Poczułem lekkie mrowienie rozpoczynające się na krańcach opuszków palców, powoli rozchodzące się po całym moim ciele. Wokół mnie panowała względna cisza, przerywana jedynie czasami, poprzez odbijające się o siebie szkło, jeśli dobrze myślę. Nie bardzo wiedziałem co się dzieje. Trochę kręciło mi się w głowie, a blizna dawała o sobie znać nieprzyjemnym pieczeniem, ale poza tym? Czułem się nienajgorzej. Powoli otworzyłem oczy, zamykając je chwilę później, zrażony jasnym światłem panującym w pomieszczeniu. Zamrugałem parę razy, przyzwyczajając je do bieli i światła, po czym spróbowałem podnieść się do siadu. Syknąłem łapiąc się za głowę, dopiero teraz wyczuwając pod palcami bandaż z opatrunkiem. Czułem jakby ktoś podłożył bombę w mojej czaszce, a ona wlansie wybuchła. Jęknąłem cicho, opadając znów na poduszkę. Rozejrzałem się dookoła, słysząc szybkie, drobne kroki i pociągnąłem kołdrę, naciągając ją wyżej na brzuch. Krew.
Co do..?- Pan Potter! Obudził się pan! Na reszcie. - czyli to były kroki pani Pomfrey.
Zlustrowałem ją wolno wzrokiem. Jej cały fartuch, niegdyś biały, teraz pokryty bordowo-czerwonymi , dużymi plamami. Twarz była szara i zmęczona, a pod przekrwionymi oczami widniały fioletowe worki.
- Jak się czujesz chłopcze?
- Co się stało? - spytałem ignorując jej słowa.
- Boli cię coś? Głowa? Gardło? - spytała ponownie, nie zawracając sobie głowy moją niewiedzą.
- Nie. Co - kobieta spiorunowała mnie wzrokiem, na co westchnąłem. - Głowa. I blizna. I może gardło trochę też - wymamrotałem niewyraźnie, ale pielęgniarka zdawała się wszystko doskonale usłyszeć, bo już po chwili wyparowała z pomieszczenia, mówiąc pod nosem nazwy leków i eliksirów, które koniecznie, według niej, musi mi podać.
Co tu się stało?
Jeszcze wczoraj czułem się normalnie. Wszystko było w porządku. Rozmawiałem z Ronem i Hermioną. Co mogło się popsuć przez jedną noc? Coś poważnego?
- Wypij - podała mi czarny eliksir - do dna - podkreśliła, widząc mój sceptyczny, niepewny wzrok, którym obdarzyłem napój. - Pomoże na ból.
Cokolwiek.
Zatkałem nos i szybko opróżniłem całą buteleczkę. Fuj.
- Niedługo będzie tu dyrektor Dumbledore. Wszystko ci powie - wytłumaczyła zmęczonym głosem, kiedy otworzyłem usta z zamiarem ponowienia pytania. Kiwnąłem tylko głową i zgodziłem się poczekać na przyjście dyrektora.
***
- Witaj Harry. - usłyszałem zgrzyt drzwi i wkraczającą do środka postać Dumbledore'a.
- Dzień dobry - odpowiedziałem cicho, ziewając. ,,Niedługo" zamieniło się w prawie 3 godziny. 3 długie godziny niepewności, nudy i rozmyślania o co mogło się rozchodzić. Pamiętam tylko sen. Albo raczej koszmar. Nie rozumiem jedynie... Co się stało? Zazwyczaj wszystko kończyło się coraz gorszymi wspomnieniami. Nic poważnego. Czasami krzyczałem, ale to normalne. Normalne. Teraz jednak wygląda na to, że sytuacja była poważniejsza niż się spodziewałem, ale nikt nie chciał mi powiedzieć nic konkretnego. Ciekawe czy Ron i Hermiona wiedzą.
- Jak się czujesz chłopcze?
- Dobrze.
- Pewnie chciałbyś wiedzieć co się wydarzyło. - oh, nie. Uwielbiam żyć w niepewności. Co pan mówi? Naprawdę inteligentne pytanie, dzięki. - Cóż, musimy chyba porozmawiać. - otworzyłem szerzej oczy.
Nie pomyślałem. Nie pomyślałem, że Dumbledore będzie chciał rozmawiać o tym. Nie chciałem zwierzać mu się z tych wizji. Nie chciałem pokazać, że jestem słaby. Nie jestem słaby. Nauczyłem sobie z tym radzić. Nie ma potrzeby zawracać mu głowy nic nieznaczącymi koszmarami. Po prostu nie.
CZYTASZ
•Believe• {Drarry}•
FanfictionPo śmierci Syriusza, z Harrym jest coraz gorzej. Mimo jego pogarszającego się stanu zdrowia, nie chce pomocy. Gnije wewnętrznie, nie dopuszczając do siebie nikogo. Czy stara, nie najlepiej zaczęta znajomość może przerodzić się w coś, co uratuje złot...