50

702 32 1
                                    

ANASTASIA

Myślałam, że wyjdę z siebie kiedy Draco rzucił ten głupi komentarz na temat Anthonego. Chyba nie trzeba mu było przypominać, że to z jego winy wylądował w takiej sytuacji? Patrzył na mnie z taką złością jakbym to ja w czymkolwiek zawiniła a przecież to on na moich oczach pozwalał się jej dotykać.

Ugh.

Na samo wspomnienie czułam jak robi mi się gorąco a parzące spojrzenie, przed którym próbowałam uciec sprawiało, że czułam się tak mała, że aż możliwa do zdeptania.

Gdy tylko skończył się wywód Ernesta na temat ważnych wydarzeń, do których zbliżaliśmy się coraz większymi krokami wstałam z miejsca i wyciągnęłam pomocną dłoń w kierunku Anthonego. Na szczęście podszedł do nas Ron i wyręczył mnie w dźwiganiu krukona, który mimo próśb Pani Pomfrey i moich uparł się na obecność w spotkaniu. 

- Dziękuję. Muszę uciekać. - Uśmiechnęłam się życzliwie do gryfona i szybkim krokiem wyszłam z klasy nie rzucając już nawet okiem na Malfoya, którego ciężkie spojrzenie wciąż czułam na plecach. Widziałam nawet, że wstał i ruszył w moim kierunku ale miałam to gdzieś.

Przez niego czułam się przytłoczona. Miał się pojutrze zaręczyć a mimo to wciąż czułam niesamowicie mocne przyciąganie, któremu byłam skłonna się poddać. A obiecałam sobie, że nie będą tą dziewczyną, z którą będzie zdradzał Astorię.

Miał wybór i wybrał.

- Koniec? - Uśmiechnięty Zack w towarzystwie Cho czekali na mnie pod pokojem wspólnym i skrzywili się na widok mojej miny. - Coś się stało?

- Malfoy się stał, jak zwykle. 

Ślizgon zaśmiał się pod nosem i objął mnie ramieniem do czego byłam w ostatnim czasie przyzwyczajona. Byliśmy blisko i tak samo jak z Rogerem pozwalaliśmy sobie na drobne czułości jak łapanie za ręce w troskliwym uścisku lub tak jak teraz, życzliwe objęcie ramieniem.

- Spotykamy się dzisiaj na wieży astronomicznej? - Idąca z boku Cho chowała właśnie do małej torebki pomadkę ochronną i cmoknęła głośno ustami.

- Nie jest za zimno? - Skrzywiłam się i wyswobodziłam spod ciężkiej ręki Zacka.

- Nie marudź. Posiedzimy do dziesiątej przy drinku to się rozgrzejesz.

-  Na prawdę nie będzie mnie tylko do niedzieli. Przesadzacie. - Uśmiechnęłam się pod nosem i spojrzałam na przyjaciółkę, która patrzyła na mnie z zachęcającym grymasem.

Wiedziałam, że nie robią tego bez powodu. Byłam przekonana, że chcą tym odciągnąć moją uwagę od bankietu i w sumie z chęcią przystanęłam na ich propozycję. 

Zostawiając Zacka pod wejściem do lochów ruszyłyśmy do naszej wieży i po około godzinie spotkałyśmy się w pokoju wspólnym już w towarzystwie Rogera, który wyglądał na lekko wciętego. Cho złapała jego brodę w uścisku i kazała chuchnąć a on nie mogąc się powstrzymać wybuchł śmiechem.

- Piłeś jak nic. - Zaciągająca się oddechem krukona Cho skrzywiła się lekko i pokręciła z dezaprobatą głową. - I nawet na nas nie poczekałeś.

- Chłopaki widzieli, że wynoszę ognistą i zaproponowali jednego drinka. - Wzruszył ramionami i przytulił do siebie Cho. - Wiem, że mi wybaczysz.

Mój błądOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz