Rozdział 33 - "Bankiet"

294 29 151
                                    

Rozdział 33 - "Bankiet"

2 sierpnia 2039 roku, Detroit

Hank musiał się wysilić, aby sobie przypomnieć, kiedy ostatnio był na podobnej akcji, która niedługo miała się odbyć. Ostatecznie się poddał, bo przypomniał sobie, że ze wszystkich sił starał się je omijać szerokim łukiem. Nie lubił wtapiać się w wrogie otoczenie, udawać, że tam czuje się jak ryba w wodzie. Najchętniej zacząłby od razu działać, a nie bezczynnie czekać, aby wyłapać odpowiednią sytuację i po cichutku wynieść jakiekolwiek dowody. To nie było na jego nerwy, a także cierpliwość.

Jednak teraz został na to skazany, bo wpakował się w to całe pogmatwane śledztwo. Za trzy dni minie miesiąc, od kiedy znaleźli pierwsze ciała i jakby nie patrzeć, od tego czasu nie mieli żadnego wielkiego przełomu. Bez przerwy błądzili po omacku, a gdy trafiała się jakakolwiek większa poszlaka, to prowadziła ich do ślepej uliczki i tak bez końca.

Miesiąc. Niby niewielki odcinek czasu, a jak wiele może namieszać w życiu. Czy to mozolnie idącą sprawą, czy rozkwitającym uczuciem Connora do Nadii. Anderson doskonale wiedział, co się święci, gdy tylko android pierwszy raz ujrzał dziewczynę. Porucznik miał wyczulone przeczucie, był dobrym detektywem, a poza tym za dobrze go znał, aby nie wiedzieć, do czego to wszystko prowadzi. Zadziwiające, że Connorowi zajęło to o wiele więcej czasu, choć był doskonalszy niż on. Cóż, nie tylko człowiek traci logiczne myślenie, gdy się zakocha.

- Naprawdę musimy iść w tych garniakach? - zapytał zbolałym głosem Anderson, patrząc na czarną marynarkę.

- Musimy - potwierdził Connor. - To elegancki bankiet, więc taki ubiór jest wymagany. Nie przejmuj się, nie tylko ty będziesz musiał w nim iść. Towarzyszący nam policjanci także będą na niego skazani.

Samemu Connorowi garnitur nie przeszkadzał. Lubił chodzić w koszulach, marynarkach, czy krawatach, dla niego to była najzwyklejsza rzecz.

- Tylko zlituj się, nie odpierdol się jak na te wybory misterów dla Nadii - powiedział Hank ze złośliwym uśmieszkiem. - I nie gap się na nią zbytnio, to nieeleganckie.

Connor fuknął coś pod nosem, obrażonym krokiem idąc do swojej tymczasowej sypialni. Nadal przebywali u Markusa, zapewne za parę dni się stąd wyniosą. Obecnie mulat wraz z North wyjechał do Waszyngtonu, załatwić jakieś ważne sprawy, tak więc miał wraz z Hankiem i Sumo całe mieszkanie dla siebie. Minister miał do nich zaufanie, dlatego pozwolił im zostać, gdy on przebywał kilkaset kilometrów stąd. Po prostu wiedział, że nie podpalą mu domu lub go nie zdemolują.

- Ja wiem Sumo, że on się dziwnie zachowuje, nie uświadamiaj mi tego - powiedział Anderson, gdy pies zaczął patrzeć na niego znaczącym spojrzeniem. - Odpierdoliło mu, to także wiem.

Rozległ się dzwonek do drzwi. Hank już podnosił się z krzesła, aby otworzyć, jednak nagle z pokoju wypadł Connor, pędem lecąc w stronę korytarza. Anderson machnął ręką, ponownie opadając na siedzenie. Odbiło mu, potwierdzone naukowo. Chwilę później usłyszał stukot obcasów, a także wesoły głos Nadii, na który Anderson automatycznie się uśmiechnął. Do dzisiaj nie mógł rozgryźć, co ta dziewczyna miała w sobie, że zawsze przy niej się uśmiechał.

- Widzę, że jako jedyna z nas jesteś na sto procent wyszykowana - powiedział porucznik, gdy tylko androidka weszła do salonu.

Nadia odruchowa spojrzała na swój ubiór. Miała na sobie długą, czarną sukienkę na ramiączkach, która u dołu była lekko rozcięta, dzięki czemu miała większą swobodę ruchu, do tego kolorystycznie dobrane szpilki oraz kopertówka. Nie miała swojego naszyjnika i bransoletki, zamiast tego założyła długie, srebrne kolczyki oraz kolię. Włosy upięła w eleganckiego koka, a po wielu namowach Jane dała się także pomalować.

Autofobia | Detroit: Become Human ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz