.07.

7.4K 447 381
                                    

Draco

Po obiedzie uznałem, że skoro i tak nie mam nic do roboty, a siedzieć w lochach z tymi debilami nie mam zamiaru, to wybiorę się nad jezioro.
Zawsze tam przychodzę, gdy chcę pomyśleć, pobyć sam albo po prostu odpocząć. Rozstałem się ze znajomymi przy wyjściu z Wielkiej Sali i ruszyłem w stronę wyjścia.

Gdy byłem już blisko stawu, mijając drzewa i napawając się przyjemnie ciepłym powietrzem, zauważyłem jakąś czarną, małą kulkę siedząca na brzegu w miejscu, które zazwyczaj wybieram.
Zwolniłem tępa i z kroku na krok zarys osoby stawał się coraz wyraźniejszy.
Po mału zacząłem dostrzegać małą posturę i kruczoczarne, kompletnie nieułożone włosy. Potter? Podszedłem bliżej, chcąc z nim wyjaśnić co on tu robi i gdzie zostawił swoją świtę, ale gdy dzieliło mnie od niego tylko parę stóp, usłyszałem ciche pociągnięcia nosem.
Po chwili były słyszalne coraz bardziej, aż w końcu zamieniły się w cichy, żałosny szloch.
Złote dziecko płacze? Słynny Harry Potter też odczuwa ból? Co się stało? Mam wzywać reporterów? Pomyślałem przez chwilę, ale potem, powstrzymując się od jakiegokolwiek komentarza, uznałem, że ten jeden raz nie muszę nic mówić.
Harry Potter jest człowiekiem. Ma uczucia. Ten jeden raz mogę mu odpuścić. Skoro i tak czuje się aż tak źle, żeby płakać samemu na brzegu jeziora, to zdecydowanie nie potrzebuje moich docinek. Tak.
Cicho, starając się nie zdradzić swojej obecności, zawróciłem w stronę zamku.

Harry

Siedziałem tam od jakichś dwóch godzin, żałośnie patrząc w nieskalaną taflę jeziora i zadręczając się nieprzyjemnymi myślami. W pewnym momencie poczułem, że to za dużo. W kącikach oczu zaczęły pojawiać słone łzy, po chwili spływające wolno po moich zimnych policzkach.
Poczułem, że wcale nie powinienem się tak czuć, że Wybraniec nie powinien płakać sam, bez swoich przyjaciół na brzegu pustego jeziora.
Ale... To było po prostu za dużo. Każda rzecz w moim życiu zaczęła mnie przytłaczać. Moje serce zaczęło zbierać nowe kamienie, które stawały się coraz cięższe i cięższe, a ja bałem się, że nadejdzie dzień, w którym nie będę potrafił ich udźwignąć. Bałem się, że nadejdzie dzień, w którym kamienie mnie przygniotą i nie będzie nikogo, kto umiałby mnie uwolnić od tego ciężaru.
Łzy spływały coraz częściej i szybciej, po chwili zamieniając się w płacz. Tak, Harry Potter też płacze. Harry Potter ma uczucia. Wielki Harry Potter też może cierpieć. Życie nie jest takie kolorowe jakie może się wydawać. Nigdy nie było i nigdy nie będzie. W każdym okresie życia czeka nas rozczarowanie czy porażka, a ja musiałem to w końcu pojąć i przestać nad sobą użalać jak żałosny, mały chłopczyk.

Zaczynało się powoli ściemniać. Niebo z pomarańczowo - różowych barw zaczęło znów nabierać niebieskich coraz ciemniejszych odcieni. To było po prostu piękne. Żal było mi odchodzić, ale ten moment musiał w końcu nadejść.
Otarłem rękawem szaty wilgotne jeszcze oczy i wstałem na nogi. Muszę przyznać, że zaczęło robić się naprawdę zimno, a ja poczułem to dopiero teraz. Jeśli w ciągu tygodnia nie będę chory, to uznam to za jakiś cud. Otrzepałem ubranie z ziemi i ruszyłem w stronę zamku.

-Harry! - usłyszałem, gdy tylko przekroczyłem próg obrazu Grubej Damy.

- Stary, gdzie ty się podziewałaś? - koło mnie zjawili się Ron i Hermiona.

- Tak, Harry. Martwiliśmy się... Czemu nie powiedziałeś nikomu, że gdzieś idziesz? - mówiła szybko Hermiona, patrząc na mnie troskliwym wzrokiem.

- Przepraszam was, musiałem pobyć chwilę sam.

- Rozumiemy, Harry, ale mogłeś powiedzieć komukolwiek... - jej głos ze zdenerwowanego zmienił się w cichszy i bardziej pouczający. - Wiesz jak się baliśmy, kiedy nie było cię przez 3 godziny, zaczęło się ściemniać, a ciebie nikt nie widział?

- Spokojnie, Herm. Nie jestem już dzieckiem. Poradziłbym sobie, gdyby coś by mi zagrażało. Ale... dziękuję i przepraszam. Jeszcze raz.

- Nic się nie stało, ale wiesz, wcześniej uprzedzaj, jak masz zamiar gdzieś znikać  bez słowa  - zaśmiał się Ron, klepiąc mnie po ramieniu.

- Jasne, zapamiętam - odpowiedziałem z małym uśmiechem i poszedłem za nimi w głąb domu Gryffindora.

W pokoju wspólnym, tak jak zazwyczaj było ciepło i przytulnie. W kominku tańczył duży ogień, sprawiając, że aż chciało się przy nim przebywać. Zapach palonego drewna i dźwięki jakie przy tym uczestniczyły, wydawały się symfonią, której mógłbym słuchać wieczność.
Na dużej kanapie siedziało sporo osób, w większości z 6 roku. Część siedziała nad zadaniami, które zostawili na ostatnią chwilę, ale zdecydowana większość postanowiła urządzić sobie wieczór gier.
Na stoliku i dywanie porozkładane były plansze z najróżniejszymi grami.

- O, Harry! Znalazłeś się stary!

- No, w końcu! Potrzebujemy jeszcze jednego gracza chodź do nas! - rozległy się pojedyncze głosy z całego pokoju.

- Jesteś trochę spóźniony, ale jak widzisz nic nie szkodzi - zaśmiała się Hermiona i pociągnęła mnie za rękę w stronę innych.  - Harry! Jakie ty masz lodowate ręce! - prawie krzyknęła, gdy jej dłoń zetknęła się z moją skórą. - Chodź szybko, musisz się rozgrzać - szybko poprowadziła mnie do wielkiego kominka. - Siedź tu i nie waż się niedziela ruszać. - pogroziła palcem i odeszła, mówiąc się zaraz wróci.

I faktycznie, zaraz wróciła niosąc ze sobą gigantyczny, gruby koc i parę poduszek.
Zarzuciła na mnie nakrycie, każąc się szczelnie owinąć i podała po poduszce mi i Ronowi, jedna zostawiając sobie.

- To jak, gramy? - zapytała z uśmiechem rozkładając planszę i pionki.

- Em, Hermiono?

- Tak? - spytała, wciąż uśmiechając się do kart, które właśnie tasowała.

- Nie chcemy ci psuć zabawy, ale... My nie wiemy jak w to się gra. - skrzywił się Ron, po kolei obserwując zawartość gry.

- A, spokojnie. O to się nie martw. Naprawdę bardzo łatwa gra. Kochałam w to grać jak mieszkałam z rodzicami. Co tydzień urządzaliśmy sobie taki wieczór i  spędzaliśmy nad tym grube godziny. Teraz, gdy wracam na wakacje też czasami się za to zabieramy, ale już nie tak często jak kiedyś. - jej uśmiech na chwilę przygasł, by po chwili znów wypłynąć na twarzy. - Okej, skończyłam - odparła dumna z siebie.

- Okej, więc mogłabyś nam wytłumaczyć zasady?

- Oh, tak, jasne. Więc tak. Na planszy zamiast zwykłych pól mamy nazwy miast z całego mugolskego świata. Rzucając dwoma kostkami przemieszczamy się nimi i w momencie, gdy staniemy na jakimś mieście, mamy możliwość je kupić. I wtedy dostajemy tą kartę - uniosła do góry mały, kolorowy kartonik. - Gdy przechodzimy rzeź start dostajemy dodatkowe 200 do naszego budżetu. Gra toczy się do momentu bankructwa jednego z graczy. - wyjaśniła szybko dziewczyna.

- No dobra. Nic a nic nie zrozumiałem, ale jakoś damy radę. - podrapał się po karku Ron.

- Em, a co to? - wskazałem na karty z wydrukowanym znakiem zapytania.

- A, no tak. Zapomniałabym. To - wskazała na karty, o które wcześniej zapytałem - jest szansa. I bierze się ją, gdy stanie się na polu z jej znakiem. Tamte działają tak samo - wskazała na drugą kolumnę, tym razem niebieskich kart. - Wszystko zrozumiecie w trakcie gry.

- Okeeej... - powiedzieliśmy wspólnie z Ronem i rozpoczęliśmy grę.





•Believe• {Drarry}•  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz