DRACO
- Co my tu w ogóle robimy? - Goyle przecierał zmęczone oczy i patrzył na mnie z odrazą.
- Smoku, mógłbyś wcześniej informować o zmianach planów. - Podlatujący ze świstem Zabini jedną ręką dopinał ostatnie guziki stroju. - Ginny mnie za to zamorduje.
- Przecież puchar praktycznie jest już nas. - Kolejna niezadowolona z obrotu sytuacji osoba splunęła i rzuciła mi pełne wyrzutu spojrzenie. - Moglibyśmy zmniejszyć ilość treningów.
- Widzę jak zajebiście zaangażowaną drużynę zostawiam w Hogwarcie. - Poprawiłem się na miotle i ścisnąłem mocniej rączkę. - Część z nas odchodzi w tym roku ale druga część nie i szczerze mówiąc okropnie chujowo widzę waszą przyszłość w zawodach.
Blaise uniósł kącik ust w górę patrząc na bledniejące twarze młodszych ślizgonów a ja obojętnie wywróciłem oczyma.
- Wiecie, że muszę wybrać nowego kapitana i w dupie mam to czy ktoś z was miał na dzisiaj plany czy nie. W tej drużynie nie widzę żadnego godnego następcy więc bierzcie się do roboty. Od następnego tygodnia spotykamy się w każdy poniedziałek, środę i piątek.
- My też? - Goyle nadal skrzywiony wyglądał jakby miał zaraz stracić przytomność.
- A kto ma tych debili czegokolwiek nauczyć? - Na szczęście Blaise ubiegł mnie w odpowiedzi i walnął z pięści w ramię znudzonego ślizgona. - Malfoy, na Twoim miejscu bym jeszcze ogłosił nabór. Zostało pół roku ale kto wie, może są w szkole tacy co potrafią więcej od nich.
- Niecałe pół roku. - Poprawiłem go i przez chwilę się zastanowiłem. W moim obowiązku było zadbać o to, by drużyna którą zostawiam pozostała silna. Wiedziałem, że po naszym odejściu nie będzie nawet w połowie tak dobra jak wcześniej a z własnej winy nie miałem żadnego następcy. Zawsze to ja miałem być najlepszy i nie chciałem szukać nikogo kto mógłby się okazać konkurencją. - Ale to dobry pomysł.
Widziałem szok malujący się w młodszych twarzach i nie powiem, dało mi to satysfakcję. Byłem pewien, że nie jedna osoba z nich zacierała ręce na moje stanowisko i teraz obleciał ich strach.
- Dobra, dzielicie się na dwie drużyny. Blaise bierzesz jedną ja drugą.
Blaise momentalnie na mnie spojrzał i z zdziwieniem, które próbował ukryć wzniósł się w górę. Domyślał się, że taki podział miał prywatne pobudki i bardzo dobrze, nie mogłem patrzeć na jego twarz, którą teraz gryzło poczucie winy.
Nienawidziłem litości, współczucia ani jakiegokolwiek uczucia, które wskazywałoby na moją porażkę dlatego właśnie dziś postanowiłem mu pokazać, że ma się odpierdolić. Co prawda nie przełożyłem treningu specjalnie po to by się z nim zmierzyć ale dlatego, że wczoraj w nocy na lataniu złapał mnie profesor Binns, który postanowił od razu poinformować o tym resztę grona pedagogicznego i musiałem znaleźć nowy sposób na odreagowanie.
Boisko do quidditcha było do tego idealne. Mogłem ćwiczyć raptowne zmienianie kierunków lotu lub lot w dół pod kątem dziewięćdziesięciu stopni by w ostatniej chwili się unieść nad mokrą od wilgoci ziemią. Adrenalina dawała mi poczucie, że żyję i że jest jeszcze coś co sprawia mi przyjemność.
Po trzech godzinach intensywnego treningu, podczas którego Blaise nie miał ze mną kompletnie szans i dostał raz tłuczkiem w plecy ktoś postanowił przerwać nasze zajęcia.
- Panie Malfoy! - Zwolniłem i zatrzymałem się w miejscu by spojrzeć w dół gdzie na murawie stała Pani Pomfrey w towarzystwie profesor McGonagall. - Proszę wylądować! Natychmiast!
CZYTASZ
Mój błąd
FanfictionSiedziałam w rogu przedziału mocno opatulając się sweterkiem. Za oknem sypał śnieg a w środku mimo ogrzewania panował chłód. - Powiesz nam co się stało? - zmartwiona Cho po raz kolejny podjęła próbę wyciągnięcia ze mnie prawdy. Ale co miałam jej po...