BLAISE
Rozłożyłem na ławie pergamin z zadaniem domowym, pióro i książkę zwracając uwagę, by wszystko leżało po mojej stronie blatu. Pierwszy raz odkąd pamiętam siedziałem sam w ławce na eliksirach. Nie z własnego wyboru, zawsze miałem chętnych kompanów jednak tym razem zajmowane zawsze przez Draco miejsce świeciło pustką.
Minęło dobre piętnaście minut lekcji aż do klasy spokojnym krokiem wszedł Malfoy. Jak zwykle ubrany był od linijki, koszulę zapiętą miał na ostatni guzik a krawat zawiązany był idealnie równo. Jedynym dziwiącym mnie elementem były szklane, zmęczone oczy jak po nocy pełnej alkoholu i braku snu.
Odrzuciłem niepotrzebnie pojawiające się mi w głowie myśli w tył i skupiłem się na zajęciach. Snape był dziś wyjątkowo męczący, przypieprzał się do wszystkiego i nawet do Ślizgonów.
Nowość.
Czas na całe szczęście minął okropnie szybko i mogliśmy ruszyć na kolejne, nikomu nie potrzebne lekcje. Siódma klasa miała to do siebie, że większość rzeczy, które powinniśmy potrafić już znaliśmy i przerobiliśmy więc pozostało nam tylko przygotowywać się do końcowych egzaminów.
- Umieram z głodu. - Znudzony Nott wcisnął się pomiędzy mnie i Malfoya, który z równie znudzoną miną kierował się do Wielkiej Sali na obiad.
- Byliście na jakiejś imprezie, o której nic nie wiem? - Zapytałem z złośliwym uśmiechem, wyglądali tak jakby każdy głośniejszy ton mógł doprowadzić ich do omdlenia.
- Ja byłem w dormitorium z książkami, McGonagall zagroziła, że jak nie poprawię transmutacji to obleję.
- Pierdoli. - Pierwszy raz od rana usłyszałem prześmiewczy głos Malfoya. - Gówno może zrobić, wie, że nasi ojcowie tego by nie zostawili ot tak.
- Smoku, Pansy mówiła jak rano cię znalazła w pokoju prefektów. - Rozbawiony Teodor szturchnął blondyna w ramię i pokręcił głową.
- Trochę przedłużyło mi się wypełnianie raportów. - Odpowiedział krótko uciszając bezsensowne śmiechy Notta.
Widziałem, że nie chce drążyć tematu i w sumie nie interesowało mnie to co robił. Szanowaliśmy swoją prywatność i wierzyłem, że gdyby było to coś istotnego to by mi o tym powiedział.
Usiedliśmy przy stole na zarezerwowanym dla naszej ekipy miejscu i każdy z nas pogrążył się w jedzeniu. Większość naszej paczki składała się z członków drużyny Quidditcha a wykarmienie tylu aktywnych sportowo facetów wymagało stołu zastawionego żarciem.
- Wysłałeś już list do rezydencji? Skrzaty ogarną chatę na nasze imprezy? - Siadający naprzeciwko nas Goyle świecącymi się z ekscytacji oczyma przyglądał się mi uważnie.
- Kurwa. - Jęknąłem pod nosem przeżuwając kawałek mięsa i rozejrzałem się po sali.
- Nie pierdol, że zapomniałeś. - Malfoy spojrzał na mnie pytająco i podrapał się za uchem. - Nie ogarną na szybko tyle ognistej, może uda mi się coś zapieprzyć od ojca ale nie obiecuję.
- To już załatwiłem. - Spuściłem głowę w dół w zamyśleniu grzebiąc widelcem w talerzu. - Zapomniałem o Anie.
Jak mogło mi to wypaść z głowy? Nadal pewnie siedziała i czekała na powrót do domu i na spotkanie z matką, jestem idiotą. Zająłem się tą Greengrass i całkowicie pominąłem ważniejsze sprawy.
Malfoy uśmiechnął się pod nosem i dołożył sobie pieczonych ziemniaków, które chyba należały do jego ulubionych. Wpieprzał je co obiad.
- Myślę, że akurat to nie będzie problem, Diable. Anastasia jak tylko usłyszy kto dokładnie będzie na imprezach to sama się teleportuje do Chang.
CZYTASZ
Mój błąd
FanfictionSiedziałam w rogu przedziału mocno opatulając się sweterkiem. Za oknem sypał śnieg a w środku mimo ogrzewania panował chłód. - Powiesz nam co się stało? - zmartwiona Cho po raz kolejny podjęła próbę wyciągnięcia ze mnie prawdy. Ale co miałam jej po...