14

1.1K 39 1
                                    

BLAISE

Ostatni list, który wysłałem do domu był listą rzeczy, których oczekiwałem po powrocie. Skrzaty były doskonale wyszkolone i wiedziałem, że spełnią każdą zachciankę jaką mógłbym wymyślić . Tym razem jednak postawiłem na kolację świąteczną dla dwóch osób i dostatni wybór posiłków, słodyczy i przekąsek dla mnie i Anastasii.

Zaprosiłem na parę wieczorów chłopaków więc rozkazałem stworzyć zapas ognistej i jakieś wino dla Any. Co prawda nie powinienem ale wolałem by wypiła to w domu na spokojnie a nie po kryjomu z Zackiem.

Jebanym Zackiem.

W jego sprawie zasięgnąłem nawet rady u tego krukona, Daviesa. Znał Anastasię lepiej niż ja lecz nie wykazał chęci współpracy. Powiedział, że by mu nie wybaczyła gdyby knuł za jej plecami i nie chce ryzykować.

No tak, ważniejsza lojalność niż dobre intencje.

Typowe.

Kończyłem pakować swoje rzeczy i choć nie robiłem tego ręcznie tylko za pomocą magii to poczułem się zmęczony. Powinienem się cieszyć, że jutro wracamy do domu ale w sumie z czego?

Z pustego domu, który zapełnię tylko ja i kuzynka oraz braku obecności Ginny?

Ta dziewczyna... była tak nie świadoma tego jak mocny ma na mnie wpływ. A zaczęło się wtedy gdy pomogła mi wywołać z ziemi te pieprzone zioła. Miałem nadzieję, że uda się jej załatwić chociaż chwilę na wspólne spotkanie przed powrotem do szkoły.

Była już dziewiąta wieczorem a ja już planowałem położyć się do łóżka choć miałem ochotę siedzieć z otwartymi oczyma by jutrzejszy dzień nie nadszedł tak szybko jak zapewne nadejdzie. Do ręki włożyłem leżącą wcześniej na stoliku nocnym książkę i czytając długie, nudne rozdziały zasnąłem.


ANASTASIA

Tak jak nakazywał regulamin, przed obchodem wrzuciłam na siebie szkolny mundurek po czym ruszyłam w kierunku pokoju wspólnego prefektów.

Nie miałam ochoty na to spotkanie, oddałabym wiele by siedzieć teraz w dormitorium lub gdziekolwiek indziej w towarzystwie Cho i Rogera lub Zacka a musiałam spędzić noc na krążeniu po szkole z wysokim prawdopodobieństwem natrafienia na Malfoya.

Na samą myśl w brzuchu aż mnie coś załaskotało.

A nie powinno.

Chciałam spróbować czegoś z Zackiem, chciałam dać nam szansę bo mózg aż krzyczał z radości na jego widok. Wiedziałam, że z nim mogę liczyć na poważny związek, w którym będę bezpieczna. Serce jednak zbyt mocno nie skakało, raczej leżało i co chwila uchylało oko by na ułamek sekundy obudzić siedzące w moim brzuchu motyle.

Przy Malfoyu te motyle w ogóle nie spały.

One tylko czekały aż napotkam jego spojrzenie albo poczuję zapach jego perfum. Latały nieustannie wypatrując jego szerokich, mocno zarysowanych pleców i wyraźnej żuchwy.

A mózg?

Przeklinał, wyzywał i tupał nogą. Przypominał, że wcale go nie lubię i jego charakter jest czymś co mnie odrzuca a nie przyciąga.

I jak miałam logicznie myśleć?

Jak miałam podejmować rozsądne decyzje?

Powinnam słuchać mózgu czy serca?

Mój błądOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz