Do tej pory wszystko było cudownie. Historia magii, która była nudna jak zawsze, transmutacja, na której mam tyle zaległości, że nie jestem pewny czy kiedykolwiek dam radę to nadrobić, a teraz?
Teraz przyszedł czas na eliksiry. Lepiej być nie mogło. Jestem w stu procentach pewny, że Snape wykorzysta, to że kompletnie nic nie umiem, bo moje zaległości są porównywalne do eee nie wiem czego, ale są olbrzymie i postanowi zapytać mnie z niestworzonych rzeczy, o których nie będę miał zielonego pojęcia. Szykuje się niezwykły czas.Wszedłem do klasy jako jeden z ostatnich i ze zdziwieniem zauważyłem, że Zabini'ego nie ma. Ciekawe co mu się stało. Nie żebym liczył na jakąś pomoc z jego strony, ale zawsze tak jakoś raźniej mieć ktoś obok, gdy jesteś pogrążamy przez nauczyciela. Tsa... Nawet jeśli jest to ślizgon.
Chwilę potem do sali wszedł nietoperz i wszystko się zaczęło.
- Potter - wysyczał - tylko pojawiłeś się w tej klasie i już czuć radość w powietrzu. Wszyscy niezwykle tęskniliśmy. - mógłbym przysiąść, że niemalże sarkastycznie się uśmiechnął. - Przechodzimy do zajęć, otwórzcie książki na 184 i przeczytajcie temat. Potem wykorzystując wskazówki, które napisałem na tablicy przygotujcie eliksir ze strony 186. Powo-dzenia - wysyczał na koniec i zarzucił peleryną. Czekam aż nauczy się latać. - Malfoy, uspokój się. - westchnął i usiadł za biurkiem.
Wszystko szło jak po maśle. To znaczy tak sądzę. Na razie nic nie wybuchło mi w twarz, więc uznaje to za sukces. Po kolei dodawałem składniki, odpowiednio pokrojone, tak jak czytałem w tym zeszycie od ślizgona. Aż dziwne, że naprawdę na coś się to przyda.
Myślę, że dalej bawiłbym się świetnie mieszając miksturę w kociołku, gdyby nie nagłe, rozchodzące się w moim ciele uczucie. O nie.Draco's pov.
Byłem w trakcie tłumaczenia Longbottom'owi, jak bardzo schrzani nasze zadanie, jeśli nie będzie robił tego, co mówię, gdy Potter przebiegł przez całą klasę i opuścił ją szybciej niż zdążyłem powiedzieć quidditch. Ciekawe co-
- Malfoy - warknął Snape - idź za nim.
- Co? A niby czemu ja?
- Już! - przewróciłem oczami i wstałem z miejsca.
- Nie zepsuj tego, Longbottom.
- Jeszcze trochę i ten dzieciak wyślę mnie do Munga. Miało być na odwrót. - mogę przysiądz, że słyszałem jak Snape mamrocze pod nosem.
Opuściłem salę. Gdzie on mógł pobiec? Z jego miny nie dało wyczytać się nic dobrego. Dobra, sprawdźmy po kolei. Zaczniemy od łazienki. Złapałem za klamkę i po chwili zawahania, popchnąłem drzwi.
- Potter? Jesteś tu? - po kolei pchałem każde drzwi, sprawdzając czy nie ma go w jednej z kabin, nucąc pod nosem wymyśloną przed chwilą melodię.Już myślałem, że nikogo tu nie znajdę, gdy jedne, ostatnie nie ustąpiły. - Potter? Potter, to ty? - spytałem, ale odpowiedziała mi cisza, po jakimś czasie przerwana pociągnięciem nosem. No tak. - Co się dzieje Potter, czemu wybiegłeś?
- Idź stąd, Malfoy. Co ty tu w ogóle robisz? - usłyszałem przytłumiony, prawdopodobnie rękawem, drżący głos.
- Przysłał mnie Snape, mam sprawdzić co się stało. Byłbyś łaskaw mi powiedzieć? - ponownie cisza. - Spokojnie. Wdech, wydech. - dodałem, gdy usłyszałem, że zaraz się zapowietrzy.
- Ja - przerwał, na co głośno wciągałem i wypuściłem powietrze, żeby mu pomóc. Jeśli chce się czegoś dowiedzieć, muszę coś zrobić. - Ja już nie dam rady - jego głos drżał coraz mocniej - nie dam rady udawać, że wszystko jest idealnie - zaśmiał się bezsilnie, jednak w tym śmiechu nie było nawet krzty radości. - Proszę cię, doskonale widziałeś, co próbowałem ostatnio zrobić. - usłyszałem dźwięk. Musiał oprzeć się o drzwi kabiny, więc zrobiłem to samo, opierając na niej głowę. Przerwał na chwilę, więc dałem mu czas. Nie często zdarza się sytuacja jak ta, nie mam zamiaru tego popsuć.
CZYTASZ
•Believe• {Drarry}•
FanfictionPo śmierci Syriusza, z Harrym jest coraz gorzej. Mimo jego pogarszającego się stanu zdrowia, nie chce pomocy. Gnije wewnętrznie, nie dopuszczając do siebie nikogo. Czy stara, nie najlepiej zaczęta znajomość może przerodzić się w coś, co uratuje złot...