38

883 31 3
                                    

ANASTASIA

Mimo tego, że na ziemi leżało jeszcze mnóstwo śniegu to pogoda nas rozpieszczała.

No, przynajmniej dzisiaj.

Świecące mocno słońce rozgrzewało nasze przemarznięte przez zimę kości i pozwalało choć na sekundę poczuć zapach wiosny, do której w rzeczywistości było wciąż daleko. Grupka mugolaków śmigała po błoniach w okularach z ciemnymi szybkami, które chroniły ich przed słońcem a my, czysto krwiści mieliśmy na to inny sposób, krótkie zaklęcie, które działało jak bariera odbijająca rażące promienie. 

Dzisiejszego południa miało dojść do meczu Quidditcha między Gryffindorem a Slytherinem czyli jednego z najbardziej wyczekiwanych meczy, który jeśli  miałam być szczera obchodził mnie w stopniu równym zeru. Wiedziałam, że wszyscy (a w szczególności Roger i Cho) będą chcieli tam iść i od rana próbowałam wymyślić wymówkę, która mogłaby mnie z tej sytuacji uratować.

- Nie no, stary mi też się nie chce. - Odsuwający od ust kubek z gorącą czekoladą Zack patrzył z znudzeniem na podekscytowanego Rogera. 

- Co?! - Zszokowany kapitan drużyny Ravenclaw otworzył szeroko usta i pokręcił z widoczną urazą głową. -Jak śmiesz? Jak śmiesz mówić mi to prosto w oczy?

Wybuchłam śmiechem i upiłam łyka gorącego napoju. Robiło mi się gorąco i miałam ochotę rozpiąć płaszcz, który wydawał się adekwatnym ubiorem jak na połowę lutego.

- Roger, ogarnij się. Ja nie lubię Quidditcha i jakoś ze mną żyjesz.

- Ale ty jesteś dziewczyną! 

- Aha, czyli tylko facet jest godny interesowania się miotłami? - Udająca zbulwersowaną Cho wbiła w Rogera strzelające piorunami spojrzenie.

- Nie przekręcaj moich słów. Wiesz, że bez ciebie nie wygralibyśmy żadnego meczu. 

Zack zaczął się śmiać i powoli każdemu z nas udzielił się jego dobry humor. Byliśmy godzinę po śniadaniu i kręciliśmy się po dość mocno zatłoczonych błoniach, tego dnia chyba nie było osoby, która nie chciałaby się ogrzać w słońcu.

- Mam pomysł. - Stanęłam przed trójką przyjaciół i wolną rękę oparłam na biodrze. - Pójdziemy z Zackiem na ten durny mecz pod jednym warunkiem.

- Ej. - Ślizgon rzucił mi zdziwione spojrzenie i wyciągnął rękę tak jakby chciał mi zasłonić usta.

- Czekaj, czekaj. - Roger złapał Zacka za łokcia i odciągnął w tył. - Daj jej mówić.

Widziałam błysk w jego oczach i wiedziałam, że jest zainteresowany tym co chcę mu zaproponować.

- Poświęcimy się i spędzimy z wami czas na tych szarych trybunach tylko jeśli w zamian za to ty pójdziesz w końcu do Katie, tej młodej krukonki i zaprosisz ją na randkę. - Cho klasnęła w dłonie i szyderczo się zaśmiała. Odwróciłam się w jej stronie i wskazałam na nią palcem. - A ty zgodzisz się na wyjście do trzech mioteł z Paulem.

Tym razem to Zack zaczął się szyderczo cieszyć a szatynka zalała się falą purpurowego rumieńca.

- Nie.

Mój błądOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz