłem i opuściłem salę.
CZYTASZ
•Believe• {Drarry}•
FanfictionPo śmierci Syriusza, z Harrym jest coraz gorzej. Mimo jego pogarszającego się stanu zdrowia, nie chce pomocy. Gnije wewnętrznie, nie dopuszczając do siebie nikogo. Czy stara, nie najlepiej zaczęta znajomość może przerodzić się w coś, co uratuje złot...