.15.

6.4K 373 137
                                    

Gdy dotarliśmy do pokoju wspólnego Gryffindor'u, od razu skierowałem się w stronę kanapy i ciepłego kominka. Tego mi było trzeba. Przymknąłem na moment oczy i pozwoliłem chłonąć mojemu ciału żar, który płynął z ognia. Było coraz bliżej do świąt, więc temperatura była coraz niższa, a rano na oknach zaczynały pojawiać się ślady szronu.

- Harry? - Hermiona usiadła obok mnie.

- Jak się czujesz? - zapytałem uchylając powieki. - Pójść z tobą może do Pani Pomfrey? - ale jesteś dobroduszny Potter. Twoja przyjaciółka źle się czuje, a ty pierwsze, co zrobiłeś to rozłożenie się na kanapie, zamiast o nią zadbać. Pogratulować.

- Nie, już jest dobrze. A ty? Jak się czujesz?

- Ja? Dobrze. Dlaczego pytasz?

- Bez powodu. Zaglądałeś już do tego zadania z zielarstwa? Pani Sprout łatwo ci nie odpuści. - westchnąłem. Jeszcze to głupie zielarstwo. Po co mi wiedzieć jaki kolor mają korzenie kwasoziela podczas przesilenia letniego. Kompletne bzdury, ale dziewczyna ma rację. Powinienem oddać to tydzień temu, a wciąż się za to nie zabrałem.

- Nie, jakoś nie miałem do tego głowy.

Hermiono, czy musisz mi psuć tą piękną chwilę relaksu zielarstwem? Mam do drugiego ostatecznego terminu jeszcze 5 dni!

- Pomóc ci może? To naprawę łatwe tematy, szybko się z nimi uwiniemy.

Teraz całkowicie otworzyłem oczy i spojrzałem zdziwiony na dziewczynę.

- Przecież nigdy nie chcesz robić za nas prac domowych - podsunąłem.

- To prawda, ale nie powiedziałam, że zrobię ją za ciebie! - odpadła oburzona. - Tylko, że ci pomogę. - zaznaczyła.

- Dobra, dobra, spokojnie. - podniosłem ręce w górę i usiadłem po turecku. - Byłoby super, dzięki.

- To co, idziemy do biblioteki? - miała zamiar wstawać, ale zatrzymał ją mój głos.

- Moglibyśmy zostać tutaj? - spojrzała na mnie i uśmiechnęła się ciepło.

- Jasne. Przyniosę książki.

Po niedługim czasie wróciła, niosąc ze sobą 3 wielkie księgi. Od razu wstałem i podbiegłem do niej, żeby zabrać te cegły. Ile one ważą?

- Dzięki - wyspała.

Razem usiedliśmy w naszym poprzednim miejscu i rozłożyliśmy wszystkie materiały na stoliku.

- No to zaczynamy - westchnąłem i otworzyłem pierwszy podręcznik z brzegu.

***

Siedzieliśmy nad tym wypracowaniem bite 2 godziny, ale w końcu udało nam się skończyć. Nie wiem co bym zrobił, gdyby Hermiona mi nie pomogła.

Było jakoś przed 18, gdy dotarłem do swojego dormitorium. Chłopaki jeszcze nie wrócili, więc pewnie poszli nad jezioro, a ja dzięki temu miałem cały pokój dla siebie. Oczywiście postanowiłem wykorzystać to najlepiej jak się da, dlatego wdrapałem się na łóżko i gapiłem się w sufit.

Ciekawe, czy w tym roku będę musiał znów wrócić do wujostwa. Oby nie. Nie zniosę tego kolejny raz. Dużo bardziej wolałbym zostać tutaj, a najlepiej pojechać znów do państwa Weasley'ów. Są naprawdę cudowni. To dzięki nim tak naprawdę poznałem, jak to jest mieć rodzinę. Pani Weasley traktuje mnie jak własnego syna, a chłopaki jak brata. Cieszę się, że ich poznałem, ale... Ale nigdy nie poznam jak to jest mieć prawdziwą rodzinę. Krew z krwi, własnych rodziców, dziadków i ciotki.  Mimo, że wiem, że zawsze jestem u nich mile widziany, to jednak nigdy nie będzie to mój rodzinny dom.  Gdyby tylko Syriusz tu był. Gdyby tylko moje głupie wizje nie ściągnęły nas tam, a ich razem z nami, Syriusz by żył. Żyłby i opowiedziałby o tym jaki był mój tata. James Potter - szukający rozrabiaka. Opowiedziałby mi o tym jaka była moja mama - Lily. Wszyscy, którzy ich znali powtarzają mi ciągle : ,,Jesteś jak twój ojciec, byłby z ciebie dumny,, albo ,, Masz oczy twojej matki,, tak. Szkoda tylko, że sam nie będę mógł tego sprawdzić i tego poczuć. Szkoda, że nie będę miał okazji usłyszeć tego od nich. Remus... On też był przyjacielem taty, ale.. ale nie tak bliskim jak Syriusz. To było to. To była ta przyjaźń, która połączyła ich na pierwszym roku odkąd się poznali. Zawsze byli oni. Tak samo szaleni, tak samo zdrowo zakręceni. Remus też zawsze z nimi był, ale jednak to nie było to samo. Poza tym... To Syriusz był moim ojcem chrzestnym. Syriusz, a nie Remus. To jego wybrali rodzice, a przeze mnie jest teraz martwy. Dlaczego wszyscy ludzie, którzy są dla mnie ważni odchodzą?

Nawet nie zauważyłem, gdy pod moimi powiekami zebrała się słona ciecz, a po policzkach zaczęły spływać pojedyncze łzy. Nie płacz ofermo. Chłopaki nie płaczą. Ogarnij się w końcu. Wytarłem twarz rękawem szaty i przykryłem się po uszy kołdrą. Oczy mocno mnie piekły, pewnie przez pracę w słabym świetle, co sprawiało, że same się zamykały. Przez chwilę jeszcze z tym walczyłem, ale ostatecznie poddałem się i pozwoliłem im opaść. Tylko 5 minut.

//
Wiem, że jest krótki, ale następny będzie dłuższy niż zazwyczaj, więc musi być jakaś równowaga haha.

•Believe• {Drarry}•  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz