Harry
O co mu znowu chodziło? Hermiona i Ron szlaban? Przecież to się nie trzyma kupy... Poza tym, czemu przyniósł mi notatki? Przecież... Przecież on mnie nienawidzi. I to z wzajemnością. Ugh. Głupi, podstępny Ślizgon. Pewnie znów wymyślił jakiś głupi żart ze swoją bandą, a całą tą bajkę wymyślił, żeby był bardziej wiarygodny. Jak można robić coś takiego? Oczywiście, skorzystał z okazji. Leżę słaby w skrzydle szpitalnym, to przecież idealny moment na kawał. Myślałem tylko... Miałem nadzieję, że to zostanie tajemnicą, a skoro wie Malfoy to pewnie cała szkoła już wie, że słynny Harry Potter tkwi w szpitalu bez powodu. Świetnie.
Jednak z każdą kolejną godziną zaczynałem coraz bardziej wątpić w swoje wcześniejsze przypuszczenia. Ron i Hermiona nie przychodzili, mimo że do tej pory robili to codziennie o podobnej porze. Była już 20, a ich wciąż nigdzie nie było widać. Cóż, najwidoczniej dziś już nie przyjdą. Może po prostu znudziło im się odwiedzanie swojego biednego przyjaciela. Nic dziwnego sam bym się sobie znudził i tak jestem nikomu niepotrzebny.
Tamtej nocy jednak naprawdę potrzebowałem jakiegokolwiek kontaktu. Moje myśli i wspomnienia, ból i krzyk, to wszystko czego doświadczyłem w moim śnie - wciąż do mnie powraca. Nie mogę odciąć się od złych wspomnień przelatujących mi przed oczami. Nie mogę pozbyć się krzyków ani mrożącego krew w żyłach śmiechu, ciągle rozbrzmiewających w mojej głowie. Wciąż czuję ból, rozchodzący się po całym moim ciele i tę nieznaną mi siłę, przyszpilającą mnie do ziemi.
Mimo, że znów jestem tutaj, mimo, że leżę na łóżku w skrzydle szpitalnym Hogwartu, który przecież kiedyś był dla mnie domem i najbezpieczniejszym miejscem na Ziemi, wciąż czuję to wszystko. Czuję jakbym znajdował się tu tylko ciałem, podczas gdy dusza wciąż siedzi uwięziona w tamtym przerażającym miejscu.I może byłem egoistą. Może naprawdę byłem egoistą, ale szczerze liczyłem, że będę dla nich na tyle ważny, że przyjdą mnie odwiedzić. Ktokolwiek. I mówiąc ktokolwiek, dokładnie to miałem na myśli. Nie musiał być to Ron, Hermiona, ani nikt mi szczególnie bliski. Wystarczył zwykły kolega, ktoś kto pomógłby mi zapomnieć, chociaż na chwilę oderwać myśli od tych okropnych obrazów. Coś co pozwoliłoby mi funkcjonować odrobinę normalniej. Doskonale wiem, że nie jestem pępkiem świata, ale też potrzebuje czasami odrobiny normalności i empatii.
Rzuciłem okiem na zeszyt, który przyniósł mi przed paroma godzinami Malfoy. Co jak co, ale tego bym się nie spodziewał. Mimo wszystko, to on był osobą, która, byłem przekonany, nie zmieni się ani trochę. Myślałem, że wciąż będziemy skakać sobie do gardeł, dokuczać i rywalizować, ale on dziś przyniósł mi te głupie notatki i, nie wierzę, że to mówię, byłem mu wdzięczny. Ja pewnie zrobiłbym to samo, gdyby poprosił mnie o to Snape, ale nie sądziłem, że on też. I jeśli mam być szczery, cieszę się, że przyszedł. Cóż, może to i dziwne, ale naprawdę się cieszę, że miałem możliwość zamienienia paru słów z kimkolwiek, nawet jeśli był to Malfoy. Przez cały dzień siedziałem na łóżku, rozpamiętując wydarzenia zeszłej nocy i nie miałem chociaż chwili oderwania, bo niby jak? Oprócz porannej wizyty pani Pomfrey i zmienienia okładów, byłem tutaj sam. Kompletnie sam, pozostawiony ze swoimi myślami i przerażającymi obrazami w głowie.
Wziąłem zeszyt do ręki i położyłem go sobie na kolanach. Spojrzałem na niego z zainteresowaniem i przejechałem dłonią po miękkiej, brązowej okładce. Był naprawdę w dobrym stanie. Żadnych zagiętych, czy obdartych brzegów, żadnych plam lub rysunków stworzonych na lekcjach. Wow, to tak się wogóle da? Otworzyłem go powoli i spojrzałem na wewnętrzną okładkę. W lewym dolnym rogu, zgrabnym, niewielkim pismem było podpisane Draco Malfoy, nie sądziłem, że ma duszę artysty.
Przeglądając jego notatki byłem na prawdę pod wrażeniem. Każdy eliksir dokładnie opisany, wraz z najmniejszymi spostrzeżeniami Snape'a. Zrobił obok nich nawet małe rysunki! Nic dziwnego, że jest w nich najlepszy. Przewyższał w eliksirach nawet Hermionę, która była najlepsza na roku.
Z każdą kolejną, przewijaną stroną, coraz bardziej intrygowały mnie na pozór nieistotne wskazówki, które chłopak dopisywał przy przygotowaniu składników lub dotyczących samego warzenia. O większości z nich nigdy nie słyszałem i jestem przekonany, że Snape nigdy o nich nie wspominał. Nie wiedziałem, że te rzeczy mają wogóle znaczenie. Może uda mi się choć trochę nadrobić materiał z jego notatkami, bo moich nie umiem nawet dobrze rozczytać.- Dobry wieczór, panie Potter. Jak się pan czuje? - do pomieszczenia weszła pani Pomfrey, niosąc ze sobą niewielką tackę z lekami.
- Myślę, że... Trochę lepiej? - próbowałem zrobić dobrą minę do złej gry. Wciąż bolało mnie wszystko co się da i czułem się okropnie, ale na pewno lepiej niż ostatnio, więc w sumie nie skłamałem.
Pielęgniarka jednak zrobiła kwaśną minę i podeszła bliżej.- Nie wygląda pan, jakby było lepiej. Nie jestem pewna, czy będzie pan mógł zagrać w tym roku...
- CO?! - podniosłem się z półleżącej pozycji. - Jak to?! P-pani nie rozumie - zacząłem szybciej oddychać - ja - ja jestem kapitanem. Szukającym! - gestykulowałem mocno rękami. - Jeśli ja nie zagram, to Gryffindor nie zagra!
- Już, już uspokój się. - przycisnęła mnie ręką znów do oparcia łóżka. - Mówię tylko, że wolno się regenerujesz. To dość dziwne, zważywszy na fakt, jak szybko dochodziłeś do siebie w poprzednich latach. Trochę się o ciebie martwię, Harry. Nie chcę, żebyś zrobił sobie jeszcze większą krzywdę. - powiedziała powoli, przygotowując nowy opatrunek.
- Ależ wszytsko jest już w porządku. Pani zobaczy - próbowałem wstać z łóżka, ale kobieta mnie powstrzymała.
- Oszczędzaj siły Harry. To nie są żarty. - popatrzyła na mnie ostrzegawczo i zabrała się za rozwijanie bandaży.
- Mhm - mruknąłem cicho i odłożyłem notes na stolik.
Tej nocy, gdy pani Pomfrey już wyszła, życząc mi dobranoc ,siedziałem jeszcze dość długo, nie mogąc zasnąć. Byłem naprawdę zmęczony. Powieki same mi się opuszczały, a moje mięśnie nie miały ochoty wykonywać już żadnego ruchu. Mimo to, sen nie nadchodził. Każdy chyba miał takie chwile, w których czuł jakby zaraz miał paść, ale nie mógł zasnąć przez... Przez sam nie wiedział co. To była jedna z takich chwil. Mijały kolejne minuty, a ja wciąż siedziałem, patrząc w ścianę i liczyłem znajdujące się na niej plamy, nie mając nic lepszego do roboty. Miałem już naprawdę dość. Dlaczego to wszytko było takie trudne? Oparłem głowę o zagłówek łóżka i westchnąłem głęboko, przymykając oczy. Tak bardzo chciałem wrócić z powrotem do wieży Gryffindoru. Może na parę nocy takie odosobnienie jest dobre. Można się wyciszyć, odpocząć od zgiełku i zamieszania, ale na dłuższą metę nie da się tak żyć. Nie da się być po prostu odciętym, bo z czasem zaczynasz analizować każdy krok, a to cię po prostu zabija. Tęskniłem za przyjaciółmi i za ciepłem mojego domu. Za treningami quidditcha i lekcjami. Chciałem powrotu do dawnego życia.
Teraz jednak okazuje się, że jest że mną gorzej niż kiedykolwiek wcześniej i niewiadomo czy w ogóle zagram w rozgrywkach. Ten rok z każdym tygodniem staje się coraz gorszy.
//
Wow. Nigdy nie sądziłam, że to opowiadanie będzie miało taki dobry odzew. Dziękuję za każdą gwiazdkę i komentarz, których ostatnio jest coraz więcej haha. Nawet nie wiecie jak poprawiają codziennie humor.Trzymajcie się ciepło kochani i do następnego x.
CZYTASZ
•Believe• {Drarry}•
FanfictionPo śmierci Syriusza, z Harrym jest coraz gorzej. Mimo jego pogarszającego się stanu zdrowia, nie chce pomocy. Gnije wewnętrznie, nie dopuszczając do siebie nikogo. Czy stara, nie najlepiej zaczęta znajomość może przerodzić się w coś, co uratuje złot...