.0.2.

10.9K 576 112
                                    

W końcu nastał ten dzień. Harry wybierał się dziś na ulicę Pokątną po nowy zestaw książek i potrzebnych rzeczy do Hogwartu. Poprzedniego już dnia spakował swój niewielki bagaż. Musiał zabrać go ze sobą, bo nie miał zamiaru wracać do wujostwa. Nie wcześniej niż na następne wakacje. Chłopiec jeszcze raz sprawdził czy wszystko zabrał ze sobą i opuścił dom.

***

Draco przechodził właśnie wzdłuż ulicy pokątnej ze swoim przyjacielem Blaisem. Wszystkie zakupy zrobili już wczesniej, a że zostało im trochę czasu, postanowili poszukać czegoś ciekawego w innych sklepach. W pewnej chwili blondyn zobaczył najpiękniejszą rzecz jaką kiedykolwiek widział na oczy. A chciałabym przypomnieć, że był to naprawdę duży wyczyn patrząc na to w jakich warunkach żyje pan Malfoy. Odłączył się od Blaise'a i podszedł do witryny sklepu. Stało tam mnóstwo innych osób, przez co trudno było dostać się do środka.
Głupi ludzie, i tak nigdy nie będzie ich stać na nawet drzazgę z tej pięknej miotły.
A trzeba przyznać, że robiła ona naprawdę wielkie wrażenie. Trzonek zrobiony z drewna czarnego dębu, bardzo ciemny i szlachetny.  Brzozowe witki były jasne, wręcz idealnie komponowały się z resztą, tworząc niespotykane połączenie. Draco przecisnął się przez tłum i wszedł do środka z charakterystycznym dźwiękiem dzwonka, towarzyszącego otwieraniu drzwi. Podszedł bliżej do wystawy i dostrzegł dobrze znana mu postać. Potter. A co robi tu złote dziecko Gryffindoru bez swojej świty? Może w końcu się poznał i odciął od tych nieudaczników.
Cóż, Harry'ego też sprowadziła tu najnowsza miotła. Stał tuż obok napawając się jej widokiem. Tak samo jak dla Draco, był to najpiękniejszy widok jaki widział od... od zawsze. W głowie wyobrażał sobie jak zaciska na niej swoje palce i pędzi z nadludzką prędkościa po boisku do quidditcha. Widział oczami wyobraźni malutkie boisko tuż pod nim, wręcz czuł ten wiatr, uderzający w jego ciepła twarz, ledwo dający możliwość oddechu. Niestety, miał już naprawdę dobrą miotłę. Wiedział,że nie mógł szastać pieniędzmi rodziców na prawo i lewo, gdyż zostały mu jeszcze ponad 2 lata w Hogwarcie, a co roku trzeba kupować nowe książki i potrzebne rzeczy. Nie mógł wydać połowy swoich pieniędzy na miotłę, gdy miał już tą, na której wygrywał każdy mecz.
Szkoda, że Syriusz nie będzie mógł tego nigdy zobaczyć. Dość. Przestań o tym myśleć. Nie bądź żałosny. Są ważniejsze sprawy i poważniejsze problemy niż twoje użalanie się nad sobą.
Skarcił się w myślach i już miał wychodzić, gdy na kogoś wpadł.

-Przepraszam - wymamrotał szybko, nawet nie spoglądając na chłopaka i szybko wypadł ze sklepu.

Dziwne. Pomyślał Malfoy wygładzając swoje ubranie i strzepując z niego niewidzialny kurz. Nawet nie zdążył odpowiedzieć jakiejś riposty na Potter'a, bo gdy miał otworzyć usta, tego już nie było w zasięgu wzroku. Widziałem, że złote dziecko zawsze było roztrzepane, ale żeby aż tak?

-Malfoy! Gdzie ty tak zniknąłeś? - poczuł mocne uderzenie w plecy.
- Ała, Zabini ogarnij się. - zrzucił jego rękę ze swojego ciała.
- Już się tak nie denerwuj. Zasłużyłeś. Wiesz, jak głupio się czułem, gdy idąc ulicą i gadając do siebie jak idiota, nie usłyszałem twojej odpowiedzi, a potem zorientowałem się, że w ogóle cię obok nie ma? Nawet nie chcę myśleć, co ludzie musieli sobie myśleć. - na jego twarzy wykwitły dziwny grymas.
- Haha, już nie przesadzaj. Ja muszę znosić to uczucie, za każdym razem gdy ludzie mnie z tobą widzą. - w odpowiedzi usłyszał prychnięcie.
- Przepraszam szanowny paniczu, że musisz znosić moja obecność obok swojej szlachetnej osoby.
- Oh, zamknij się i chodź. - machnął ręką w stronę wyjścia, pokazując, żeby szedł za nim.

***

Harry był na peronie 9¾, szukając swoich przyjaciół. Był dziś trochę wcześniej niż zwykle, więc liczył, że może uda mu się ich złapać przed wejściem do pociągu. Niestety, nie mieli możliwości spotkać się, na ulicy pokątnej, gdyż Hermiona, tak jak i Ron zrobili w tym roku zakupy wcześniej.
Gdy nie mógł znaleźć ich już dłuższy czas, uznał, że w spokoju pójdzie zająć wolny przedział pod koniec parowca, gdzie zwykle siada dom Gryffindora.
Po kilku minutach znalazł całkowicie pusty wagon, zapakował bagaże nad siedzenia i usiadł na miejsce przy oknie.

Wciąż pamiętał jak jechał tu pierwszy raz i nie wiedział co go czeka. Teraz miał już swoich przyjaciół, z którymi miał tyle wspomnień. Nieważne czy dobrych czy złych. Wiedział, że zawsze może na nich liczyć. Wiedział też, że mógł mieć jeszcze jedna taka osobę, rodzinę, gdyby...

- Hej! Harry! - z rozmyślania wyrwało go wołanie jego imienia. To była Hermiona. Wstał i uścisnął ją mocno. Tęskniłem.
Po chwili oderwał się od niej i pomógł załadować bagaże.
- Jak minęły ci wakacje? - spytał spokojnie. Staraj się o tym nie myśleć. Nie pokazuj swojej słabości.
- Naprawdę dobrze. Razem z rodzicami byliśmy we Włoszech. Jest tam wspaniale, oh Harry, naprawdę! Te wszystkie zabytki, piękne kościoły, świątynie, morze. Musimy się tam kiedyś wybrać razem, we trójkę z Ron'em. Koniecznie! Przywiozłam ci coś, wiem że miałeś urodziny. Niestety, sowa wróciła do mnie z bagażem. Co się stało?
- Nie, nic. To tylko wuj Vernon. Zakazał wszystkiego, co jest związane z moim  d z i w n y m  światem. Sama rozumiesz.
- Oh, tak, tak. - spojrzała na swoje splecione dłonie - Przykro mi Harry - powiedziała ściskając jego rękę, w geście otuchy, uśmiechając się nieznacznie.
- Dzięki. - odwzajemnił nikły uśmiech.
- A jak u ciebie? Było źle? - spytała już z mniejszym entuzjazmem, patrząc na niego z determinacją i cieniem troski.
- HARRY!
- Ron! - Gryfon natychmiast został zamknięty w braterskim uścisku.
- Tęskniłem stary, nie odezwałeś się przez całe lato!
- Wiem, ja... przepraszam. Nie miałem jak. - podrapał się po karku.
- Nie gadaj, że ci wstrętni mugole znów wstawili ci kraty. - twarz rudzielca zaczęła przybierać kolor podobny do jego włosów.
- Ekhm. - usłyszęli kaszlnięcie.
- Hermiona! Em, hej. - uścisnął ją lekko.
- Hej. - uśmiechnęła się miło. - Powinniśmy usiąść, zaraz ruszamy.
Obaj przytaknęli i usadowili się obok siebie na kanapie.
- Nie uwierzycie, co Fred i George wymyślili tego lata! - zaczął podekscytowany Ron, ale Harry już go nie słuchał. Znów odpłynął w świat własnych myśli, podziwiając mijane za oknem.pola

•Believe• {Drarry}•  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz