Rozdział 27 - "Déjà vu"

260 30 245
                                    

Rozdział 27 - „Déjà vu"

14 października 2038 roku, Chicago

Życie nienawidziło Kate i z wzajemnością. Gdyby choć trochę byli kumplami, kobieta nie przeżywałaby coraz załamań nerwowych, uczucia beznadziejności, kompletnego rozbicia i nienawiści do samej siebie.

I przede wszystkim nie musiałaby od szóstej rano gonić kolejnego defekta, który postanowił zabić swojego właściciela akurat w momencie, gdy Page delektowała się gorącą czekoladą na posterunku.

Nawet nie wiedziała, że pozbawiona takich pyszności potrafi z zdenerwowania biec jakieś trzy razy szybciej niż normalnie. Mimo to i tak nie mogła równać się z Nadią, która ze spokojem mogłaby wygrać sztafetę w pojedynkę. Jeśli miałaby wybrać konkretne rzeczy, które podobają jej się w androidach, znalazłaby dwie: brak zmęczenie i prawie że wieczne życie.

Mimo coraz strzykających kości, wypruwania sobie płuc oraz ogólnego zmęczenia, Page miała w sobie tyle determinacji i dumy, że biegła dalej za swoją partnerką, która miała cały czas na oku uciekającą androidkę. W pewnym momencie podejrzana gwałtownie skręciła w prawo, na chwilę znikając z pola widzenia. Po chwili Nadia poszła w jej ślady i na nowo rozpoczęła otwarty pościg. Page nie miała tyle szczęścia, gdyż próbując zrobić tak samo, poślizgnęła się na lekko oblodzonym chodniku i już po chwili leżała twarzą na płycie.

- Pierdolona zima, jak zawsze przyszła za wcześnie – mruknęła Kate, szybko podnosząc się na równe nogi, jednak po jednym kroku o mało co ponownie nie leżała jak długa na chodniku. - Tylko bez takich, dobra?!

Jakimś cudem udało jej się wyjść z nieszczęsnego oblodzonego zakrętu i zaczęła ponownie biec w stronę, gdzie jeszcze niedawno były dwie maszyny. Nie musiała daleko szukać, gdyż usłyszała dźwięk syren policyjnych. Z ulgą pomyślała, że Nadia złapała androidkę, dzięki czemu pościg został zakończony. Radość szybko ją opuściła, gdy dotarła pod nowo budowany wieżowiec, pod którym gromadziły się policyjne radiowozy, co na pewno nie wróżyło niczego dobrego. Zimowa aura postanowiła zagościć na dobre, gdyż zerwał się mocny wiatr, który przyniósł malutkie płatki śniegu. Kate podeszła do dopiero co zauważonego Rogera, ciaśniej oplatając się jasnobrązowym płaszczem.

- Przybył Aiden Geller – powiedział na przywitanie Evans z frustracją, gdy kobieta znalazła się tuż obok niego. Doskonale zauważył, jak na twarzy Page malowały się rysy gniewu, podsycane lekko czerwonymi policzkami, które zapewne były spowodowane zmęczeniem. - Tak Kate, ten Aiden Geller.

- Wiem który, nie ma drugiego takiego chuja z tym samym imieniem i nazwiskiem – mruknęła.

Aiden Geller był bardzo szanowanym agentem specjalnym FBI, jednocześnie będąc najbardziej znienawidzonym w okręgu swoich kolegów z biura. Często przybywał nie wtedy, kiedy trzeba i akurat musiał sobie upodobać stan Illinois, a najbardziej Chicago. Na nieszczęście Kate musiała często go widywać, gdyż coraz był wysyłany do spraw w ich posterunku, czasami wręcz na wyrost.

- I rozmawia z Nadią – dodał niepewnie, a reakcja Kate była natychmiastowa. Doskonale widział, jak wzrokiem mówiła mu, że ma pokazać gdzie ten typ się znajduje. - Jest przy praktycznie samym wejściu.

Page od razu poszła w kierunku wejścia, którego nie można było tak nazwać. Wieżowiec był w bardzo surowym stanie, a jego budowa zakończy się zapewne za dobre parę miesięcy. Kate przebijała się przez policjantów, którzy chodzili w każdym możliwym kierunku. Po paru chwilach dostrzegła grupkę funkcjonariuszy, którzy uważnie badali wzrokiem jej partnerkę, która ze spokojem coś opowiadała. Długo nie musiała szukać wzrokiem Aidena Gellera, który stał centralnie przed Nadią. Mężczyzna był po czterdziestce i wyraźnie wyróżniał się z tłumu. Miał czarne jak heban włosy, które miały na sobie z kilka słoików żelu do układania fryzur, a do tego cienkie wąsy, łudząco podobne do tych, które nosił Zorro. Niebieskie oczy wpadające w granat patrzyły się z wyższością na każdego, tym bardziej na androidkę, która ze spokojem odpowiadała na kolejne jego pytanie. Miał uszyty na miarę czarny garnitur, a na niego płaszcz, który z pewnością jak cały jego ubiór miał wartość równoznaczną z dwiema wypłatami Kate. Kobieta w myślach odliczyła do dziesięciu i dziarskim krokiem podeszła do znienawidzonego człowieka.

Autofobia | Detroit: Become Human ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz