20

1K 41 4
                                    

BLAISE 

Stałem pośrodku pola patrząc w mrugające w oknach światła.

Co ja sobie myślałem? Że wpadnę do nich na herbatkę? Podpity i w godzinach, w których Ginny pewnie nie mogła nawet wynurzyć z domu nosa?

Ana miała rację co do jednego, będę żałował jak nic nie zrobię a tego mógłbym sobie nie wybaczyć. Nie wiedziała tylko, że rzuca mnie na pożarcie całej męskiej drużynie Weasleyów.

Na to by nigdy nie wpadła.

Okryta śniegiem ziemia mroziła mi nogi, siedząc wygodnie w fotelu nie planowałem stać na mrozie więc miałem na sobie jedynie buty, jeansy i bluzę z kapturem, całe szczęście nie wypiłem z Aną więcej bo znając życie byłoby mi na tyle gorąco, że siedziałbym w koszulce.

Wszędzie panowała cisza, spokój i poczucie bezpieczeństwa. Mimo dość wątpliwego miejsca zamieszkania Nora wyglądała na na prawdę ciepłe i miłe miejsce. Przez chwilę się zastanowiłem nad tym, czy kiedyś wejdę do środka? Zasłużę na to by mnie zaakceptowali?

To było śmieszne, w życiu się nie pomyślałbym, że to ktoś miałby zaakceptować mnie. Byłem Zabini, dziedzic bogatego rodu, głowa rodziny i jak na swój wiek szanowanym człowiekiem.

 Ginny?

Ginny była drobną gryfonką chowającą się za plecami braci, która tak jak i Ana tolerowała mugoli. To o nią się powinienem martwić, że mój świat jej nie zaakceptuje.

- Muszę się przewietrzyć. - Roześmiany głos dziewczyny dotarł do moich uszu w chwili, w której łapałem w dłoń różdżkę by wrócić do domu. 

Postawiłem parę kroków w przód by ujrzeć zbiegającą po schodkach rudowłosą dziewczynę. Policzki miała rozpalone, oczy roześmiane, wyglądała zjawiskowo, jak zwykle.

Była sama i miałem okazję podejść i porozmawiać. Tylko nie wiedziałem co tak na prawdę chciałem jej powiedzieć? To co się między nami wydarzyło nie trwało zbyt długo, tydzień, dwa? Co prawda siedziała mi w głowie dużo dłużej ale czy to miało jakiekolwiek znaczenie?

Ostatnia szansa.

Zacząłem się przedzierać przez różnego rodzaju trzciny i wysokie trawy aż w końcu wypadłem na podwórko Państwa Weasley. Serce zaczęło mi szybciej bić i dziękowałem sam sobie, że trochę wcześniej wypiłem. Odwagi nigdy za wiele.

Rude włosy dziewczyny mignęły mi gdzieś za budynkiem i odrzucając w bok myśl, że domownicy mogą mnie zobaczyć zacząłem iść w jej kierunku. Weszła do drewnianej szopki i słyszałem, że coś podnosi i przekłada. Jakby czegoś szukała. 

Niewiele myśląc wszedłem do budynku i stanąłem w wejściu zasłaniając całe światło padające na nią przez otwarte drzwi. Odwróciła się w moją stronę łapiąc w dłoń pierwsze co trafiło pod jej ręce i mocno się tym zamachując. 

Metalowa, gruba rura z prędkością większą niż mógłbym się spodziewać zaczęła lecieć w moją stronę i gdyby nie fakt, że uskoczyłem na bok za pewne leżałbym już na podłodze bez pulsu.

- To ja! - Krzyknąłem podnosząc się na równe nogi. - Uspokój się!

- Blaise?! - Przestraszona i trzymająca w ręku kolejną potencjalną broń patrzyła na mnie z zaciętą miną. - Co ty tu robisz? Chciałeś żebym cię zabiła?!

- Nie do końca. - Postawiłem krok w jej stronę i praktycznie od razu się zatrzymałem. Ginny nadal zaciskała dłoń na rurze i nie wyglądała tak jakby miała odpuścić. - Ginny, proszę cię.

Mój błądOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz