6

1.4K 48 9
                                    

ANASTASIA

Wracałam z dormitorium niosąc w dłoni ciężki płaszcz, który nie wiem po co kazał mi wziąć. Mieliśmy w planach zająć się papierową częścią zadania i z tego co mówił Ernest, do Hogsmeade mieliśmy iść dopiero po wypełnieniu pierwszych formularzy.

- Ana! - Znajomy głos przypomniał mi o tym, że nadal nie widziałam się ani z Cho ani z Rogerem. W nocy pewnie czekali na mnie w pokoju wspólnym a teraz umierali z ciekawości gdzie się podziewałam?

- Roger. - Uśmiechnęłam się lekko odwracając się w ich stronę. Praktycznie do mnie biegli zachowując się tak jakbym miała im zniknąć.

- Martwiliśmy się. - Przejęta Cho złapała mnie za rękę i z zmarszczonymi brwiami spojrzała na Rogera. - Mówiłam mu, żeby nie lał ci tyle ognistej ale wiesz jaki on jest... musi postawić na swoim.

- Jakbyś nie wiedziała to mieliśmy co świętować. Rzadko kiedy dostaje się list o ojca, że mam wolną chatę na sylwka. Nie moja wina, że jesteś taka sztywna.

- Nic się nie stało, serio. - Spojrzałam przekonująco na przyjaciółkę i poprawiłam spadający z ręki płaszcz. - Muszę spadać, mam do załatwienia sporo spraw przed wyjazdem na ferie. Wiecie, że całym wyjazdem zajmowali się zawsze prefekci?

- No tak, a ty nie? - Zdziwiona Cho spojrzała na mnie z pytającym wyrazem twarzy a Roger miał minę jakby chciał przyznać mi rację, lecz nie bardzo chciał wyjść na głupiego.

- Uuu, idzie Blaise. - Z udawanym strachem odsunął ode mnie Cho i pożegnał mnie machnięciem ręki. Pozostało mi skonfrontowanie się z kuzynem, który wiedział lub i nie wiedział o wydarzeniach z ubiegłej nocy.

- Wyglądasz całkiem zdrowo więc czemu nie byłaś dzisiaj na lekcjach? - Zaczął bez powitania patrząc na mnie z góry.

- Trochę gorzej się poczułam z rana. - Odpowiedziałam brnąc w wygodniejszą dla mnie wersję wydarzeń.

- Już jest ok?

- Tak. - Spojrzałam na niego uważnie i dostrzegłam, że minę miał dość dziwną. Jakby chciał o czymś porozmawiać ale nie wiedział jak się za to zabrać. - Co jest?

Wziął głęboki wdech i schował dłonie w kieszenie. Na chwilę zawiesił spojrzenie na przechodzącej obok nas Gryfonce i przegryzł usta.

- Matka razem z ciotką Madelaine wyjeżdżają na święta do Francji. - Wydusił z siebie na jednym wdechu nie patrząc mi na twarz.

Wzięłam głębszy wdech i spojrzałam smutno w ziemię, spotkania z mamą zawsze były dla mnie okropnie ważne a okazji do nich miałyśmy nie dużo. Większość czasu spędzałam w szkole.

- Tak po prostu czy coś się stało?

- Pewnie moja znalazła nowego kandydata na faceta i ciągnie twoją ze sobą.

Spojrzeliśmy sobie w oczy i widziałam, że jest mu mnie żal, czego nie chciałam. Nie chciałam być wiecznie tą biedną potrzebującą opieki Anastasią, musiałam dorosnąć. Przełknęłam rosnącą w gardle gulę i najszczerzej jak potrafiłam się uśmiechnęłam.

- Trudno, ważne że chociaż we dwójkę je spędzimy.

- Jasne, kazałem już skrzatom uszykować coś na naszą dwójkę. - Uśmiechnął się szczerze i odwrócił głowę w bok w stronę nadchodzącego blondyna.

Mój błądOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz