Oczywiście, że tak. Czemu to zawsze jestem ja? Wiem, wiem, powinienem się już przyzwyczaić po tych 5 latach, ale wciąż nie mogę zrozumieć, dlaczego? Dlaczego Snape mnie tak bardzo nienawidzi? Po tym, jak wydarł się dziś na mnie i na Rona 5 raz podczas tej lekcji, a Ślizgoni za każdym razem uważali to za coraz śmieszniejsze, uznał, że nie może uwierzyć, że można być takim jełopem i nas poprzesadzał. Podobno obniżany sobie nawzajem IQ. Każdy Gryfon miał do końca roku pracować w parze z członkiem domu węża. Po co? Nie mógł nam po prostu uciąć punktów, tak jak zwykł to robić? Niee, oczywiście, że nie, przecież to Snape.
Takim sposobem wylądowałem w ławce z Blaise'm. Nie ma to jak do końca roku współpracować z jednym z najbliższych przyjaciół twojego wroga. Oczywiście, mogłem trafić gorzej, tak jak na przykład Neville, który wylądował w duecie z Malfoy'em. Tłusty łeb uznał, że nie można być aż taką sierotą jak Longbottom i jeśli tylko chwilę dłużej będzie patrzył na to jak męczy się z najprostszym zadaniem, to sam rzuci na siebie klątwę zabijającą. Nie, żeby nam to jakoś szczególnie przeszkadzało.
Tak czy siak, biedny Neville został zmuszony do siedzenia z Malfoy'em, ponieważ jak powiedział Snape, może siedzenie z osobą o wyższym ilorazie inteligencji pomoże mu zdobyć poziom funkcjonowania w społeczeństwie.
Ten rok zamiast lepszym staje się coraz gorszy. Nie mogę się doczekać co będzie w następnym miesiącu.***
- Idziesz Harry?! - zawołał Ron, zajmujący z innymi miejsce przy kominku.
- Tak! Chodź Harry! Dla ciebie też na pewno starczy! - krzyczał Seamus trzymając w ręku butelkę ognistej.
- Nie dzięki, haha. Jestem padnięty, nadrobię następnym razem!
- Nie żartuj! Musisz z nami wypić chociaż trochę! O,o za zdrowie Ginny! - dziewczyna się lekko zarumieniła.Zmieszałem się na chwilę. Nie chciałem, żeby zrobiło jej się przykro, ale dziś zdecydowanie nie był dzień na picie.
- Następnym razem, na pewno to nadrobię. Obiecuję, że wypiję nawet całą butelkę, ale dziś nie dam rady. - próbowałem się wykręcić.
- No dobra, jak uważasz. Ale trzymamy za słowo z tą całą butelką! - usłyszałem śmiech całego pokoju wspólnego.
- Możecie sobie trzymać, mówię serio! Tylko nie upijcie się tak, żebym musiał was jutro zbierać z samego rana. - ale oni już nie słuchali, zajęli się rozmową i rozlewaniem alkoholu do kubeczków.Wszedłem do pokoju, zdjąłem z siebie te niewygodne szaty, szczypiący, wełniany sweter i rzuciłem je na krzesło. Nie miałem siły kompletnie na nic. Zajęcia i trening quidditcha, mimo, że bardzo udany, zmęczyły mnie niesamowicie. Nawet jeśli chciałbym posiedzieć z przyjaciółmi na dole, prędzej zasnąłbym na kanapie i tyle by z tego było. Opadłem ciężko na łóżko i zasunąłem zasłony, po chwili przykrywając się po uszy kołdrą. Rzadko kiedy mam możliwość po prostu leżenia w ciszy i myślenia o tym co się stało, dzieje i stanie. Większość czasu spędzałem z chłopakami, a w ich towarzystwie nie może być cicho i nudno. Zazwyczaj gadamy i śmiejemy się do późnej nocy, a potem rano czujemy się jak trupy. Mimo to lubiłem te nasze rozmowy, z każdą z nich dowiadywaliśmy się o sobie coraz więcej i pomimo, że znamy się już tyle lat, zawsze znajdziemy tematy do wieczornych rozmyślań. Ostatnio było jednak inaczej. Coraz częściej czułem się zmęczony, nie mający dość siły, by uczestniczyć w rozmowie. Wcześniej szedłem spać, a rano tak, czy inaczej pod moimi oczami widniały ciemne wory.
Coraz częściej nawiedzały mnie koszmary, przez które spokojna noc stawała się dla mnie nie do zniesienia, a ja odliczałem minuty do następnego dnia. Czasami były tak okropne, że budziłem się z krzykiem. Po paru razach zacząłem rzucać na łóżko zaklęcie wyciszające, by nie budzić chłopaków. Na szczęście nigdy nie mieli mi tego za złe. Śmieli się tylko, żebym oglądał mniej straszne filmy, gdy winę zrzucałem na horrory, które przecież tak lubię. Nie przewidziałem jedynie, że moje życie zacznie się zamieniać w jeden z nich.***
- Jswk - wydałem z siebie niezydentyfikowany odgłos, kiedy rano usłyszałem dźwięk budzika. Mógłbym przysiąc, że dopiero co położyłem głowę na poduszce. Na pewno nie mogła minąć cała noc. Spojrzałem na zegarek. A jednak. Powoli usiadłem na łóżku. Przetarłem dłońmi twarz i założyłem na nos moje okulary. Wstałem na nogi i przeciągnąłem się delikatnie, po czym ruszyłem w stronę łazienki, zabierając po drodze ubranie i kosmetyki.
Znów to samo. Pomyślałem spoglądając w lustro. Znowu te okropne ciemne wory. Powinienem chyba pożyczyć podkład, korektor czy inne coś od Lavender, żeby to jakoś zakryć. Koniec gapienia się. Zabrałem rzeczy i wszedłem pod wolny prysznic. Po moim ciele zaczęła spływać zimna woda, powoli zaczynająca nabierać normalnej temperatury. Dokładnie umyłem całe ciało, po czym wyszedłem spod kabiny. Osuszyłem skórę, ubrałem się i wyszedłem z łazienki.Dopiero gdy znów pojawiłem się w pokoju, zauważyłem, że chłopaków nie ma w łóżkach. Żartujecie. Spakowałem rzeczy potrzebne na dzisiejsze lekcje i podążyłem w stronę pokoju wspólnego. Tak jak myślałem. Wszyscy leżeli w kupie przy kominku zlani w trupa. Dookoła walały się puste kubeczki i puste butelki po wódce.
Nieźle zabalowaliście. A mówiłem, nie przesadzać.
Spojrzałem na nadgarstek z zegarkiem i stwierdziłem, że przydałoby się ich obudzić, zwłaszcza, że za 10 minut zaczyna się śniadanie.
- Ej, Ron. - zaczęłam szturchać go mogą w ramię. - Ron. Ron! - podniosłem głos.
- Co?! Co? Już wstaję mamo, odłóż tą ścierkę. - zerwał się z podłogi w towarzystwie zobolałych jęków reszty, która została brutalnie obudzona przez jego głośne krzyki.
- Co się dzieje? - zapytał masując tył głowy. - Ała, mój łeb - powiedział i znów opadł na plecy biednego Dean'a, który wydał z siebie dziwny odgłos i zrzucił go z siebie.
- Co? Kacyk męczy? - zapytałem z nikłym uśmiechem na twarzy.
- Zamknij się, Potter - odpowiedział Lee z wyrazem twarzy jakby zjadł cytrynę, na co się zaśmiałem.
- Wstawajcie, za 5 minut zaczyna się śniadanie. - spojrzałem na zegarek - Ou, jednak za 2. Chyba musicie się pospieszyć jeśli chcecie zdążyć.
- Nigdzie nie idę, zostaje tutaj. - mruknął Ron.
- Oh, ależ oczywiście, że idziesz. - nasze głowy na raz zwróciły się w kierunku głosu. Hermiona. No to teraz wam się oberwie.
- Co ja wam mówiłam? Mieliście się nie upijać, żeby nie wyglądać tak, tak... TAK, JAK TERAZ!
- Hermiono, ciszej proszę... - błagał rudzielec.
- Ciszej? Możesz pomarzyć Ronaldzie. Za karę nie dam wam eliksiru.
- Ugh. Dobra wstaję. Już wstaję, po co się tak gorączkować - mamrotał pod nosem, ale tak, żeby Hermiona nie zdołała tego usłyszeć.
- O, hej Ginny. - przywitałem się, gdy zobaczyłem dziewczynę stojącą obok Hermiony, próbującą zatuszować śmiech.
- No już, już. IDZIEMY! - krzyknęła Hermiona i klasnęła w dłonie.
Oj to nie będzie wasz dobry dzień chłopaki. Zaśmiałem się w myślach i ruszyłem za dziewczynami do wyjścia.
CZYTASZ
•Believe• {Drarry}•
FanfictionPo śmierci Syriusza, z Harrym jest coraz gorzej. Mimo jego pogarszającego się stanu zdrowia, nie chce pomocy. Gnije wewnętrznie, nie dopuszczając do siebie nikogo. Czy stara, nie najlepiej zaczęta znajomość może przerodzić się w coś, co uratuje złot...