Rozdział 22 - „Nieudacznicy"
25 lipca 2039 roku, Detroit
- Czyli, nie tylko ja źle spałem w nocy – mruknął Hank, patrząc na ledwie żyjącą Nadię.
Androidka wzruszyła ramionami, starając się opanować drżenie prawej ręki.
- Pobiłaś się z kimś? - zapytał Anderson, wskazując na prawą dłoń dziewczyny, która była zawinięta w bandażu.
- Zbiłam szklankę, a szkło wbiło mi się w dłoń – wyjaśniła krótko.
Porucznik powoli skinął głową, badając wzrokiem dziewczynę. Była jakaś nieobecna, a także trochę dziwna, jakby przez ten weekend ktoś ją podmienił. W ani jednym procencie nie przypominała osoby, z którą pracował i którą zdążył polubić.
- Tym razem jakim cudem tamten znowu został u ciebie na noc? - zapytał Hank, ciężko opadając na swoje krzesło.
Nadia mimowolnie się uśmiechnęła, a Anderson z ulgą potwierdził to, że jednak to nadal był anioł, z którym pracuje. Nie wiedział czemu lubił tak ją nazywać. Według niego te określenie idealnie do niej pasuje.
- Oglądaliśmy film, rozmawialiśmy, potem nam się przysnęło i ostatecznie został do następnego dnia – wyjaśniła z małym uśmiechem.
Z każdym kolejnym słowem uderzyły w nią wyrzuty sumienia. Nie ma co, miała niesamowity talent do ranienia bliskich dla siebie osób. Posiadała pełną świadomość swoich działań, a jednak z łatwością je wykonywała, a potem ich żałowała. Nikt jej nie wmówi, że jest to normalne, chociaż słowo „norma" było pojęciem względnym. Mimo wszystko to na bank nie było choć w jednym procencie normalne.
- Co ja z wami mam? - zapytał sam siebie Hank, kręcąc głową.
- Wieczne zmartwienia – stwierdziła Nadia, puszczając do niego oko.
- Zdążyłem to zauważyć – odpowiedział Anderson, wywracając oczami, jednak w duchu się zaśmiał.
Porucznik omiótł wzrokiem biuro, a kiedy zauważył Connora, w głowie próbował ułożyć jakiś tekst, który mógłby mu powiedzieć, lecz jak na złość nic kreatywnego nie mogło przyjść mu do głowy. Tak więc cierpliwie obserwował, jak android powoli siada na swoim krześle, zmęczonym spojrzeniem lustrując swoich partnerów.
- Zawsze to na mnie narzekasz, że długo się gdzieś zbieram, a tu proszę jaka miła niespodzianka – rzucił Hank, nie mogąc nic innego wymyślić.
Connor wywrócił oczami, zastanawiając się, czy Andersonowi kiedykolwiek odechce się wymyślania takich tekstów. Czasem strasznie to irytowało, choć niektóre naprawdę poprawiały humor, lecz dzisiaj nic nie mogło zmienić beznadziejnego stanu androida.
- Musiałem coś sprawdzić – wyjaśnił spokojnie Connor.
- Oczywiście, jakże mogłoby być inaczej – sarknął Hank. - Dowiedziałeś się czegoś ciekawego?
- Nie znaleziono pielęgniarki, która otruła Cheveza, po samochodzie także ślad zaginął, Kamski okazał się kolejną ślepą uliczką – wymienił android.
Anderson ciężko westchnął, odchylając się do tyłu na krześle.
- A te kartki, które zostały nam podrzucone? Coś wiadomo? - zapytała Nadia, niepewnie patrząc na Connora.
- Oprócz naszych śladów niczego nie znaleziono – odpowiedział android, automatycznie wyciągając monetę z kieszeni spodni. Po kilku chwilach już kręcił ją na palcu.
CZYTASZ
Autofobia | Detroit: Become Human ff
FanfictionW mieście Detroit zostają znalezione dwa ciała - człowieka i androida. Charakterystyczną cechą zbrodni jest to, że obok nich jest ogromna ilość czerwonej i niebieskiej krwi, jakoby miało to symbolizować dwa gatunki. Sprawa zostaje przydzielona dla C...