47

731 27 14
                                    

BLAISE

Poniedziałek rano.

Po intensywnym weekendzie, który rozpoczęła impreza w lochach a zakończył równie wyczerpujący niedzielny wieczór z Ginny, przyszedł czas na powrót do rzeczywistości i szkolnych realiów. Zajęcia, nauka i tak w kółko. Całe szczęście, że mieliśmy mniej treningów, najbliższy miał się odbyć dopiero w środę.

- Nie wiem czy ta sukienka to nie za dużo. - Rozłożyła ręce na boki i spojrzała na mnie z zmartwieniem. - Musiała być okropnie droga, Blaise.

- Nie była droga. - Wywróciłem oczyma i obejmując ją przeszedłem przez próg do Wielkiej Sali.

Oczywiście kłamałem ale po co miała wiedzieć? Sukienka należała do najnowszej kolekcji jednego z droższych projektantów ale zależało mi by czuła się na bankiecie jak najlepiej. 

- Mało mnie doceniasz jeśli myślisz, że się nie dowiem ile kosztowała. 

- Doceniam cię aż za bardzo, Weasley. - Pocałowałem ją w czubek głowy i puściłem gdy  rzuciła na mnie oburzone spojrzenie.

- Obyś mnie nie okłamywał. - Zagroziła palcem i oddaliła się w kierunku machającej do niej Granger i skrzywionego rudzielca.

Odprowadziłem ją wzrokiem i sam ruszyłem w stronę swojego miejsca, w którym brakowało jednego blond łba, z którym miałem zamiar porozmawiać. Rzuciłem torbę na puste miejsce obok Notta i kiwnąłem głową na powitanie.

- Siema, widzieliście Malfoya?

- Nie widziałem go od soboty. - Wzruszył ramionami i sięgnął po dwa plastry wysmażonego boczku. - Przypierdolił się do mnie, że wchodzę mu w drogę i wyszedł z kolacji.

- Muszę z nim pogadać. - Wrzuciłem na talerz dwie kanapki i gotowane jajka. 

- Powodzenia. - Goyle z pełną gębą jedzenia uniósł w górę kielich z sokiem, który wlał do niezmielonego jeszcze jedzenia. - Ciężko się z nim ostatnio dogadać.

Uśmiechnąłem się krzywo pod nosem i zacząłem jeść.

Wiedziałem co było powodem jego złego humoru. W piątek miał się odbyć bankiet, na który gdyby mógł to na pewno by nie poszedł. Szkoda, że rodzice wykorzystywali go do ratowania własnej dupy i majątku, Draco był jaki był i zabrałoby mi rąk do wyliczenia powodów, dla których zasługiwał na odrobinę nieszczęścia ale mimo wszystko nikt nie zasługiwał na to by decydować za niego.

Po śniadaniu poszliśmy od razu do cieplarni na zajęcia z zielarstwa. Stanąłem jak zwykle przy swoim stanowisku w dalszej części klasy i spojrzałem z niechęcią na ogromne donice wypełnione po brzegi mokrą ziemią.

Obrzydliwe.

Pewnie karze nam w tym grzebać.

Profesor Sprout  zaczęła prowadzić lekcję rzucając parę "ciekawostek" na temat czyrakobulwy. Cichy jęk zmieszany  z westchnieniem wydobył  się z moich ust a zaraz po nim dyskretnie ziewnąłem.

Nuda.

- Panie Malfoy, proszę zająć szybko miejsce. - Uniosłem głowę w górę i dostrzegłem idącego w moim kierunku ślizgona, który szczerze mówiąc wyglądał dziwnie.

Czerwone oczy, twarz bez wyrazu. Goyle i Nott mieli racje mówiąc, że coś jest  z nim nie tak ale ani trochę się mu nie dziwiłem. Gdyby matka mnie wkręciła w zaręczyny pewnie wyglądałbym tak samo.

- Nie spałeś? - Spytałem półszeptem gdy wyciągał z kieszeni rękawiczki. - Wyglądasz tragicznie.

- Jakby cię to obchodziło. - Warknął.

Mój błądOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz