Hm? Gdzie ja jestem? Obudziłem się w dziwnym miejscu, które widziałem pierwszy raz. Dookoła mnie panowała ciemność, a światło pochodni, wiszących na ścianach nie było wystarczające, bo wciąż panował półmrok. Wstałem z podłogi, na której leżałem i rozejrzałem się dookoła. Kamień. Wszędzie dookoła mnie były kamienne ściany, takie same jak podłoga. Było tajemniczo cicho. Do moich uszu nie dochodziło nic oprócz mojego oddechu, co było trochę niepokojące.
- Halo? - zawołałem w przestrzeń w nadziei, że znajdę cokolwiek, co mogłoby mnie naprowadzić na to gdzie jestem, ale nic takiego się nie stało.Ruszyłem wzdłuż korytarza rozglądając się cały czas, aby niczego nie przegapić.
W co ja się znowu wpakowałem?
Dopiero po dłuższej chwili coś do mnie dotarło. Ja nic nie czułem. Wszystkie bóle i zmęczenie, które towarzyszyło mi na codzień po prostu zniknęło. Nie czułem bólu w mięśniach, migreny, a moje oczy zdawały się być w świetnym stanie. Miałem mnóstwo siły i energii, co w ostatnim czasie nie jest zbyt częstym zjawiskiem. Nagle usłyszałem niezwykle głośny okrzyk. Okrzyk bólu. Zaczął on rozbrzmiewać w pętli w mojej głowie, kalecząc moje uszy. Zaraz potem doszły do niego pozostałe głosy. Krzyczały o pomoc.
Jak najszybciej ruszyłem w stronę dźwięków, skręcając w lewo. Jeśli ktoś potrzebuje pomocy mam zamiar jej udzielić, nawet jeśli nie wiem co się dzieje wokół mnie. Nie mam zamiaru pozwolić, alby kolejni ludzie zginęli przez to, że nic nie zrobiłem.
Dotarłem do końca korytarza, a przynajmniej tak mi się wydawało. Z każdym krokiem krzyki stawały się coraz głośniejsze, a przed oczami zaczynały pojawiać mi się oślepiające przebłyski kolorowego światła. Znalazłem się przed 3 parami drzwi. Były niemal identyczne. Podszedłem bliżej i zauważyłem, że pomiędzy podłogą, a nimi znajdowała się pusta przestrzeń. Czarna dziura, której zdecydowanie nie chciałbym zwiedzać. Podszedłem do samej krawędzi uważając, by nie wpaść do środka i starałem się wymyślić, co powinienem teraz zrobić. Głosy, które jeszcze parę minut wcześniej szumiły mi w głowie, nie dając możliwości trzeźwego myślenia, teraz ucichły. Nie słyszałem nic - znów zagościła ta bezgraniczna cisza. Ból głowy zaczął stopniowo mijać i zdawało się, że wszystko wraca do normy. Zaraz jednak z zawodem musiałem stwierdzić, że tyko się zdawało. Zza drzwi, wysuniętych najbardziej na lewo zaczęło wyłaniać się jasne, oślepiające światło. Z sekundy na sekundę stawało się coraz większe, oświetlając cały korytarz. Z czasem zaczęły dochodzić do niego również dziwne, niezrozumiałe dla mnie szepty. Mimo, że nie rozumiałem z nich ani słowa, podświadomie czułem, że każą mi przekroczyć próg tajemniczego wejścia. Na początku chciałem to zignorować. Niby jak miałbym dostać się na drugą stronę bez podłogi?
Kiedy jednak szepty, szum i światło zaczęły coraz bardziej przybierać na sile zacząłem się niepokoić. Znów powracało to uczucie, towarzyszące mi podczas biegu tutaj. Musiałem zrobić coś, żeby przestały. Musiałem zrobić coś, żeby dostać się do środka. Prędko wstałem na nogi i zaczęłam rozglądać się dookoła, w poszukiwaniu deski, kładki albo dźwigni - czegokolwiek, co mogłoby mi pomóc dostać się do źródła zamieszania. Nic jednak nie znalazłem. Z żalem odwróciłem się w stronę przejść i ze zdziwieniem patrzyłem, jak pod moimi stopami zaczyna pojawiać się srebrno - czarny most prowadzący tylko do jednych z drzwi. Miejsce, w którym aktualnie stałem podświetliło sie światłem podobnym do tego, które wydostawało się zza drzwi i podążało za mną przy każdym kroku. Nie mając pomysłu, co innego mógłbym zrobić, ruszyłem śladem blasku i wkroczyłem na przed chwilą powstały most.Gdy tylko moja stopa dotknęła jego podłoża, poczułem mocny ucisk w okolicy mojej blizny. Zignorowałem to, ponieważ często mi się to zdarza, zwłaszcza w teraźniejszym okresie, ale stawiając kolejne kroki czułem, jak ból przybiera na sile i dochodzi do niego denerwujące pieczenie. Będąc w połowie drogi, moje ciało zaczęło odmawiać posłuszeństwa. Ból głowy był porównywalny do tego, gdy przejedzie wam walec po twarzy, a blizna paliła żywym ogniem. Szedłem, ledwo trzymając równowagę i trzymając się myśli, że już niedługo to minie. Przynajmniej miałem taką nadzieję.
CZYTASZ
•Believe• {Drarry}•
FanfictionPo śmierci Syriusza, z Harrym jest coraz gorzej. Mimo jego pogarszającego się stanu zdrowia, nie chce pomocy. Gnije wewnętrznie, nie dopuszczając do siebie nikogo. Czy stara, nie najlepiej zaczęta znajomość może przerodzić się w coś, co uratuje złot...