Draco
Ugh, wiedziałem, że Longbottom jest idiotą, ale że aż takim? Jak można wziąć nie ten składnik co trzeba?
Przez tego kretyna nie zaliczyliśmy zadania.
Pierwszy raz. Pierwszy raz od początku nauki w Hogwarcie nie zaliczyłem eliksiru u Snape'a. Przecież to jest wręcz niemożliwe. Wszyscy wiedzą, że jestem najlepszy w eliksirach. Nawet ta szlama Granger mi nie dorównuje.
Tak czy inaczej, przez niego będziemy musieli to zaliczać jeszcze raz.
Świetnie. Wręcz marzę, aby spędzać wolny czas w lochach z Longbottom'em. Moje sny w końcu się ziściły.- Te, Draco! - odwróciłem się w stronę głosu. - Zaczekaj! - zatrzymałem się na poboczu korytarza i czekałem aż mój kumpel do mnie dobiegnie.
Po chwili stał już przy mnie, cały zadyszany, schylając się, żeby złapać oddech.- Co jest, Zabini? - spojrzałem na niego próbując ukryć lekki uśmiech, który spowodował u mnie stan przyjaciela.
- Poczekaj - dyszał jak pies - daj odetchnąć. Nie każdy ma takie długie nogi jak ty. - uderzyłem go w potylicę. Co jak co, ale trzeba przyznać, że jego kondycja jest zerowa. Nie mam pojecia jakim sposobem on jeszcze się trzyma na meczach quidditcha.
-Szybko, Blaise. Ogarnij się już, bo będziemy spóźnieni. - pospieszałem go.
- Daj spokój, Smoku. Mamy jeszcze dużo czasu. - powiedział, gdy wstał i doprowadził się do stanu, w którym mógł coś powiedzieć bez 10 - sekundowej przerwy na złapanie oddechu.
- Po pierwsze, nie, nie mamy. A po drugie mów co chciałeś. - ruszyłem w stronę Wielkiej Sali.
- Nie zauważyłeś może...Eeee, że Potter jest jakiś dziwny?
- Tak, zauważyłem to już pierwszego dnia w zamku, mózgu. Myślałem, że dostatecznie to widać.
- Nie, nie o to chodzi.
- To o co? - zmarszczyłem brwi. - I czemu mi o nim w ogóle mówisz? Nie bardzo obchodzi mnie jego temat.
- Tak, tak no wiem - podrapał się po karku. - Ale po prostu był jakiś strasznie rozkojarzony. Ciągle coś sobie robił. W dodatku wiedziałeś jaki był blady? Normalnie myślałem, że to wampir, a nie człowiek! Nie wiedziałem, że tak się w ogóle da!
- Daj spokój, Zabini. Od kiedy obchodzi cię Złote Dziecko? - przewróciłem oczami. Ta rozmowę zaczynała mnie naprawdę irytować.
- Nie obchodzi. To po prostu dziwne i trochę przerażające. Zwłaszcza, że przez jego nieuwagę Snape może nas oblać, jeśli Potter coś zawali.
- Tak, jak dziś Longbottom? Daj spokój. Pewnie ostro zabalował wczoraj ze swoim fanclub'em. Widziałem pozostałych z tego wspaniałego domu.
- Tak, pewnie masz rację.
Harry
Z godziny na godzinę czułem się coraz gorzej. Był już obiad, a ja wciąż nic nie zjadłem. Nie dałem rady przełknąć nawet kawałka chleba. Czułem się po prostu okropnie. Z dnia na dzień ubywało mi sił, a ja nie byłem w stanie nic na to poradzić. Nawet wizyta u Pani Pomfrey by nie pomogła. Ból fizyczny był tylko skutkiem tego, co odczuwam w środku. Obawiam się, że nawet w czarodziejskim świecie nie ma na to magicznych, cudownych lekarstw.
Ała. Poczułem mocne kopnięcie pod stołem.
Ginny. Patrzyła na mnie przenikliwym spojrzeniem, po chwili wskazując głową na mój talerz.
Lekko pokręciłem głową, na co zmarszczyła brwi.
Dokończyła szybko swój posiłek i kiwnęła w stronę drzwi. Rozumiem, że miało to znaczyć, żebyśmy wyszli. Dopiłem swoją wodę i wstałem od stołu, podążając za Gin do wyjścia.- Co się dzieje, Harry? - spytała z troską, gdy znajdowaliśmy się poza zasięgiem oczu wszystkich z Wielkiej Sali.
- Nic, Gin. Naprawdę. - dodałem widząc jej wzrok.
- Możesz mi nie kłamać prosto w twarz? - Spytała z wyrzutem. - Przecież doskonale widzę, że wyglądasz jak chodzący trup.
Jest aż tak źle?
- Tak, Harry. Tak bardzo to widać. - powiedziała, jakby czytała mi w myślach. - Czemu nic nie mówisz? Czemu nie chcesz dać sobie pomóc?
- Bo nic wielkiego się nie dzieje Gin. - próbowałem ją przekonać. - Po prostu... Ostatnio gorzej sypiam. - ta. Trochę bardzo gorzej.
- Harry, proszę cię. Powiedz mi co się dzieje... Nie mogę patrzeć, jak jesteś w takim stanie, a ja nie mogę nic z tym zrobić. Od początku roku jesteś cichy i wyglądasz inaczej.
- Mówię serio, Ginny. Jest w porządku. Dziękuję, że się o mnie martwisz. - objąłem ją lekko. Jaka ona ciepła.
- Wiem, że nie chcesz mi mówić, Harry i całkowicie to rozumiem, ale... po prostu wiedz, że zawsze masz we mnie oparcie, gdybyś potrzebował się komuś zwierzyć. - uśmiechnęła się smutno i poszła w stronę wieży Gryffindor'u.
Dzięki, Ginny.
Z racji, że nie miałem na jutro za dużo do zrobienia, uznałem, że dobrym pomysłem będzie pójść się przewietrzyć. Ruszyłem, więc nad jezioro, chcąc pobyć sam ze sobą i swoimi myślami choć przez chwilę.
CZYTASZ
•Believe• {Drarry}•
FanfictionPo śmierci Syriusza, z Harrym jest coraz gorzej. Mimo jego pogarszającego się stanu zdrowia, nie chce pomocy. Gnije wewnętrznie, nie dopuszczając do siebie nikogo. Czy stara, nie najlepiej zaczęta znajomość może przerodzić się w coś, co uratuje złot...