54

1.2K 36 8
                                    

ANASTASIA

Siedziałam na łóżku i patrzyłam na kartkę pergaminu, który przed chwilą przyniosła do mnie sowa Państwa Malfoyów.

Ojciec będzie dopiero w nocy. Spotkajmy się jutro na bankiecie.

Przegryzłam wewnętrzną stronę policzka i położyłam cię na plecach. 

Skrzaty musiały zmienić pościel jeszcze dziś bo wciąż pachniała zimnym powietrzem, które ją suszyło zapewne w zamkniętej części naszego ogrodu. Przycisnęłam idealnie gładki kawałek papieru do piersi i głęboko westchnęłam.

Miałam nadzieję, że przyjdzie. Narobił mi nadziei tą krótką chwilą w łazience prefektów na dalszą część zabawy a teraz muszę sama spędzić tę noc.

A chciałam poczuć jego zapach i ciepło.

- Kochanie? 

Drzwi powoli się uchyliły i do środka weszła mama, która jak zwykle z ciepłym uśmiechem podeszła cicho do łóżka by na nim usiąść.

- Blaise wspominał, że źle się czułaś dzisiaj w szkole? - Spojrzała na mnie z troską i zewnętrzną stroną dłoni dotknęła mojego czoła.

Przez chwilę chciałam spytać skąd taki pomysł? 

Dobrze, że na czas mnie olśniło i przypomniałam sobie o planie  jaki wcześniej miałam by nie iść na bankiet. Miałam przecież leżeć chora i symulować złe samopoczucie byleby tylko uniknąć patrzenia na zaręczyny Draco i Astorii. 

Teraz wszystko uległo zmianie i chciałam iść by z nim być. By spojrzeć w twarz Astorii i pokazać jej kto wygrał.

- Rano bolał mnie trochę brzuch ale mi przeszło. Zjadłam za dużo tłustego.

- Zawsze lubiłaś się objeść. -  Uśmiechnęła się i wstała z łóżka. - Po obiedzie przychodzi do nas krawcowa, makijażystka i fryzjerka. Wyśpij się. - Machnięciem różdżki zgasiła światło i zamknęła za sobą drzwi.

Położyłam się pod kołdrą nadal mieląc w dłoni kawałek pergaminu, który choć nie pachniał wodą kolońską Draco to działał na mnie kojąco i po niecałych dziesięciu minutach zasnęłam.


BLAISE

- Blaise, nie wiem czy powinnam tak iść. - Ginny oglądała się w lustrze wyginając w prawo i lewo a ja siedziałem w fotelu za nią z zadowoleniem obserwując każdy jej ruch. - To nie trochę za odważne?

- Nie. - Zaprzeczyłem i wstałem by objąć ją od tyłu w talii. - Wyglądasz na prawdę zajebiście. Wszyscy będą mi ciebie zazdrościć. 

Rumieniec wypełzł na twarz gryfonki i po chwili wyrwała się z mojego uścisku by zająć się grzebaniem w kufrze. Wiedziałem, że to ucieczka od konfrontacji i pokazania po sobie, że nie jest tak pewna siebie jaką z siebie robi ale postanowiłem to olać.

- Zaraz musimy zejść do salonu. - Przez uchylone drzwi słyszałem jak obcasy uderzają o podłogę piętro niżej i byłem pewny, że to matka z ciotką się kręcą nie mogąc się doczekać bankietu.

- Długo tam będziemy? - Spytała chowając za ucho pokręcony w lekkie fale kosmyk rudych włosów. 

- Nie, wrócimy szybciej do Any. Nie chcę żeby siedziała sama kiedy wiesz...

- Any? - Przerwała mi i spojrzała na mnie z rozbawieniem. - Przecież ona idzie z nami. 

- Co? - Zmarszczyłem brwi i na chwilę zastygłem. - Przecież prosiła mnie żebym coś wymyślił żeby tylko nie musiała iść.

Mój błądOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz