Epilog - "Akceptacja"

338 24 87
                                    

Epilog - "Akceptacja"

2 miesiące później...

17 października 2039 roku, Detroit

Hank stanął przed drzwiami do laboratorium Hange, chcąc zapukać, jednak kiedy usłyszał głośne przekleństwa przyjaciółki, machnął ręką i po prosto wszedł.

- Pieprzone - warknęła, zbierając z ziemi porozrzucane kartki.

- Hange, spokojnie - powiedział Anderson, pomagając pozbierać z podłogi kartki, a kiedy bałagan został ogarnięty, spojrzał na nią z lekko zmarszczonymi brwiami. - Wszystko dobrze?

Edevane skinęła głową, jednak po chwili westchnęła, po czym oparła się o biurko. Na lewym oku widniała czarna przepaska, łudząco podobna do tych, które piraci noszą na filmach czy w bajkach. Kobieta narzekała na nią od samego początku, jednak wolała już to, niż aby ludzie patrzyli na nią ze swego rodzaju współczuciem, gdy widzieli ją bez oka. Kiedy ktoś był wystarczająco blisko jej twarzy, mógł dostrzec małe blizny, które na niej się znajdowały.

- Po prostu jest ciężko - przyznała, uśmiechając się lekko. - Fakt, moi... Rodzice zostali skazani za pomoc finansową w morderstwach, tak samo jak reszta współpracowników, cała ta siatka przestępcza została złapana, a Adam nie żyje, jednak...

Hank objął ją ramieniem i pocałował w czoło. Rozumiał, że jest dla niej niewyobrażalnie ciężko, nawet pomimo upływu czasu. Najtrudniejsze były pierwsze dni po tym koszmarze. Edevane musiała przyzwyczaić się do życia bez jednego oka, co było jeszcze bardziej utrudnione ze względu na to, że już miała wadę wzroku. Ponadto nawiedzały ją koszmary, a sama trauma z tamtych dni utrudniała życie, do którego była wręcz niezdolna. Jednak od samego początku miała Hanka, który spłacał swój dług sprzed lat i tak jak ona była przy nim podczas żałoby, tak on pomagał jej wracać do normalności po piekle, jakie przeszła.

- Terapia nic nie daje? - zapytał.

- Trochę daje, mam miłą terapeutkę, więc nie jest źle - odparła, kładąc mu głowę na ramieniu. - Jednak chyba najbardziej pomaga mi twoja obecność, bo... To ty.

- Czuję się zaszczycony - powiedział, na co Hange lekko się zaśmiała.

- Dam radę - powiedziała nagle po minucie ciszy, jakby wstąpiły w nią nowe siły. - Przecież w końcu mam spokój na paręnaście lat, jak nie na całe życie, nie? Po prostu muszę wyjść z tego dołka, nauczyć się żyć z jednym okiem i będzie wszystko dobrze.

Hank skinął z uśmiechem głową, ciesząc się, że powoli wracała ta zwariowana Hange, która potrafiła być jednocześnie wkurzająca i kochana. Nie zamieniłby tego za nic w świecie.

- Dobra, odrzućmy te smutki - powiedziała, klaszcząc w dłonie. - Powiedz mi, jak tam u ciebie?

- Jakoś idzie - odparł, wzruszając ramionami. - Roboty w cholerę, ale na szczęście żadnych poważnych spraw i dziękuję za to Bogu, bo w innym wypadku rzuciłbym tą robotę w pizdu.

- Wcale się nie dziwię - przytaknęła ze śmiechem. - A Connor?

- No co Connor? Taki sam, za cholerę się nie zmienił, chociaż raz na zawsze wybiłem mu z głowy pracowanie przez tyle godzin. No i ciągle wzdycha do Nadii. Błagam, niech oni się w końcu ze sobą umówią, bo oszaleję - mruknął zrezygnowany Hank.

- Może się doczekamy - odparła, śmiejąc się cicho. - A nazwisko? Androidy już mogą je mieć, więc czy Connor już to załatwił?

- Tak, zdecydował się na moje.

Autofobia | Detroit: Become Human ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz