Rozdział 19 - "Chłód niebieskich oczu"

222 30 71
                                    

Rozdział 19 - „Chłód niebieskich oczu"

21 lipca 2039 roku, Detroit

Hanka trzęsło na samą myśl, że musi po raz trzeci jechać do willi Kamskiego. Może właśnie dlatego nie zważał na to, jak jeździ, byleby jak najszybciej mieć tą nieszczęsną wizytę za sobą.

- Hank, jedziesz za szybko – powiedział po raz dziesiąty Connor, obserwując, jak porucznik jedzie o dobre dwadzieścia kilometrów za dużo w obszarze zabudowanym.

- Zaraz cię wypierniczę z tego samochodu, jeśli jeszcze raz powiesz to samo – odparł Anderson, skręcając ostro w prawo. - Bierz przykład z Nadii, siedzi cicho, nie gdera mi przy uchu, że jadę za szybko, no po prostu anioł. W drodze powrotnej zamieniacie się miejscami, nie ma opcji – dodał.

Androidka lekko się uśmiechnęła na słowa mężczyzny. Nie miała pojęcia, czemu nazywa ją aniołem, chodź tak jak mówiła Connorowi, daleko jej do tej istoty. Jednak niezmierną przyjemność sprawiało jej słuchanie tego.

Dioda Connora zamigała na żółto, otwierając wiadomość z posterunku.

- Co się stało? - zapytał od razu Hank, widząc minę partnera.

- Powiem, jeśli zajedziemy pod dom Kamskiego.

- Gadaj teraz, nie trzymaj nas w niepewności – nalegał Anderson, zaciskając mocniej ręce na kierownicy.

- Lepiej byłoby...

- Connor, nie wkurwiaj mnie nadal – syknął Hank.

Android wziął głęboki wdech, mimowolnie łapiąc się za drzwi samochodu.

- Znaleziono Andrew Taylor – zaczął niepewnie Connor.

- No i zajebiście – przerwał mu Anderson. - Czego się tak cykałeś, to ja nie wiem.

- Znaleziono go martwego, skoczył z mostu do wody – dokończył szybko android.

- Co?!

Hank gwałtownie zahamował, przez co wszyscy polecieli do przodu. Samochody za nimi zaczęły trąbić za utrudnianie przejazdu. Anderson uderzył kilka razy w kierownicę z frustracją, rzucając ostre wiązanki.

- Niech ich diabeł weźmie, kurwa – mówił, ostatni raz uderzając w kierownicę. Wziął głęboki oddech, a po chwili gwałtownie ruszył do przodu. - Pieprzone... Coś więcej wiadomo?

- Nie znaleziono żadnych śladów, a nawet jeśli jakieś były na ciele, zapewne zmyła je woda. Nikt niczego nie widział. Zapewne zostanie uznane to za samobójstwo – odpowiedział Connor.

Anderson pokręcił głową, uderzając jeszcze raz w kierownicę.

- Samobójstwo, już ja widzę, jak z własnej woli on skacze z mostu – mruknął. - Czyli, czworo ludzi, którzy byli jakkolwiek powiązani z morderstwami, wzięli i się zabili. Cokolwiek nam zostało?

- Pielęgniarka, która otruła Jamesa Cheveza – przypomniała Nadia. - Jednak nadal nie ustaliliśmy jej tożsamości, chociaż mamy jej rysopis.

- Kolejna, która zapadła się pod ziemię – mruknął Hank.

Anderson gwałtownie skręcił w lewo, za co został spiorunowany wzrokiem przez Connora.

- Niech ten Kamski coś powie, bo mnie jasny szlag trafi – powiedział porucznik, kończąc tym samym całą rozmowę.

* * *

Dzięki szybkiej jazdy Hanka dotarli dosyć szybko pod dom twórcy androidów. Connor wysiadł z samochodu, jednak automatycznie przystanął na widok imponującej willi Kamskiego. Anderson wysłał mu dające otuchy spojrzenie. Chciał też to powtórzyć dla Nadii, jednak dojrzał w jej oczach chłód i obojętność. Na chwilę to znikło, kiedy położyła dłoń na ramieniu androida, także dając mu otuchy, lecz gdy tylko znowu spojrzała na willę, te spojrzenie wróciło. Lekko go to przeraziło, jednak postanowił nie zwracać na to uwagi. Bardziej ciekawiło go spojrzenie Connora, które na widok dziewczyny automatycznie weselało.

Autofobia | Detroit: Become Human ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz