41

778 28 5
                                    

BLAISE

- Myślisz, że rodzice dadzą ci wolne na początku marca? - Ginny leżała wtulona w moich ramionach praktycznie zasypiając. 

Udało mi się dzisiaj znaleźć nam jakąś pustą klasę, obok której Malfoy obiecał nie robić obchodu. Pierwszy raz od powrotu do szkoły mieliśmy chwilę tylko i wyłącznie sam na sam i wykorzystaliśmy ją w stu procentach.

- Od szkoły? - Uniosła brew w górę i lekko się podsunęła. - Bez dobrego powodu raczej mi nie pozwoli.

- A jakbyś mu powiedziała, że dostałaś zaproszenie na bankiet? - Splotłem nasze dłonie i pocałowałem ją delikatnie w odsłonięte ramię.

Rude kosmyki włosów spadały kaskadą na jej nagie plecy a koc, którym byliśmy przykryci osłaniał jedynie dolne partie jej ciała.

- Blaise, nie wiem czy pamiętasz ale moi rodzice nie są z tych, którzy stawiają tego typu wydarzenia nad edukację. - Uśmiechnęła się zaczepnie i przegryzła wargę w sposób, który zawsze mnie rozbrajał.

- Ale ty mogłabyś trochę nagiąć te zasady. - Bawiłem się kosmykiem jej włosów patrząc na rozświetloną blaskiem świec twarz gryfonki.

Wyglądała pięknie i wciąż było mi ciężko uwierzyć, że jest moja.

- Co to w ogóle za bankiet?

- To nie oficjalne ale Malfoy ma się tam oświadczyć Astorii. - Zjechałem spojrzeniem na jej obojczyki i dekolt by po chwili poczuć mocny uścisk jej palców na brodzie, którą podnosiła w górę.

- I ty się cieszysz na tą okazję? 

Czar prysł, Ginny waliła teraz piorunami prosto we mnie wciągając na siebie koszulkę. Niedawno męczony jej prośbami wyjaśniłem jej całą sytuację jaka zaszła między mną, Malfoyem a Anastasią i od tej pory uważała się za specjalistkę w dziedzinie zranionych uczuć.

- Mam płakać? Sam się w to wpakował, zaproponowałem mu pomoc ale wciąż się nad nią zastanawia.

- Czemu mam wrażenie, że to nie była bezinteresowna pomoc? - Usiadła na kocu i spojrzała na mnie podejrzliwie. Wywróciłem oczami i położyłem się na plecach. - Nie zrozum mnie źle, nienawidzę Malfoya. Tyle złego ile przez niego przeszła moja rodzina i przyjaciele nie można wybaczyć ot tak. Ale do Merlina, to twój przyjaciel. 

- Już nie.

Czułem na sobie jej przeszywające spojrzenie lecz go nie odwzajemniłem. Patrzyłem z wymuszonym spokojem w sufit, który wydawał się teraz idealną odskocznią od tego co szykowała mi w myślach Ginny. Oprócz tego, że była piękna, mądra i ogólnie zajebista to potrafiła pokazać rogi.

- Spójrz mi w oczy, Zabini. - Warknęła wbijając we mnie wyczekujące spojrzenie. Odwróciłem w jej stronę głowę czego praktycznie od razu pożałowałem. Wyglądała tak jakby miała zaraz mi wydrapać oczy.

- Nie wiem po co się tak o to wkurzasz, to nawet ciebie nie dotyczy. - Oparłem się na łokciach i spróbowałem złapać jej dłoń, którą szybko ode mnie odsunęła. - Ej!

- Czego od niego zażądałeś? - Zaczęła krążyć po pomieszczeniu wciągając przy okazji rozrzucone po podłodze ubrania. Podążałem za nią wzrokiem uważnie obserwując każdy ruch jej zgrabnego ciała.

- Niczego. Dlaczego się już ubierasz?

- Bo doskonale widzę, że coś odpieprzyłeś. Nie zachowujesz się jak wcześniej, jesteś zbyt z siebie zadowolony.

- O co ci chodzi? - Zacząłem się denerwować, gryfonka ewidentnie potrafiła czytać ze mnie jak z otwartej księgi czego teraz zupełnie nie chciałem.

Mój błądOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz