Rozdział 15 - „Od nienawiści do miłości niewielka jest droga"
19 czerwca 2038 roku, Chicago
Zaskakujące, że pogoda może być tak uciążliwa i nieprzewidywalna. Jeszcze wczoraj lał istny żar z nieba, doprowadzając do radości wielu ludzi, w końcu to było potwierdzenie tego, że wakacje postanowiły zawitać do Chicago. Dzisiaj słońce było tylko przeszłością. Od samego rana lało niemiłosiernie, nawet teraz, gdy zapadł zmrok deszcz padał strugami.
Dwudziesta druga w nocy na pewno była nieodpowiednią porą na wyjście z domu podczas ulewy, jednak Jane zbytnio tym się nie przejmowała, chodź z całego serca nienawidziła deszczu. Parasolka także nie była zbyt chętna do współpracy, bo wystarczył mały podmuch wiatru, aby całkowicie odmówiła posłuszeństwa.
- Ile to trzeba się nacierpieć, aby się z nią spotkać - mruknęła, kiedy kolejny raz wiatr zmienił kierunek padania deszczu, przez co od prawej strony była całkowicie mokra.
Doskonale wiedziała, że Kate nie doceni tego, że tak się dla niej poświęca. Nie widziały się prawie pół miesiąca, więc wypadało to zmienić. Zrezygnowała nawet z przyjemnej perspektywy spędzenia tej nocy z Johnem, z którym spotykała się już prawie rok. Chciała upewnić się, że Kate nie odwaliła czegoś głupiego oraz czy jej mieszkanie w ogóle nadaje się do normalnego życia w nim.
W końcu schroniła się pod daszkiem bloku, próbując zamknąć upierdliwą parasolkę. Kiedy w końcu się to udało, zadzwoniła domofonem do mieszkania Page. Odpowiedziała jej cisza, która była dosyć często spotykana w takich przypadkach. Jane wyciągnęła pęk kluczy, w których znalazła odpowiedni pasujący do zamka.
- Tak szybko się mnie nie pozbędziesz moja droga - powiedziała do siebie, kiedy weszła do w miarę ciepłego przedsionka.
Nienawidziła pokonywać schodów prowadzących do mieszkania Kate. Raz, że mieszkanie Page znajdowało się cholernie wysoko, a po drugie: było cholernie wysoko. Jane nienawidziła jakichkolwiek ćwiczeń fizycznych, chociaż ostatnio wróciła do biegania, co po tak długim czasie było bardzo ciężkie. Dla niej wejście na szóste piętro, gdzie mieszkała Kate było jak pokonanie pięciokilometrowego maratonu bez jakichkolwiek przygotowań.
W końcu, po męczarniach z piekła rodem stanęła pod drzwiami Kate. Nawet nie zapukała, bo doskonale wiedziała, że sytuacja z dołu się powtórzy. Wybrała odpowiedni klucz i przekręciła go w drzwiach. Zostawiła jeszcze parasolkę na zewnątrz, po czym weszła do ciemnego pomieszczenia.
Ledwie przekroczyła próg domu, a uderzyła w nią głośna muzyka. Szybko zamknęła drzwi, aby przypadkiem jakieś starsze damulki z naprzeciwka nie usłyszały tego.
Po ciemnu znalazła kontakt, a kiedy nastała światłość miała ochotę znowu je zgasić. W korytarzu panował taki syf, w sypialni obok także nie było lepiej, a do salonu bała się wchodzić. Szybko zdjęła buty i kurtkę przeciwdeszczową, jednak w przeciwieństwie do Kate odłożyła je na normalne miejsca. Przeszła przez korytarz, mijając pokój na graty oraz łazienkę. Znalazła się w salonie połączonym z kuchnią, a bałagan był niemożliwy do zniesienia. Na blacie kuchennym syf, naliczyła pięć popielniczek, gdzieś się walały butelki po whisky, ubrania porozrzucane... A na szarej rogówce spała Kate, w krótkich szortach oraz pomarańczowym podkoszulku. Lewa ręka zwisała bezwładnie z kanapy, a w niej trzymała prawie pustą butelkę whisky. Jane wyjęła szkło z jej ręki, po czym duszkiem wypiła resztę. Skrzywiła się, bo alkohol nie był zbyt dobry. Odstawiła butelkę na blat kuchenny, po czym znowu spojrzała na śpiącą przyjaciółkę.
My love is dangerous, dangerous, love is dangerous
Make everybody cry, everybody cry
Everybody cry - love is dangerous.
CZYTASZ
Autofobia | Detroit: Become Human ff
FanfictionW mieście Detroit zostają znalezione dwa ciała - człowieka i androida. Charakterystyczną cechą zbrodni jest to, że obok nich jest ogromna ilość czerwonej i niebieskiej krwi, jakoby miało to symbolizować dwa gatunki. Sprawa zostaje przydzielona dla C...