ANASTASIA
Siedziałam na łóżku i patrzyłam na kartkę pergaminu, który przed chwilą przyniosła do mnie sowa Państwa Malfoyów.
Ojciec będzie dopiero w nocy. Spotkajmy się jutro na bankiecie.
Przegryzłam wewnętrzną stronę policzka i położyłam cię na plecach.
Skrzaty musiały zmienić pościel jeszcze dziś bo wciąż pachniała zimnym powietrzem, które ją suszyło zapewne w zamkniętej części naszego ogrodu. Przycisnęłam idealnie gładki kawałek papieru do piersi i głęboko westchnęłam.
Miałam nadzieję, że przyjdzie. Narobił mi nadziei tą krótką chwilą w łazience prefektów na dalszą część zabawy a teraz muszę sama spędzić tę noc.
A chciałam poczuć jego zapach i ciepło.
- Kochanie?
Drzwi powoli się uchyliły i do środka weszła mama, która jak zwykle z ciepłym uśmiechem podeszła cicho do łóżka by na nim usiąść.
- Blaise wspominał, że źle się czułaś dzisiaj w szkole? - Spojrzała na mnie z troską i zewnętrzną stroną dłoni dotknęła mojego czoła.
Przez chwilę chciałam spytać skąd taki pomysł?
Dobrze, że na czas mnie olśniło i przypomniałam sobie o planie jaki wcześniej miałam by nie iść na bankiet. Miałam przecież leżeć chora i symulować złe samopoczucie byleby tylko uniknąć patrzenia na zaręczyny Draco i Astorii.
Teraz wszystko uległo zmianie i chciałam iść by z nim być. By spojrzeć w twarz Astorii i pokazać jej kto wygrał.
- Rano bolał mnie trochę brzuch ale mi przeszło. Zjadłam za dużo tłustego.
- Zawsze lubiłaś się objeść. - Uśmiechnęła się i wstała z łóżka. - Po obiedzie przychodzi do nas krawcowa, makijażystka i fryzjerka. Wyśpij się. - Machnięciem różdżki zgasiła światło i zamknęła za sobą drzwi.
Położyłam się pod kołdrą nadal mieląc w dłoni kawałek pergaminu, który choć nie pachniał wodą kolońską Draco to działał na mnie kojąco i po niecałych dziesięciu minutach zasnęłam.
BLAISE
- Blaise, nie wiem czy powinnam tak iść. - Ginny oglądała się w lustrze wyginając w prawo i lewo a ja siedziałem w fotelu za nią z zadowoleniem obserwując każdy jej ruch. - To nie trochę za odważne?
- Nie. - Zaprzeczyłem i wstałem by objąć ją od tyłu w talii. - Wyglądasz na prawdę zajebiście. Wszyscy będą mi ciebie zazdrościć.
Rumieniec wypełzł na twarz gryfonki i po chwili wyrwała się z mojego uścisku by zająć się grzebaniem w kufrze. Wiedziałem, że to ucieczka od konfrontacji i pokazania po sobie, że nie jest tak pewna siebie jaką z siebie robi ale postanowiłem to olać.
- Zaraz musimy zejść do salonu. - Przez uchylone drzwi słyszałem jak obcasy uderzają o podłogę piętro niżej i byłem pewny, że to matka z ciotką się kręcą nie mogąc się doczekać bankietu.
- Długo tam będziemy? - Spytała chowając za ucho pokręcony w lekkie fale kosmyk rudych włosów.
- Nie, wrócimy szybciej do Any. Nie chcę żeby siedziała sama kiedy wiesz...
- Any? - Przerwała mi i spojrzała na mnie z rozbawieniem. - Przecież ona idzie z nami.
- Co? - Zmarszczyłem brwi i na chwilę zastygłem. - Przecież prosiła mnie żebym coś wymyślił żeby tylko nie musiała iść.
CZYTASZ
Mój błąd
FanfictionSiedziałam w rogu przedziału mocno opatulając się sweterkiem. Za oknem sypał śnieg a w środku mimo ogrzewania panował chłód. - Powiesz nam co się stało? - zmartwiona Cho po raz kolejny podjęła próbę wyciągnięcia ze mnie prawdy. Ale co miałam jej po...