.14.

6.5K 397 115
                                    

Harry

Tak jak ostatnio zauważyłem, sezon quidditcha rozpoczął się pełną parą. Wszyscy w zamku rozmawiali tylko o tym i każdy był w bojowym nastroju. Nowy rok, nowa szansa dla każdego z domów. W tegorocznych rozgrywkach w naszej drużynie będzie grał też Ron. Wiem jak zawsze o tym marzył, więc przyjąłem go do składu, mimo, że byli od niego lepsi. Czego się nie robi dla przyjaciół?
Tak naprawdę, nie gra on najgorzej, ale ma małe problemy z koncentracją, co możemy wyćwiczyć na treningach.

Nagle poczułem mocne kopnięcie w piszczel, co wyrwało mnie z zamyślenia. Spojrzałem w bok i zauważyłem Zabini'ego świdrującego mnie spojrzeniem.

- Co? - powiedziałem bezgłośnie, na co on tylko wskazał głową na biurko Snape'a. Nietoperz gapił się na mnie, nie spuszczając wzroku. O co mu może...aa. Wszystko jasne. Chciał sprawdzić, czy mój sukces ze szlabanu jest jednorazowy, czy jednak wciąż może się bawić w dręczenie mnie tak jak dawniej. Szczerze mówiąc, daję mu właśnie do tego świetne powody. Od jakiś 15 minut nie zrobiłem nic, oprócz gapienia się przed siebie i przerwacania pióra w palcach. Muszę cię zmartwić psorze, ale była to chyba  jednorazowa sytuacja. Jednorazowa, o ile nie zdarzy się jakiś kolejny cud, w co szczerze wątpię.

Do końca lekcji zostało 5 minut, więc większość z nas, po tym jak odniosła gotowe zadania na biurko, zaczęła pakować swoje rzeczy. Miałem szczęście, że na początku lekcji się pospieszyłem, bo inaczej miałbym teraz problem. Nie wiem nawet kiedy ten czas tak szybko minął. Zazwyczaj na tej lekcji płynie 3 razy wolniej.

Właśnie miałem zabierać torbę, gdy usłyszałem głos Blaise'a.

- Ej, Potter?! Nie zapomniałeś czegoś? - odwróciłem się i zauważyłem, że trzymał w ręce moja różdżkę, machając nią w różne strony.

Brawo idioto, zostawiłeś własną różdżkę.

- Dzięki - wymamrotałem i wyszedłem z klasy. Teraz już tylko obiad, transmutacja i fajrant.

-Harry! Poczekaj! - usłyszałem za sobą krzyk i kroki Rona, na co zatrzymałem się z boku korytarza.

- Co tam, Ron?

- Jakim cudem ty się tak szybko poruszasz? To wogóle możliwe?

- Jeśli to dla ciebie szybko, to czeka cię jeszcze długa droga do formy gracza quidditcha.

- Zobaczysz, że dam z siebie wszystko i wygramy - odparł pewny siebie i przyspieszył kroku.

Razem weszliśmy do Wielkiej Sali i zajęliśmy miejsca obok Hermiony i Dean'a. 
Oboje siedzieli z nosami w gazetach, nie widząc świata poza nimi, czasami mrucząc coś pod nosem.

- Hermiono? - powiedziałem i przysunąłem się bliżej, żeby też móc spojrzeć na strony Proroka Codziennego.

- Hermiono? - powtórzyłem odrobinę głośniej, gdy dziewczyna nie usłyszała mojej wcześniejszej wypowiedzi. Wciąż nic. Spojrzałem na Ron'a, który nakładał sobie już porcje ziemniaków.
Dopiero po chwili  zauważył, że przy stole Godryka Gryffindor'a jest nienaturalnie cicho.

- Hermiona! - podniósł głos, po czym dziewczyna nieznacznie podskoczyła.

- Co znowu, Ronaldzie? Nie widzisz, że jestem zajęta? - zgromiła go wzrokiem i wróciła do lektury.

- Co jest niby takie ciekawe, że musisz na mnie warczeć? - zapytał urażony.

Dziewczyna przewróciła oczami i zamknęła gazetę, robiąc przy tym sporo hałasu.

- Pamiętacie, co kiedyś mówiłam? - spojrzeliśmy na nią zdezorientowani - Parę tygodni temu ukazał się podobny artykuł. Dziś znów ktoś zaatakował. - sciszyła głos.

•Believe• {Drarry}•  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz