Rozdział 28 - "Bezpieczna"

272 33 190
                                    

Rozdział 28 - „Bezpieczna"

29 lipca 2039 roku, Detroit

Po wczorajszej beznadziejnej pogodzie nie było śladu. Dzisiaj słońce mocno świeciło, grzejąc skóry każdego przechodnia, którzy jak tylko mogli chronili się przed nim na różne sposoby. Chodząc w samych podkoszulkach i krótkich spodenkach, a nawet z parasolkami. Kapelusze były na prawie każdej głowie, a ludzie dzierżyli w dłoniach butelki z napojami, aby jakkolwiek się ochłodzić.

Anderson patrzył stęsknionym wzrokiem na ogród baru, gdzie kelnerka przyniosła dla dwóch mężczyzn po kufrze piwa. Na spływające kropelki wody z szklanek, Hank wydał z siebie coś na kształt westchnięcia wymieszanego z bólem.

- Czemu inni mogą w piątek siedzieć na dupie i chronić się przed tym skwarem, tylko ja muszę na darmo siedzieć w rozgrzanym aucie?! - zapytał z wściekłością porucznik, wierzchem dłoni ocierając z czoła kropelki potu.

- Wcale nie na darmo - zaprotestował Connor, starając się uratować swoją fryzurę. - Mamy jakiś trop, tak więc trzeba go sprawdzić.

- Taa, inni obserwatorzy nie zauważyli niczego podejrzanego w planie dnia Logana Davisa, a raptem u nas coś się pojawi? - sarknął wściekle Anderson, zakładając ręce na torsie jak obrażone dziecko.

- Nasza ofiara miała problemy z zadłużeniami w firmie, które dwa miesiące temu nagle wyparowały - przypomniała Nadia. - Skąd Ross Green raptem mógł wziąć tak dużą sumę pieniędzy? Żaden bank nie dałby mu kredytu wiedząc, że jego firma jest na skraju bankructwa.

- Mniej więcej trzy miesiące temu miał podobno spotkanie biznesowe z Loganem Davisem - dodał Connor. - Brooke Wood później dodała do zeznać, że szukają osób z problemy z pieniędzmi. To wszystko by się łączyło.

- Tydzień temu Green chciał wnieść zawiadomienie na policję, był już na komendzie, jednak ostatecznie najzwyczajniej w świecie uciekł - Nadia poprawiła włosy, robiąc z nich niedbałego koka.

- Matko, zrozumiałem, okej? - Hank uderzył dłonią w kierownicę, będąc coraz bardziej poddenerwowany przez gorąc. - Czy wy androidy macie jakiś pakt, że jak jedna maszyna coś zacznie, to druga ma ją popierać?

- Nie, androidy nie mają takiego paktu - zaprzeczył od razu Connor. - Po prostu...

- Connor do diabła, to było pytanie retoryczne, wklep to sobie do swojego systemu - przerwał mu Anderson, masując skronie. - Koniec tego, idę sobie coś kupić zimnego do picia, bo wyzionę tu ducha.

- W upalne dni lepiej pić gorące napoje, zmniejszasz w ten sposób pragnienie - powiedział android.

- Na pewno będę pił gorącą kawę, kiedy na dworze jest ponad trzydzieści stopni - sarknął Anderson, otwierając drzwi od samochodu. - Zaraz wracam, a wy... A wy nadal siedźcie w nadziei, że coś się pojawi.

Po tych słowach wysiadł z samochodu. Connor odprowadził partnera wzrokiem, ciężko wzdychając. Ponownie skupił się na wieżowcu, w którym dwie godziny temu zniknął Logan Davis. W budynku znajdowała się siedziba korporacji zajmującej się sprzedażą różnego rodzaju sprzętów elektronicznych. Miton starał się jak mógł, aby przegonić CyberLife z marnym skutkiem, bo nie miał czegoś istotnego: androidów. Nawet po rewolucji CyberLife trzymało się na samej górze, ku wściekłości przeciwników.

- Co on tu może szukać? - zapytał samego siebie Connor, bezczynnie gapiąc się na szklane drzwi budynku.

- Może chce podpisać z nimi umowę - powiedziała Nadia. - Wybacz, nie umiem żartować.

Autofobia | Detroit: Become Human ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz