Rozdział 29 - „Tragedie dotykają każdego"
30 lipca 2039 roku, Detroit
Jeśli Connor miałby być szczery, to lubił określać siebie mianem rannego ptaka. Nie widziało mu się spać do dziesiątej, jak czasem potrafił Hank, gdyż wydawało się to dla niego marnotrawstwem kilku godzin, które można było wykorzystać bardzo pożytecznie. Na przykład na zwykłe czynności domowe, na które nie ma się czasu i chęci po południu.
Właśnie dlatego teraz o piątej trzydzieści przecierał stół kuchenny, jednocześnie rozmawiając z Markusem, który w końcu znalazł chwilę wytchnienia.
- Powiem ci w tajemnicy, że ustawa została zatwierdzona prawie w całości – powiedział rozemocjonowany Markus, a Connor na jego entuzjazm uśmiechnął się lekko. - W dzień zostanie to podane do publicznej wiadomości. Od tej pory androidy mogą brać śluby, adoptować dzieci i dziedziczyć. Nie wiem czemu, ale jeszcze rozważają kwestię ludzkich nazwisk, co jest dla mnie dziwne. Jak wszystko to wszystko.
- Prawdopodobnie nie chcą gwałtownej reakcji sceptycznie nastawionego społeczeństwa. To i tak dużo, zważywszy na podniesione nastroje. Chyba lepiej zachować ostrożność i zmiany wprowadzać stopniowo – odpowiedział Connor, wzruszając ramionami, choć jego przyjaciel i tak tego nie zobaczy.
- Masz rację – przytaknął Markus. - Zawsze starasz się posługiwać logiką i rozumem, a emocje trzymasz na wodzy. Mi samemu ciężko czasem tylko to stosować, a dla ciebie to jest takie naturalne. Jak to robisz?
Odpowiedź była prosta: Connor nie rozumiał dokładnie świata emocji i wszystkiego co z nim związane. Często zachowywał się, jakby ich nie miał, co było dużo prostsze od pokazania, co tak naprawdę czuje. Cały czas, gdzieś głęboko w jego umyśle, było zakopane jego dawne życie. Chciałby dokładniej zrozumieć emocje, chciał raz na zawsze zapomnieć o przeszłości, jednak nie potrafił, a już na pewno nie teraz. Miał ważniejsze rzeczy na głowie, które z każdym kolejnym dniem stawały się dużo większe niż wczoraj. Musiał najpierw to zamknąć do końca, dopiero później spróbuje się zająć pozostałymi rzeczami, które w porównaniu do innych problemów wydawały się niewielkie.
- Taka natura – odpowiedział Connor. Kłamstwo zawsze przychodziło mu łatwo, wypadał wiarygodnie. Kolejna pozostawiona rzecz z dawnego życia.
Rozległo się skrzypnięcie drzwi, a chwilę później na korytarz wyszedł Hank, głośno ziewając i się przeciągając. Powędrował wzrokiem do salonu, a kiedy zobaczył Connora rozmawiającego samego do siebie, dostał niemałego szoku.
- To już pora, abym dzwonił do androidziego psychiatry? - zapytał Anderson.
- Poczekaj Markus – powiedział Connor, skupiając całą swoją uwagę na mężczyźnie. - Nie trzeba, rozmawiam – odpowiedział, a kiedy na twarzy porucznika nadal widniało niezrozumienie, wywrócił oczami. - Androidy mają wbudowaną w systemie możliwość dzwonienia bez potrzeby posiadania telefonu.
- Faktycznie – mruknął Hank, machając lekceważąco ręką. - Dobra, nieważne.
Anderson odwrócił się na pięcie i ponownie poszedł do pokoju, aby jeszcze się przespać przed pracą, do której jest zmuszony pójść dzisiaj. Według niego, chodzenie do roboty w sobotę jest grzechem nie do przyjęcia. Nie zdążył nawet zamknąć drzwi, bo rozległ się trzask tłuczonego szkła. Niczym błyskawica znowu znalazł się w salonie, gdzie stał zszokowany Connor, a Sumo zaczął głośno szczekać w stronę okna.
- Co do licha?! - wrzasnął Anderson, natychmiast znajdując się przy androidzie.
- Później zadzwonię Markus – powiedział Connor, od razu się rozłączając.
CZYTASZ
Autofobia | Detroit: Become Human ff
FanfictionW mieście Detroit zostają znalezione dwa ciała - człowieka i androida. Charakterystyczną cechą zbrodni jest to, że obok nich jest ogromna ilość czerwonej i niebieskiej krwi, jakoby miało to symbolizować dwa gatunki. Sprawa zostaje przydzielona dla C...