12

1.2K 39 1
                                    

ANASTASIA

Z rozpiętym płaszczem przemierzałam kamienne uliczki Hogsmeade z ulgą przyjmując chłodne powietrze dotykające mojego ciała z każdym stawianym krokiem.

Minusowa temperatura miło przeganiała uczucie gorąca, które dopadło mnie w biurze biletów Hogwarts Express. Od wyjścia z budynku obsługiwanego przez miłego, starszego konduktora kręciłam się po mieście od jakiś pięciu minut. Postanowiłam poczekać, aż Malfoy wróci do szkoły by nie ryzykować spotkaniem na dróżce.

Miałam ochotę wejść do baru i opróżnić parę szklanek alkoholu by nie czuć tego co teraz.

Zagubienia.

Nigdy nie myślałam, że akurat na mnie spadnie uczucie, które bezczelnie będzie toczyło walkę z rozumem. Zawsze marzyłam o chłopaku, który będzie mnie kochał, będzie troskliwy, miły ...

Zack pasował do tego opisu jak mało kto, mimo naszej krótkiej znajomości miałam dobre przeczucie co do jego osoby i wyobrażałam sobie naszą dwójkę na wspólnych spacerach i innych klasycznych dla par rzeczach. Byłabym z nim bezpieczna. Może ten pociąg, który czułam do blondyna urodzi się między nami z czasem?

A Draco?

Musiałam się sama przed sobą przyznać, że działał na mnie jak nikt... Wystarczyło, że na mnie patrzył i już byłam gotowa by pozwolić mu na więcej. Tylko dlaczego? Skąd i dlaczego tak nagle mnie to uderzyło? Znałam go tyle lat i w życiu bym nie pomyślała, że akurat on będzie gościem w moich najbardziej zawstydzających myślach. Nigdy mi się nie podobał a nawet wprawiał w obrzydzenie swoim zachowaniem i próżnością.

Poza tym był zły.

Omijając wejście do baru ruszyłam w końcu w kierunku zamku. 

Nie chciałam ryzykować i wybrałam boczną ścieżkę, która prowadziła przez mały lasek. Chodziło tędy trochę uczniów jednak była dużo mniej popularna od głównej drogi. Na dworze panowała ciemność a między drzewa wpadało stłumione, oddalone od miejsca, w którym byłam światło z uliczki.

Odetchnęłam z ulgą zauważając, że nikogo w okolicy nie widać. Wyciągnęłam różdżkę i machnęłam nią lekko wypowiadając zaklęcie lumos, dzięki któremu mogłam oświetlić sobie lepiej drogę. Depcząc suche gałązki ukryte pod śnieżnym puchem posuwałam się powoli w przód. Starałam się nie myśleć o niczym jednak mózg sam ściągnął mi do głowy obraz rozpalonego z pożądania Malfoya a przez plecy przeszedł przyjemny, chłodny prąd.

- Koniec. - Szepnęłam pod nosem sama do siebie jak bym chciała się przekonać, że coś to da. 

Zacisnęłam usta i dłoń na różdżce po czym z przypływem pewności siebie lekko przyspieszyłam. Zbliżała się pora kolacji, na którą chciałam jeszcze zdążyć. Dopiero po dłuższym spacerze zaczęłam widzieć zbliżające się światła otaczające zamek i widząc koniec lasu wyszłam na odśnieżony kawałek drogi.

Otrzepałam dwoma mocnymi tupnięciami nogi z śniegu po czym zatarłam zmarznięte dłonie. Było lodowato a matka nadal nie wysłała mi rękawiczek, które miała sprowadzić od przyjaciółki ze wschodu. Wszędzie panowała cisza i wszyscy byli prawdopodobnie w szkole, zegar wskazywał godzinę, o której zaczynał się wieczorny posiłek.

- Nieźle ci idzie spieprzanie.

Odwróciłam się w stronę, z której dochodził dźwięk i cicho przeklęłam. 

Skrzywiony Malfoy palący kolejnego papierosa szedł ze spokojem drogą kręcąc głową na boki. Nie wyglądał na rozbawionego, chociaż znając jego taki powinien być. Powinien się teraz ze mnie nabijać, że uciekłam.  

Mój błądOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz